Adeline
Ze snu wybudziły mnie odgłosy dobiegające z przedsionka. Powoli uchyliłam powieki i podniosłam do pozycji siedzącej. Wtedy ponownie usłyszałam dźwięk, który okazał się pukaniem do drzwi. Nieco mnie to zdziwiło, bo był już wieczór i raczej nie spodziewałam się gości. Mimo tego wygramoliłam się z ciepłego koca, a następnie skierowałam, aby otworzyć. Gdy już wyciągałam rękę, by od kluczyć, usłyszałam bardzo dobrze znany mi głos:
- Musimy porozmawiać, Adel. Wpuść mnie, proszę.
Przymknęłam oczy, przełykając ciężko ślinę.
Zdawałam sobie sprawę, że wkrótce będzie musiało dojść do szczerej rozmowy o tym, co się wydarzyło, jednak nie byłam jeszcze na nią gotowa. Co gorsza wszystko bardziej się skomplikowało po tym jak zwierzyłam się Oscarowi i go pocałowałam. Nie żałowałam tego, ale przez tamten wieczór naprawdę zapragnęłam, by nasza relacja szła do przodu. Jednocześnie się bałam, bo powód z jakiego kiedyś mnie zostawił nie jest wcale błahostką.
- Wiem, że spieprzyłem, ale pozwól mi to naprawić. - powiedział, a ja oparłam się plecami o drzwi.
Czy chciałam, żeby wszystko naprawił? Czy w ogóle chciałam dalej tkwić w tym związku?
- Jestem niemal pewny, że mnie słyszysz. Wiedz, że nie odejdę puki nie porozmawiamy.
Przegryzłam wargę, zastanawiając się co zrobić. W końcu zdecydowałam się przerwać milczenie:
- Odejdź, Ethan. Nie chcę cię widzieć.
- Doskonale to wiem, kochanie, ale proszę tylko o jedną rozmowę. Nie odejdę puki nie otworzysz mi tych drzwi. Jestem gotów spędzić tutaj nawet całą noc, Adel.
Przegryzłam wnętrze policzka, wałkując w głowie wszystkie możliwości. Mogłam go nie wpuścić, ale czy to nie jest odwlekanie nieuniknionego? Skoro już nadarzyła się okazja do rozmowy, to może warto z niej skorzystać? Wiem, że Ethan nie rzucił tych słów na wiatr i naprawdę nie odejdzie. Poza tym szkoda czasu na przemyślenia, które i tak prowadzą do niczego.
Z niechęcią westchnęłam i odbiłam się od drzwi. Przekręciłam klucz, po czym otworzyłam drzwi. Moje spojrzenie od razu natrafiło na brązowe tęczówki.
Włożył na siebie białą koszulkę, na którą narzucił czarną marynarkę, a włosy starannie ułożył. Obiema dłońmi trzymał bukiet czerwonych róż. Prezentował się nienagannie, ale nie to było przecież najważniejsze.
- Jeśli sądzisz, że bukiet kwiatów i kilka pięknych słówek coś zdziała, to jesteś w błędzie. - sarknęłam, trzymając drzwi.
Jego usta zadrżały ku górze.
- Doskonale wiem, że muszę bardziej się postarać abyś wybaczyła mi tamtą kłótnie, kochanie.
Prychnęłam, unosząc drwiąco kącik ust.
- Niby wszystko wiesz, a jednak umyka ci najważniejsze, Walker. Choćby to, że kontrola własnych emocji jest cholernie ważna. - Przechyliłam głowę w bok. - Szkoda, że trzeba to tłumaczyć komuś kto skończył studia prawnicze i powinien być względnie ogarnięty. A już na pewno psychicznie.
Spuścił wzrok, spoglądając na bukiet.
- Zawaliłem, ale zdarza się najlepszym, nie? - Spojrzał na mnie z łagodnością.
- Może, ale jestem twoją dziewczyną, a wtedy nie miałeś do mnie za grosz szacunku. - warknęłam.
Przełknął z trudem, wzdychając. Zrobił krok do przodu, przez co się cofnęłam.
CZYTASZ
Na zawsze #1
RomanceJedno kłamstwo zniszczyło wszystko - marzenia, plany, przyszłość, w której oboje widzieli siebie. Ale, czy miłość, która miała być przecież na zawsze? Kiedy po pięciu latach ponownie się spotykają między nimi są sprzeczne uczucia - on pragnie ją o...