Moja mama zawsze miała piękny głos, tak melodyjny i delikatny, że zawsze gdy nuciła mi i mojemu rodzeństwu to lubiliśmy przymykać oczy i jej słuchać.
Urodziłem się w okolicy górskiej, na tyle wysoko, że nasz domek jednorodzinny był oddalony o kilkanaście kilometrów od pobliskiej wsi, gdzie chodziliśmy do szkół i na zakupy w niedzielę, gdy ludzie otwierali stragany. Mieliśmy ogromny, drewniany taras na którym spędzaliśmy praktycznie całe dnie grając w gry, albo rysując. Rzadko kiedy wchodziłem do pobliskiego lasu, a zwłaszcza sam, bo był ogromny i wiekowy.
Była nas szóstka - moje cztery siostry: Annai, Luz, Wella i Bea, mama i ja.
Annai była najstarsza i najbardziej odpowiedzialna z całego mojego rodzeństwa. Miała bardzo długie, czarne włosy, które zawsze zaplatała w warkocze, a ja wtedy lubiłem zrywać kwiaty z łąki, by później ukradkiem przyozdabiać jej fryzurę.
Luz była bardzo cicha, zawsze z nosem w książce i nie lubiła bawić się w berka. Mało kiedy się odzywała, chyba, że poprosiłem ją o przeczytanie mi bajki na dobranoc. Miała śmieszne, okrągłe okulary, bez których bardzo słabo widziała i musiała wtedy mrużyć oczy. Zawsze miała krótką fryzurę, sięgającą delikatnie za ucho. Jej włosy miały bardziej brązowy odcień, przypominający gorzką czekoladę, którą raz udało mi się spróbować.
Wella i Bea były bliźniaczkami, często sprawiały mamie psikusy zamieniając się ubraniami i układały tak samo brązowe włosy sięgające za ramiona. Były jak papużki nierozłączki, nie za bardzo lubiły się ze mną bawić w chowanego, ale czasem brały mnie do swojej "kawiarni" i udawały, że siedzimy na jakimś spotkaniu, przy okazji sącząc niewidzialną herbatę z plastikowych kubeczków.
Ja byłem najmłodszy i najbardziej wątły z całego rodzeństwa. Ciągle się potykałem gdy biegałem, często gubiłem w okolicy przy zabawie w chowanego, a świeże pranie zawsze wymykało mi się z rąk i brudziło o ziemię. Jednak nie przeszkadzało mi to ani trochę, moje starsze siostry zawsze mi pomagały i choć czasem były nieznośne to traktowały mnie jak najcudowniejszy skarb. Nosiły mnie na rękach, czesały włosy, opowiadały bajki i zabierały na spacery do lasu.
-ANNAI! ANNAI! POBAWMY SIĘ W BERKA! - zawołałem radośnie, oplatając dłonie wokół nogi swojej wysokiej siostry, by ta się zatrzymała. Ta jedynie przełożyła wiklinowy koszyk z praniem do jednej ręki i pogłaskała mnie po głowie co bardzo lubiłem.
-Rin, muszę najpierw rozwiesić prześcieradła. Idź do Luz, podobno ma nową książkę, może ci poczyta. - odpowiedziała spokojnie, na co się od niej oderwałem i energicznie wbiegłem na taras. Zahaczyłem stopą o próg i upadłem, głucho lądując na brzuchu. Zabolało.
W moich oczach zebrały się łzy, gdy spojrzałem na piekące otarcie we wnętrzu dłoni.
-Oj, Rin, znowu zrobiłeś bęc? No już, nic się nie stało. - podbiegła do mnie Luz, która siedziała wcześniej pod kocem na krześle na tarasie.
-Ciii, boli, tak? Chodź, pocałujemy i przestanie. Co ty na to? - zapytała, biorąc mnie na ręce.
-Yhym. - zachlipałem cicho, pociągając nosem.Siostra z powrotem usiadła na krześle, biorąc mnie na kolana. Delikatnie pocałowała mnie w rękę i pochuchała. Pogładziła mnie smukłymi palcami po głowie, a potem dotknęła opuszkiem w czubek nosa.
Uśmiechnęła się do mnie lekko.
-Już lepiej? - zapytała, na co pokiwałem głową i wytarłem nos rękawem koszulki. Po chwili wyciągnąłem w jej stronę dłonie i zacząłem bawić się kosmykiem jej krótkich włosów.
-Poczytaj mi! - zawołałem.
-A co się mówi?
-Proooooszę!Luz otworzyła książkę, poprawiając okulary i zaczęła mi czytać. Lubiłem jak to robiła, wkładała w to dużo serca i łatwo umiałem sobie wyobrazić to o czym opowiadała. Tak też było i tym razem, gdy zamknąłem powieki, otulając się szarym kocem i widząc w swojej wyobraźni dwójkę bohaterów, która przemierzała dziwny, fantastyczny świat.
CZYTASZ
Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)
FanficWitaj w Czwartym Korpusie, tylko dzięki nam Paradis może zwać się Rajem dla Erdian. To My tuszujemy prawdę - szybko, po cichu i bez wahania. Słodka niewiedza ma swój koszt. Nasi żołnierze ustalają cenę.