𝟗ఌ

565 18 1
                                    

Your body looking like a model
I'ma use you up, I'ma swallow (Oh yeah)
I see you working on your fitness
Gotta keep up when you hit this
Do a split on the (Woo), yeah, I'm a gymnast
If you fall in love, I'ma quit this
Caffeine Lolo Zouaï

Alice White
,,Fuck that game!"

— Choruje na ciebie, Alice White — mruknął patrząc w moje oczy.

Nie potrafiłam tego przyjąć. Nie chciałam tego. Żałowałam dnia, w którym pozwoliłam Nicodemusowi Walkerowi zasmakować mojego ciała. Nie sądziłam, że wyjątkowo się mną zainteresuje. Nie przewidziałam tego, że Nicodemus wcale nie był dobrym człowiekiem.

Odwróciłam wzrok, aby nie musieć patrzeć w jego oczy, z których biło czyste szaleństwo.

— I nie udawaj, że tego nie wiesz — dokończył.

Udawanie teraz wcale nie było takie złe, prawda?

— Nie będę się z tobą ścigać. Rozjebany jakiś jesteś, jak myślałeś, że się na to zgodzę — warknęłam, dalej na niego nie patrząc.

— W takim razie ci nie odpuszczę, kochanie. Będę za tobą chodził dzień w dzień, jak cień i zrobię wszystko byś znowu mnie pokochała, Alice. Wszystko. Choćbym miał zabić, okraść, zniszczyć świat dla ciebie. Zrobię, kurwa, wszystko — powiedział niewiarygodnie cicho i cudem to usłyszałam, ale pomimo tego, w jego głosie było czuć determinacje. Ogromną determinacje. I może byłam miękka, ale zrobiło mi się go przez sekundę żal. Kiedy ten czas upłynął zaczęłam się śmiać kpiąco i w końcu na niego spojrzałam.

— No właśnie. Byś znowu mnie pokochała, powiadasz? — Zapytałam z wrednym uśmiechem na twarzy. Nicodemus milczał, patrząc na mnie błyszczącymi szaleństwem oczami. Opierał się o maskę swojego cholernie drogiego samochodu i po prostu na mnie patrzył. — Wiesz co zawsze sprawiało mi cholerną przykrość? — Zaczęłam iść powoli w jego stronę. — Chciałeś, abym dała ci wszystko, ale ty od siebie nie dawałeś nic dla mnie...

— Miałaś wszystko, co sobie tylko zapragnęłaś, Alice...

— Czyżby? — Warknęłam, czując łzy w oczach. Walker ponownie milczał. — Może i miałam pierdyliard drogich sukienek, kolacje w ekskluzywnych restauracjach, przejazdy drogim samochodem i najnowszy telefon, ale to tylko pierdoły, Walker. Wiesz czego mi naprawdę brakowało, przez cały czas? — Zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Po prostu stał, wlepiając we mnie czarne oczy, czekając, aż go oświecę. — No właśnie, kurwa. Bo jesteś złotym chłopcem z kurewsko bogatej rodziny, który jedyne co zna pokrewnego z czułością to seks! — Krzyczałam. Po moich policzkach spływały ciężkie łzy i wiedziałam, że gardło będę miała jutro zdarte. — Kiedy ostatni raz mnie przytuliłeś? Zapytałeś jak się czuje, albo kurwa, powiedziałeś chociaż głupie dobranoc, Nicodemus?! No kiedy?! — Nerwy buzowały we mnie, a on dalej milczał. — Nigdy, kurwa. Nigdy tego nie zrobiłeś, bo jesteś, pierdolonym, bogatym chujem, który myśli tylko i wyłącznie o sobie. Byś znowu mnie pokochała, ale dlaczego to ty, nie pokochasz mnie?

Oddychałam ciężko. I byłam tak zła, za to, że nie potrafił mi odpowiedzieć na moje pytania. Patrzył na mnie tylko tym szaleńczym wzrokiem, a ja coraz bardziej miałam ochotę mu przywalić. Był taki bezczelny. Tak cholernie zły, zniszczony, zepsuty.

— Pierdole ta zabawę! — Krzyknęłam i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam go pospiesznie i wyjechałam z tego cholernego parkingu, kierując się do mojej otchłani.

Nicodemus Walker

Nie wiem ile czasu stałem na tym parkingu wpatrując się w miejsce gdzie wcześniej zaparkowany był jej samochód. Już dawno pojechała, a ja dalej stałem w jednym miejscu, chcąc cofnąć czas. Chciałem wrócić do czasów naszej świetności. Miłości.

Ale dlaczego to ty, nie pokochasz mnie? — zapytała mnie jeszcze chwilę temu, ale ja jej nie odpowiedziałem.

Bo nie potrafiłem. Nie wiedziałem, jak to jest być zakochanym. Zatraconym w jednym obiekcie westchnień, wiedząc, że zrobi się dla tej osoby wszystko. Bo jedyne co czułem do Alice White, od zawsze, to pieprzona obsesja na punkcie jej uwagi. Chciałem ją całą. Bo kiedy ona zwracała na mnie uwagę, nic innego wokół się nie liczyło. Tylko ja i ona. Pragnąłem jej uwagi, której nigdy nie dostałem w domu.

Alice, ta którą poznałem jako szczyl, nie była wcale twarda. Opisywałem ją wtedy jednym słowem — naiwna. Bo taka właśnie była tamta Alice, naiwna. Nie przeszkadzało mi to do czasu, kiedy zwracała na mnie całą swoją uwagę, blokowała wszystkich możliwych chłopaków z okolicy, odepchnęła od siebie wszystkich znajomych, których nie trawiłem i dawała mi to co chciałem. Było tak od początku do końca. Pozwoliła mi siebie zaznaczyć pierwszego dnia, kiedy zaczęliśmy rozmawiać, a ostatniego mówiła, że zrobi dla mnie wszystko, bylebym tego nie mówił.

Teraz... teraz było inaczej. Tamta Alice nigdy nie wyzwała mnie inaczej niż w formie żartu. Nigdy nie kłóciła się ze mną. Ale to była Alice White, która chodziła jeszcze do liceum, żyjąc imprezami, drogimi kolacjami i mną. Natomiast pani doktor White... była stanowczą, niezależną kobietą, która nie pozwoli wejść sobie na głowę. I za cholerę mi się to, kurwa, nie podobało. Nie potrafiłem już na nią wpłynąć. Kiedy łapałem ją w jakikolwiek sposób nie widziałem prądu przechodzącego przez jej ciało, kiedy nasza skóra się stykała, a teraz widzę tylko czystą złość i wzrok, który wprost mówi: puszcza albo cię do tego zmuszę, Walker. Nie potrafiłem jej do siebie przekonać.

Nie potrafiłem nią już manipulować.

Telefon w mojej kieszeni zawibrował. Kiedy już miałem go w dłoni spojrzałem na dzwoniącego. Arabella.

— Carlo chce żebyś przyleciał na Secylie za dwa tygodnie na bal, który urządza w swoim domu. Tylko ciebie zaprosił, ale mogę iść jako twoja osoba towarzysząca, aby zapewnić ci bezpieczeństwo...

— Nie — przerwałem jej wrednie, wpadając na cholernie głupi pomysł, który może kosztowaćnawet życie. — Pojadę sam. 

— Nie zrozum mnie źle, Nico, ale będzie tam chmara ludzi Carlo, więc, jeżeli dalej jesteś mądry, rozważ odpowiedzialnie tą decyzję, gdyż oni mogą...

— Arabella. Skończyłem — rozłączyłem się zaraz dzwoniąc do Allana.

Odebrał po jednym sygnale.

— Allan gdzie jest teraz nasza mała pani doktor? — Zapytałem uśmiechając się szaleńczo. Najwidoczniej musiałem też brzmieć jak psychopata, gdyż Allan wciągnął głośno powietrze i milczał przez chwilę.

— Bar na Hook Street. To nie jest miejsce dla ciebie, Walker.

Bez pożegnania i podziękowania rozłączyłem się.

Dobrze wiedziałem co chce zrobić.

𝐃𝐮𝐥𝐜𝐲𝐧𝐞𝐚 | +𝟏𝟖 W TRAKCIE POPRAWYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz