4.

138 8 3
                                    

(ok. 1300 słów)

Sobota. To już tydzień, jak tu leżę. Znaczy... Tydzień od kiedy jestem świadomy. Bo wcześniej byłem przez tydzień w śpiączce...

No, nie ważne. Nie było dziś Jungkooka. Niestety... Nic wczoraj nie mówił, że nie będzie mógł, więc zacząłem się martwić. Ale najwidoczniej niepotrzebnie, bo wieczorem, kiedy już byłem po bardzo opornej rozmowie z psychiatrą, właśnie moje zbawienie weszło przez drzwi.

–Cześć. Stęskniłeś się?– spytał z lekkim uśmiechem.

–Bardzo śmieszne.– wywróciłem oczami.

–Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej, ale moja siostra miała dziś urodziny i nie miałem jak przyjść.

–Mogłeś powiedzieć, że cię nie będzie.

–Nie mówiłem, że mnie nie będzie, bo jestem. Po prostu nie dałem rady przyjść wcześniej.– zdjął plecak i usiadł na krzesełku.– A co? Martwiłeś się?

–A chuj wie, czy cię tam licho nie zjadło za tym mostem.

–Spokojnie, Maluchu, jestem bezpieczny. Nie chodzę tam pieszo.

–No chyba tylko ja jestem takim debilem, żeby łazić tam na nogach.

–Nie jesteś debilem.– wydął wargę.– Mam coś dla ciebie.

–Znowu?

–Tak.– uśmiechnął się.– Masz kawałek tortu mojej siostry.– położył plastikowy pojemnik na moich udach.– Ale to nie wszystko!– wyciągnął z plecaka małego, białego kotka. Pluszaka Oczywiście. Był taki słodki...– Nie będziesz się czuł samotny, jak mnie nie będzie.

–Ty jesteś nienormalny, Jungkookssi. Nie mogę go wziąć...

–Nie obchodzi mnie to. Zostaje u ciebie i koniec.

–Jesteś głupi...

–Możliwe. Masz go tulić w nocy. A teraz powiedz mi jak się czujesz.

–Nie wiem... A-ale chyba trochę lepiej...– dodałem szybko, widząc jegk wzrok.

–Mam nadzieję. Smacznego.– podał mi plastikową łyżeczkę.

Cóż, no tort był naprawdę smaczny.

–Dziękuję, Jungkookie...

–Za co?– spytał wyrwany z transu.

–Za ten tort. I za pluszaka... I... I za to, że przychodzisz... Naprawdę nie musisz.– odłożyłem pudełko na szafkę.

–Lubię patrzeć, jak się uśmiechasz.– stwierdził, samemu pokazując swój śliczny uśmiech.– Chcesz wyjść na dwór? W końcu już możesz...

–N-no możemy.– wstałem z łóżka i niepewnie ruszyłem w stronę wyjścia

–Czekaj, już jest zimno.– chwycił mnie za nadgarstek. Chwilę później narzucił mi na barki swoją kurtkę.– Już wystarczająco przemarzłeś, a jeszcze nie ma lata. I załóż buty.– wywróciłem oczami i przebrałem kapcie na cieplejsze buty.

–Lepiej?

–Lepiej.– uśmiechnął się.– Jaki ty jesteś niziutki...– zachichotał, podchodząc do mnie o krok bliżej. Spojrzał na mnie z góry i poruszył brwiami. Śmieszny jest.

Ale stanął zdecydowanie za blisko. Praktycznie stykaliśmy się ciałami.

I to nie tak, że ja byłem aż tak niski. Po prostu on tak blisko stanął, że musialem podnieść głowę, żeby móc patrzeć mu w oczy.

Set Me Free || JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz