Let's have some fun, this beat is sick
I wanna take a ride on your disco stick
Don't think too much, just bust that kick
I wanna take a ride on your disco stick
LoveGame Lady GagaNicodemus Walker
„You love her, am I right?"— Ty jesteś pierdolniety po czasie czy taki się, kurwa, urodziłeś?! — Warknęła pijana Livia, kiedy opowiedziałem jej co się wydarzyło w mieszkaniu jeszcze godzinę temu.
Wywróciłem oczami, przechylając kieliszek wódki. Alkohol rozgrzał moje już ciepłe gardło. Kręciło mi się w głowie. Byłem już pijany prawie tak, jak Livia. Tyle że, ona bujała się do muzyki... Pomimo że muzyka wcale nie grała. Przymykała co chwile oczy i zsuwała się z kanap. W dodatku, język jej się niesamowicie plątał i musiałem się skupić, aby cokolwiek zrozumieć. Było to niezwykle trudne biorąc pod uwagę, że mieszała angielski z rosyjskim.
— Co miałem zrobić? White miała depresje, prawdopodobnie z mojego powodu. Co byś zrobiła na moim miejscu? — Zapytałem, bełkocząc.
— Na pewno nie uciekła, jak największa pizda! Ty chertov idiot! — Krzyknęła oburzona. — Ty uzhasnyy sumasshedshiy! Kak mozhno tak glupo sbezhat' ot lyubimoy devushki?
Spojrzałem na nią zdziwiony. Nic nie zrozumiałem z jej dalszej wypowiedzi.
— A mogłabyś po angielsku?
Wywróciła oczami. Nalała sobie trochę wódki do kieliszka i wypiła to jednym chlustem bez skrzywienia. Otrzepała się i spojrzała na mnie spod byka.
— Mówiłam: jak można spierdolić od tak zajebistej laski z tak durnego powodu, tak w skrócie. Przecież coś do niej czujesz, nie zaprzeczaj, bo wiem, że mam rację.
Oparłem się zrezygnowany o oparcie kanapy. Westchnąłem głośno, patrząc w sufit. Czy ja kochałem Alice? Nie byłem tego pewny. Ciągnęło mnie do niej nie tylko pod względem seksualnym. Chciałem jej uwagi, byłem zazdrosny o każdego faceta. Chciałem by była cały czas przy mnie. Była moja. Moja mała Alice White. Ale czy ją kochałem? Zawsze sądziłem, że prawdziwą definicją miłości jest poświęcenie wszystkiego dla drugiej osoby. Własnego komfortu, szczęścia i życia tylko po to, aby tej osobie było dobrze. Lecz czy ja byłem w stanie poświęcić swój ukochany styl życia dla niej? Lubiłem to co robiłem. Kochałem tą adrenalinę. Ale Alice by tego nie zrozumiała. Nazwałaby mnie przestępcą. Nie chciałem tego. Nie chciałem by widziała we mnie bandytę. Chciałem aby zawsze patrzyła na mnie jak na najlepsze co ją spotkało. Bo tak powinno być.
Czułem wzrok przyjaciółki na sobie. Czekała aż coś powiem. Tyle że ja nie wiedziałem co powiedzieć. Uciekłem od Alice, bo się przestraszyłem. Cholernie. Poczułem się jak najgorszy skurwiel. Ten tatuaż powiedział mi wszystko. Cierpiała przeze mnie. I to poważnie. A teraz bałem się, że będzie tak samo. Że zrobię coś nie tak i znowu będzie musiała przechodzić przez piekło i przeżywać podróż Dantego.
— Kochasz ją, mam rację? — Spytała cicho.
Moje milczenie było dla niej chyba odpowiedzią, którą ja sam nie potrafiłem powiedzieć.
Kochałem ją?
— Kurwa... — warknęła i również oparła się o kanapę. — Nicodemus Walker, jeden z najzimniejszych ludzi, których znam się zakochał...
Jeżeli, według Livii zakochałem się w Alice, to moje pytanie brzmiało: czy Alice kochała mnie?
Alice White
Ubrałam się w koszulkę i dresy Walkera, które wygrzebałam z jego szafy i usiadłam ponownie na fotelu, na którym siedziałam jeszcze jakiś czas temu. Tyle że na jego kolanach. Nie wiem ile dokładnie czasu minęło odkąd wyszedł, ale kiedy tylko ulotnił się z apartamentu uznałam, że żałowałam całego zbliżenia do niego. Mogłam nie wracać do mieszkania po odwiedzinach u Devona. Mogłam go odepchnąć i nie pozwalać na to całe bagno, w którym teraz byłam. Mogłam się w nim znowu nie zakochiwać.
