𝟏𝟓ఌ

535 19 3
                                    

Don't make me sad, don't make me cry
Sometimes love is not enough
And the road gets tough, I don't know why
Keep making me laugh
Let's go get high
The road is long, we carry on
Try to have fun in the meantime
Born To Die Lana Del Rey

Alice White
,,Hello Sunshine"

Jebać chuja zgniłego!

Niech bawi się z tą swoją dziwką, a ja będę siedzieć w domu z kocem i winem bezalkoholowym. Niech pieprzy, aż mu kutas odpadnie. Jebie mnie to po całości. Skoro tak chce się bawić, to proszę bardzo. Ja nie będę w tym, kurwa, uczestniczyć! Życzę mu, żeby się ode mnie odpieprzył i zajął się tą kurwą.

I skąd on wie gdzie ja teraz jestem?!

Wybrałam numer Dylana, a po trzech sygnałach odebrał. Nie chciałam siedzieć dzisiaj sama.

— Co tam? — Zapytał ze śmiechem. Słyszałam w tle hałas, więc zapewne znowu siedzi w barze pijąc zimne piwo.

— Kup cheetosy keczupowe, coca cole wiśniową, dwa monstery mango loco, orzechy laskowe, czekolade mleczną, lody czekoladowe i przyjedź, obejrzymy jakiś film.

— Daj mi godzinę — mruknął i rozłączył się nie czekając na odpowiedź.

Dzwonek do drzwi wypełnił głuchą ciszę w moim mieszkaniu. Wstałam niechętnie odkładając lampkę wina bezalkoholowego na stolik kawowy i wyszłam z niewielkiego salonu. Przeszłam przez nie wielki korytarz do drzwi wejściowych i bez zastanowienia je otworzyłam. Spodziewałam się, że będzie to Dylan z siatką zakupów. Po części miałam rację, ale zdziwił mnie na śmierć widok drugiego mężczyzny, który był kiedyś jeszcze bliżej mojego serca niż moi właśni bracia. Przynajmniej przez jakiś czas.

— Cześć, słoneczko — mruknął tajemniczo.

Zane McKarthon. Człowiek, z którym spędziłam trzy lata swojego życia. Mężczyzna, któremu miałam przyrzekać mi wierność w zdrowiu i chorobie przy ołtarzu.

Mój, kurwa, były narzeczony.

Stał luźno. Jego ciemno brązowe, proste jak druty, włosy opadały mu na niebieskie oczy. Nos miał prosty, ale teraz miał kolczyka po lewej stronie. Pełne, blade usta lekko uchylił, jakby chciał mnie uwieść nimi, co mu dobrze wychodziło. Ubrany w czarną bluzę, na to puchową kurtkę i czarne, szerokie dresy Adidas. Dłonie miał włożone w kieszenie spodni i opierał się o framugę drzwi. Przeniosłam teraz spojrzenie na swojego nędznego brata, którego wyjątkowo miałam ochotę zabić.

Co tu, do cholery, robił, jebany, Zane McKarthon?! W dodatku z Dylanem?!

— Cześć, siostrzyczko! Chyba już widzisz z kim przyszedłem! Spotkałem Zana w sklepie, zaczeliśmy gadać i jakoś tak wyszło, że powiedziałem, że idę właśnie do ciebie, bo mieszkasz niedaleko i zapytałem czy nie chciałby iść ze mną — wyjaśnił bez skrupułów Dylan.

On był, kurwa, niemożliwy!

— Dzięki, że mnie uprzedziłeś, Dylan. Mega miło... — mruknęłam pod nosem.

Odsunęłam się od drzwi pozwalając im wejść do mieszkania, aby po chwili je za nimi zamknąć. Zamknęłam na chwile oczy nie dowierzając dalej w to co się właśnie dzieje.

Zane McKarthon w moim mieszkaniu po roku od zerwania zaręczyn. Przecież to było komiczne. Nie dość, że mam na głowie Walkera to jeszcze Dylan przyprowadził Zana. No świetnie.

To będzie cholernie długi wieczór...

Nicodemus Walker

Obserwowałem tańczących Włochów, którzy pomimo eleganckiego wymogu ubioru wcale się nie zastosowali. Ten bal przypominał bardziej typową amerykańską domówkę dla nastolatków, niż elegancką uroczystość. Irytowało mnie, kiedy ludzie nie stosowali się do ustalonych od wyżej postawionych od nich osób zasad. Chociaż na temat zasad nie powinienem się zbytnio wypowiadać, gdyż sam notorycznie je łamałem. Jak nie prawne to moralne. Nie żeby przeszkadzało mi nakładanie sprawiedliwości na własną rękę, czy sypianie z trzema kobietami na raz. Mógłbym nazwać się ekspertem od łamania wyznaczonych reguł.

Patrzyłem jam Meghan bawiła się pijana wśród innych kobiet i mężczyzn na parkiecie. Nie czułem nic patrząc na jej, dla większości ludzi, idealne ciało. Nie czułem nic, kiedy inni mężczyźni jej dotykali. Nie czułem nic, bo to nie była Alice. Żadnej zazdrości, żadnej złości.

Cholerna White. Kobieta wiedziała co zrobić, aby zaprzątnąć mężczyźnie głowę. Od siedmiu lat nie potrafiłem się z niej wyleczyć. Ale potrafiłem o niej podświadomie zapomnieć na moment. W końcu jakoś musiałem żyć przez te lata bez niej. Musiałem dać upust swoim emocją w kimś innym niż ona. Padło na Meghan, której moja mała Dulcynea nienawidziła od liceum. Nie zwracała na nią uwagi, do momentu aż zaczęła do mnie wypisywać i wysyłać mi swoje gorące zdjęcia, chcąc mnie przekonać, że jest ona lepszą opcją niż Alice.

Miałem w dupie czy skrzywdzę jakąkolwiek kobietę. Nie obchodziło mnie to ani trochę. Jednak Alice nie była jakąkolwiek kobietą. Była wyjątkowa. Niesamowita. Uczynna. Ambitna. Z, pieprzonym, charakterem, którego nie miał, kurwa, nikt. Tylko ona była wstanie postawić się mi i na następny dzień nie uciekać z kraju. Jedyna oprócz mojej kochanej ciotki, która potrafiła czasami dać mi po ryju za niektóre pomysły.

𝐃𝐮𝐥𝐜𝐲𝐧𝐞𝐚 | +𝟏𝟖 W TRAKCIE POPRAWYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz