She says she met me on a tour
She keeps knocking on my door
She won't leave me, leave me alone
This girl she wouldn't stop, almost had to call the cops
She was scheming, ooh, she was wrong
Maria Justin BieberAlice White
,,Are you fucking serious?"Wstałam rano w znakomitym humorze. Na zewnątrz było słonecznie, pomimo mroźnego powietrza, ja miałam dzisiaj nockę, więc mogłam się wyspać, Nicodemus Walker się do mnie nie odzywał. Miałam wrażenie, że już lepiej być nie mogło.
Po przeglądaniu nudnych zdjęć swoich znajomych na instagramie postanowiłam w końcu podnieść się z łóżka i przyszykować na niesamowicie zapowiadający się dzień. Tak więc, podłączyłam telefon do głośnika i puściłam piosenkę Maria Justina Biebera. Kołysałam biodrami z uśmiechem na twarzy, kiedy ubierałam na siebie czarne, świecące, szerokie jeansy, biały top, a na to czarną bluzę z kapturem. Następnie uczesałam swoje równie czarne, jak i świecące, włosy, zrobiłam lekki makijaż i umyłam zęby. Porobiłam sobie kilka słodkich zdjęć w lustrze. Przyglądałam się chwile swoim fotografią, zastanawiając się czy wstawić je na relacje, bo dziwne uczucie w moim sercu i głowie chciało, aby Walker zobaczył co stracił i nigdy nie odzyska.
A chuj. Wstawiłam.
Odłożyłam pośpiesznie telefon na pralkę i zakryłam usta.
Ja pierdole, po co ja to wstawiłam?
Jeszcze pomyśli, że specjalnie dla niego?
Uzna mnie za psychiczną?
Boże, zachowuje się jak nastolatka...
Przecież on nawet nie ma mojego instagrama...tak sądzę.
Odetchnęłam głęboko zażenowana sama sobą i schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni. Wyszłam na balkon, a moje ramiona otuliło rześkie powietrze. Włożyłam sobie jednego papierosa do ust po chwili go odpalając, a na końcu zaciągnęłam się swoją słodyczą z wielkim uśmiechem, pomimo że moje oczy wyrażały czystą irytację, byłam tego pewna.
Prowadziłam nudne, ale spokojne życie dopóki nie pojawił się w nim Nicodemus Walker... ponownie. Powinien zostać w tym swoim Nowym Jorku, żyć swoim życiem, zapomnieć o mnie, może nawet znaleźć sobie jakąś kobietę?
Przez moje ciało przeszły dreszcze, jakby złości i obrzydzenia jednocześnie, z obrzydzenia. Pomimo upływu lat dalej nie potrafiłam sobie wyobrazić Walkera z kimś innym niż ja. Nie umiałam przyjąć do wiadomości, że na pewno nie żył w, pieprzonym, celibacie, w końcu to Walker, czyli największy ruchacz mojego liceum. Został legendą. Kurwa, zaliczyć wszystkie dziewczyny z klasy w ciągu trzech imprez? Aż mu zazdrościłam umiejętności flirtu. A jednak czułam dumę, że wśród wszystkich idealnych lasek wybrał mnie. Za mną chodził. Mnie zabierał na kolacje. Do mnie dzwonił na wideo podczas, gdy jechał do sklepu lub robił cokolwiek innego. I możliwe, że większość z tych wszystkich rzeczy były manipulacją, ale któraś z nich musiała być jego dobrowolną decyzją. Byłam tego pewna.
Wyrzuciłam niedopałek papierosa do popielniczki, stojącej na parapecie i wróciłam do ciepłego mieszkania, aby ubrać na siebie płaszcz, włożyć buty i zawiesić torebkę na ramię, a następnie znowu wyjść na mróz, tym razem na ulicę. Weszłam do swojego białego BMW E36 — mówiłam już, że kocham ten samochód? — rozgościłam się w środku i włączyłam się do ruchu szalonych ulic Londynu. Stojąc na czerwonym świetle włączyłam sobie piosenkę Heartbeat Childish Gambin, wystukując rytm palcem na kierownicy. Po chwili już wczułam się w piosenkę, rzucając się na siedzeniu i śpiewając głośno słowa, które śpiewałam niegdyś z niesamowitą rudowłosą, Olivią Sanches. Moją najlepszą przyjaciółką za czasów liceum. Jednak czas pokazał kto jest kim i teraz twierdziłam, że była zwykłą szmatą, ale kiedyś serio była fajna. W szczególności, jak była pijana. Wtedy była wręcz zajebista.
Dojechałam do galerii handlowej i znowu te dziwne dreszcze.
A co, jak Nicodemus też jest w tej galerii?
Co wtedy zrobię?
Spierdolisz, Alice. Jak najdalej potrafisz.
Ale ja nie umiem biegać, kurwa.
No to wtedy już chuj... zostaje ci tylko gra w chowanego.
Wywróciłam oczami z irytacji i zaparkowałam niedaleko głównego wejścia, gdyż wiedziałam, że jak znajdę miejsce gdzieś na końcu parkingu to zgubie własny samochód. Wolałam więc nie ryzykować.
Szłam dumnie, spoglądając co jakiś czas na ludzi, przechodzących obok mnie. Niektórzy na mnie patrzyli, inni nie. Tak jak zawsze. Wszyscy zwracali na mnie uwagę, kiedy szłam z Nicolasem.
Lub za czasów swojej świetności i jednocześnie zguby z Nickiem.
Czemu nazwałam go „Nickiem"?!
Weszłam w końcu do jednego ze sklepów z ubraniami. Musiałam sobie czymś zając głowę. Zaczęłam przeglądać wieszaki ze spodniami na promocji, a za każdym razem jak coś mi się spodobało to w głowie powtarzałam sobie mimowolnie jedno pytanie: czy Walkerowi też się spodobają?
W końcu wybrałam sobie zwykłą szarą bluzę z kapturem i niebieskie dresy, a kiedy patrzyłam na siebie w lustrze w przymierzalni zastanawiałam się, czy na pewno chcę to kupić.
Nickowi by się podobało.
Kiedyś lubił mnie w dresach, może dalej tak jest?
Ciekawe co teraz robi?
Może pojechał do swojego klubu?
Ale przecież jest jeszcze wczesna godzina.
Może jest w pracy, na pewno jest w pracy.
Nick powiedziałby, że te dresy pasują mi do oczu.
Rozebrałam się szybko zła i wyszłam jak najszybciej ze sklepu.
Pierdole te zakupy. Niech Nicodemus Walker pójdzie się pierdolić.
ꨄ
Nicodemus Walker
Siedziałem na skórzanej kanapie, obracając w dłoni pistolet. Nudziło mi się. Miałem zły humor, w dodatku Xavier siedział w moim domu, a ja musiałem zaraz wychodzić. Miałem sprawę do załatwienia. Bardzo pilną sprawę.
— Xavier! — Zawołałem brata. Po chwili przybiegł w rozpiętej koszuli i bez spodni. Uniosłem zirytowany brwi. — Serio, kurwa? — Zapytałem, pomimo że znałem odpowiedź. Wiedziałem też, że ten zjeb mi nie odpowie, bo jego szare komórki służą tylko do zasilania jebadła. — Wypierdalaj. Nie będziesz ruchał dziwek w moim domu. Poza tym, jestem ciekaw czy Livia będzie szczęśliwa, jak się o tym dowie.
— Co, kurwa? Od kiedy twoja sprzątaczka to dziwka, to w ogóle po pierwsze? Po drugie, Livia jest w Rosji, a tam jest taka komuna, stary, że nawet zasięgu nie mają — oznajmił mi z uśmiechem.
Xavier Walker miał dwadzieścia lat, a zachowywał się jak niewyżyty piętnastolatek.
— Nawet nie wysilę się, aby to jakkolwiek skomentować — mruknąłem, spoglądając na zegarek.
Ósma dwadzieścia trzy wieczorem.
Prace zaczęła godzinę i dwadzieścia trzy minuty temu.
Biorąc pod uwagę ruch na ulicach, będę tam za około czterdzieści minut, jadąc zgodnie z prawe.
Czyli będę tam za jakiejś dwadzieścia minut z hakiem.
Wstałem z kanapy, a przechodząc obok Xaviera popchnąłem go tak, że ten mało co się nie wywrócił.
Pizda?
— Jak wrócę ma cię tu nie być. A jeżeli będziesz, to osobiście wyrzucę cię przez okno — zagroziłem. W odpowiedzi usłyszałem cichy śmiech.
— Nico, głuptasie, twoje okna się nawet nie otwierają — mówił takim tonem, jakby rozmawiał z pięciolatkiem, a nie starszym o siedem lat bratem.
— Xavier, skurwysynie, zamknij mordę, albo twoje lecące w nie ciało otworzy je raz na zawsze.
CZYTASZ
𝐃𝐮𝐥𝐜𝐲𝐧𝐞𝐚 | +𝟏𝟖 W TRAKCIE POPRAWY
Romance[...] - Jesteś chory, Walker. - Choruje na ciebie, Alice White i nie udawaj, że tego nie wiesz. [...] - Zniszczysz mi życie... - Nie da się zniszczyć czegoś, co jest już dawno zrujnowane. [...] Alice White po siedmiu latach spotyka swoją licealną...