Teraz tego wszystkiego żałowałam. Nie chciałam, aby tak to wyglądało. Chciałam zostawić za sobą przeszłość i zacząć od nowa. A teraz wszystko się sypało. Ponownie. Wszystko poszło się jebać, bo on wrócił do mojego życia. Bo to on siał zniszczenie. Tylko on potrafił mnie tak zepsuć i naprawić jednocześnie. Bo to był właśnie Walker.
Teraz już wszystko wiedział. Wiedział co przeszłam, jak przez niego cierpiałam. Wyszedł, zostawiając mnie samą. Wyszedł, bo nie chciał mnie znowu skrzywdzić. Nicodemus był sukinsynem, ale nie mogłam mu odjąć, że się o mnie martwił. Nie chciał mnie skrzywdzić. Ale to zrobił. I wtedy. I teraz. Wychodząc z tego mieszkania zrobił mi krzywdę, bo zamiast pozwolić mi wszystko wyjaśnić to postanowił zostawić to i dać sobie spokój. Nie chciał zaryzykować.
Spojrzałam na stolik kawowy, gdzie ostatnio leżała paczka papierosów. Teraz jej tam nie było. Postanowiłam więc poszukać czegoś do palenia, aby uwolnić się od stresu chociaż na krótką chwilę. Przeszukałam cały salon. Zaglądałam do każdej szafki w każdym pomieszczeniu, które mieściły się na dolnym piętrze. Nigdzie ich jednak nie znalazłam. Dlatego też weszłam po schodach na piętro, nie przerywając poszukiwać. Na samej górze mieściło się sześć par drzwi.
Weszłam do pierwszego pomieszczenia, gdzie znajdowała się łazienka, ale nic tam nie znalazła.
Drugie drzwi i prowadziły one do nie wielkiej sypialni, w której panował ogromny bałagan.
Trzecie drzwi prowadziły do pralni.
Czwarte - te były zamknięte na klucz.
Za piątymi była kolejna sypialnia. W tej był przerażający porządek.
I ostatnie, szóste drzwi, które prowadziły do sypialni Nicodemusa.
Zaczęłam przetrzepywać garderobę, ale oprócz ubrań i kilku schowanych między nimi słodyczy nie znalazłam niczego pożytecznego. Chociaż jednego batonika mu zabrałam, zaczynając go jeść. Rozejrzałam się po pokoju, dostrzegając niewielką komodę.
W pierwszej szufladzie znalazłam birzuterię.
W drugiej była masa papierów.
Natomiast w trzeciej... pistolet, a zaraz obok niego pudełeczko z nabojami i poszukiwaną przeze mnie paczkę papierosów z zapalniczką. Otworzyłam szeroko usta, a kawałek batonika, którego przed chwilą ugryzłam, wypadł mi z buzi w szoku. Nicodemus Walker trzymał broń w domu? Po co mu ona była?
— Ja pierdole... — szepnęłam zdziwiona.
Niocdemus Walker zawsze był podejrzanym typem. Niby żyjący zgodnie z prawem, ale śmierdziało od niego rodzajem adrenaliny spod ciemnej latarni. Dlatego też wątpiłam, że broń służyła mu w słusznych celach, takich jak samoobrona przed potencjalnym włamywaczem. Może i byłam przewrażliwiona, a moja intuicja się myliła, ale sądziłam, że Walker mógł maczać w palce w czym co nie byłoby za dobre. W czymś co było wręcz wstrętnie złe. Bo w końcu, skąd znał go Devon?
Nicodemus Walker miał przede mną wielką tajemnicę, o której nie chciał mi powiedzieć. I to mi się, za cholerę, nie podobało.
CZYTASZ
𝐃𝐮𝐥𝐜𝐲𝐧𝐞𝐚 | +𝟏𝟖 W TRAKCIE POPRAWY
RomancePIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII „LONDON" [...] - Jesteś chory, Walker. - Choruje na ciebie, Alice White i nie udawaj, że tego nie wiesz. [...] - Zniszczysz mi życie... - Nie da się zniszczyć czegoś, co jest już dawno zrujnowane. [...] Alice White po siedmi...