𝟐𝟕ఌ

557 19 2
                                    

I need a gangsta
To love me better
Than all the others do
To always forgive me
Ride or die with me
That's just what gangsters do
Gangsta Kehlani

Nicodemus Walker
„You ask a wild boar if it shits in the forest and it tells you that it does."

Livia wróciła do salonu po pójściu na chwile do toalety. Uśmiechnęła się do mnie podejrzanie, idąc w moją stronę chwiejnym krokiem. Ręce trzymała za plecami. Zmarszczyłem brwi, obserwując ją pijanym wzrokiem.

— Zgadnij co mam! — Krzyknęła do mnie uradowana, a kiedy była tak pijana jej rosyjski akcent był jeszcze bardziej słyszalny.

— Oświeć mnie — mruknąłem, przewracając oczami.

Wyciągnęła zza pleców woreczek z używką, przez którą ludzie się zatracają. Była to kokaina, najgorszy narkotyk, jaki tylko powstał, zaraz po Alice White. Bo ta mała szatynka uzależniła mnie od siebie.

Blondynka usiadła na kanapie obok mnie i nachyliła się, aby rozsypać trochę białego proszku na stole. Chwyciła za kartę kredytową i zaczęła formować dwie spore dwie linie. Obserwowałem uważnie jej ruchy i zastanawiałem się czy nie skusić się na mała zabawę. Co prawda byłem czysty od dłuższego czasu i nie chciałem tego zaprzepaścić, ale z drugiej strony chciałem zapomnieć o wszystkim. Chociaż na chwile. Miała znowu wiele na głowie. White, Xavier i cholerne przemyty, a w dodatku kancelaria i ten cały Zane McKarthon. Nie dawałem sobie rady.

— Livio — zwróciłem się do niej. Spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem. Była tak zalana. — Ta druga kreska to dla mnie, czy się mylę? — Zapytałem, uśmiechając się pod nosem.

— Pytasz dzika czy sra w lesie to ci odpowiada, że sra — zażartowała. Normalnie bym się nie zaśmiał ale po dwóch butelkach rosyjskiej wódki roześmiałem się szczerze i głośno.

Livia Volkova-Walker była jedną z nielicznych osób, które nie oceniały mnie pod żadnym względem i w dodatku potrafiły mi pieprznąć w głowę, jeżeli pieprzyłem głupoty lub zachowywałem się bezmyślnie. Wiedziała o mnie wiele. Wiedziała o Alice. Wiedziała co do niej czułem. Nawet moje własne rodzeństwo nie wiedziało, że spotykam się z kimś. Co prawda poznali oni Alice w szpitalu, ale to była doktor White. Livia poznała ją jako Alice White. Dlatego ją mogłem nazywać swoją najlepszą przyjaciółką.

Oddychałem głośno i powoli. Myślami odpływałem do White, która siedziała sama w naszym apartamencie. Byłem ciekawy czy ulżyło jej po tym, jak wyszedłem bez słowa, czy zastanawiała się dlaczego to zrobiłem. Chciałem do niej wrócić. Kiedy myślałem o jej idealnym ciele, wyrzeźbionym przez Apollo pod czujnym okiem Afrodyty i Ateny miałem ochotę wsiąść w samochód i śmigać po zatłoczonych ulicach Londynu, aby znaleźć się, jak najszybciej w jej objęciach. Chciałem tego, jak cholera.

Dlatego wstałem z miejsca, zabrałem swój płaszcz, nie zatrzymując się, aby go założyć i wyszedłem z mieszkania. Wsiadłem do swojego Astona Martina one77 i wyjechałem z piskiem opon na ulice stolicy Anglii. Wymijałem każdy samochód, przejeżdżałem na czerwonym świetle i nie zatrzymywałem się aby przepuścić pieszego. Jechałem, jak szalony, aby jak najszybciej być już w naszym apartamencie i zaatakować jej usta.

Cały obraz rozmazywał mi się przez alkohol i narkotyki. Miałem wrażenie, że cholerne światła do mnie mówiły i czułem kolory.

Livia nie skończyła na jednej sztuce. Mój nos pomieścił trzy kolejne. Czułem się teraz, jak najgorszy śmieć, że pozwoliłem sobie wziąć to gówno i zaprzepaścić wszystko. Jeżeli Alice zauważy moje powiększone źrenice nie będzie ze mnie dumna. Obawiałem się najgorszego scenariusza. Wybrałem jej numer w telefonie i przystawiłem go do ucha, nie przejmując się, że prowadziłem samochód.

𝐃𝐮𝐥𝐜𝐲𝐧𝐞𝐚 | +𝟏𝟖 W TRAKCIE POPRAWYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz