Rozdział 20

131 13 1
                                    

-Kto ich tu zabrał? Nie mieli żadnego innego oddziału do eskorty? - zapytałam zirytowana Able'a, który wysiadł jako pierwszy z samolotu i pokłonił się mi dostojnie. Zaraz za nim pojawiło się jeszcze dwóch negocjatorów, ale w tym momencie było to dla mnie mało ważne, gdy...

-LANS DO KURWY NĘDZY!
-NO COOO, CHCIAŁEM TYLKO NAM ZROBIĆ CHOINKĘ! NIE BIJ MNIE HOFF!
-KURWA, CO NIE BIJ?! UŻYŁEŚ GRANATÓW ZAMIAST BOMBEK!
-SAMI JESTEŚCIE BOMBKI, ZAMKNIJCIE SIĘ W KOŃCU DO CHOLERY I POMÓŻCIE MI Z TĄ DZIURĄ W PODŁODZE!

-Postanowiono by twój oddział przyleciał z nami na Paradis, ponieważ wykazaliście się doskonałą współpracą na froncie dwa lata temu. - odpowiedział spokojnie Able, patrząc mimo wszystko na mnie współczującym wzrokiem.

Z cichym jękiem potarłam skórzaną rękawiczką po swojej twarzy. Kurwa, czyli jednak rozpętamy trzecią wojnę światową. A to wszystko przez agresora, szczęściarza i wynalazcę, których z jakiegoś powodu los pokierował pod moje skrzydła.

-Co to za krzyki? - spytał Connie, nie rozumiejąc na szczęście żadnego słowa po halikarsku.

Obróciłam się z nieco zmęczoną miną w stronę oddziału Leviego i Hange. Jak powinnam się w tym wypadku zachować? Mój narzeczony z pewnością by mnie zrozumiał, jako Kapral ma tak samo gównianą robotę z imbecylami, ale jednak jako halikarczycy powinniśmy wypaść dobrze. Z drugiej strony powinnam uprzedzić Erdian z jakimi niebezpieczeństwami wiąże się mój oddział. Nawet ja nad nimi w pełni nie panuję.

-Able, przedstaw się proszę sam w imieniu waszej trójki. Muszę pilnie zamienić parę słów ze swoim oddziałem. - poprosiłam blondyna, który w niemym porozumieniu pokiwał głową i nawet ukradkiem się przeżegnał. Nie wiem czy współczuł mi użerania się z trzema jeźdźcami apokalipsy, czy też właśnie modlił się za ich dusze, bo po czterech latach u mojego boku w pałacu znał moje możliwości, gdy solidnie potrafiłam się wnerwić.

Poprawiłam spokojnym ruchem swoje skórzane rękawiczki i weszłam na pokład samolotu, szykując się na grzeczną wymianę zdań.

-HOOOOOOFFFF!!!
-PYSK TAM, DZIECIAKU, DAWAJ MI TO!
-HOFF, JEZU, NIE! NIE! TO NIE JEST DO WYCIERANIA TO...
-ALE JEBŁO PRĄDEM! WOOOO!
-KURWA MAĆ, OSTROUMOV! JA PIERDOLĘ, TO MIAŁO TYLE WATÓW, ŻE POWINNO CIĘ USMAŻYĆ!
-O! SZEFUNCIO!
-Ja wam dam, kurwa, za chwilę szefuncia. Hoff, iskierki ci strzelają między włosami, ogarnij to.

*POV LEVI*

-Witamy na Paradis. Jestem generał Hange Zoe. - przywitała dwóch mężczyzn i kobietę brunetka, lekko skinając im głową. Trójka bardzo eleganckich i w ewidentnie najlepszej jakości ubraniach negocjatorów ukłoniła się charakterystycznie lekko do przodu, przy okazji wyciągając w naszą stronę dłonie. Było widać, że Halikar miało kompletnie inną kulturę niż my. Jakby za pomocą drobnych gestów mieli przekazywać najważniejsze informacje.

-Dziękujemy za zaproszenie. Bardzo nam miło, że będziemy mogli poprowadzić wspólne negocjacje. Mamy nadzieję na owocne porozumienie pomiędzy naszymi państwami. - odpowiedział bardzo spokojnym głosem blondyn, który ewidentnie był wyćwiczony do przemówień. Mimo wszystko dało się słyszeć, że ma inny akcent, zdecydowanie bardziej miękki na spółgłoskach.

Jego oczy, pod którymi dało się już zauważyć lekkie zmarszczki, omiotły mnie i mój oddział uważnie. Jego dwójka kompanów również z ciekawością nas obserwowała, jednak nie było to w żaden sposób niegrzeczne. Większość mareńczyków czy nawet osób z Azumabito potrafiła na początku wlepiać w nas gały, jakby nie umiejąc zrozumieć, że wyglądamy tak jak normalni ludzie.

-Nazywam się Able Lehane, doradca Władcy Ushera. Salet prosiła by wstępne narady odbyły się bez niej, ze względu na chwilowe zamieszanie na pokładzie. - przedstawił się spokojnie, na co mój oddział bardzo ciekawsko spojrzał na elegancki zegarek na jego nadgarstku. Musiał kosztować mały majątek.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz