Rozdział 22

440 24 2
                                    

Zawsze staram się dotrzymywać danego słowa. Jestem zdania, że jeśli nie jesteśmy czegoś pewni nie powinniśmy składać ku temu żadnych obietnic. To taka niepisana zasada, której powinien trzymać się każdy.

Dlatego oddzwoniłem do Johna, aby upewnić się, że na koniec tematem naszej rozmowy było zaplanowanie spotkania w barze. Mój brat nie należał do głupich osób. Prawie od razu domyślił się, że w trakcie naszej rozmowy coś nieźle mnie rozpraszało. Zresztą mógł to wywnioskować poprzez moje zdawkowe odpowiedzi.

W barze dopytywał się, co konkretnie, tak zaburzyło moje skupienie i roztrzepało myśli, a gdy usłyszał, że spowodowała to słodka blondynka myślałem, że w którymś momencie rozsadzi mu policzki od ciągłego uśmiechu. Raz po raz rzucał jakimiś podtekstami, robiąc przy tym głupie miny. Generalnie zabawa była świetna, nie wspominając już o wypitym alkoholu.

Trochę przesadziliśmy. No dobra, zdecydowanie dużo bardziej.

Zanim się obejrzałem już wsiadałem zalany w trzy dupy do taksówki. Niedługo potem byłem na miejscu, więc zapłaciłem kierowcy i dopiero po tym skierowałem się w stronę budynku. Dotarcie pod odpowiednie drzwi trochę mi zajęło, zważając na fakt, iż nie myślałem trzeźwo, a w dodatku mój chód był chwiejny.

Wyjąłem klucze z kieszeni jeansów i jakie było moje zdziwienie, kiedy spostrzegłem, że się nie przydadzą, gdyż drzwi od mojego mieszkania są otwarte. Oznacza to tylko jedno - Jasmine.

Już dawno powinienem odebrać jej te klucze i gdybym to zrobił teraz nie musiałbym się z nią męczyć. Może nie brzmi to dobrze, ale z całego serca nie mam ochoty na spotkanie z tą kobietą, a już z całą pewnością na rozmowę.

Wszedłem do środka z cichym westchnięciem. Przetarłem twarz i ruszyłem do salonu. Tak jak się spodziewałem Jasmine siedziała na kanapie, mając wzrok wbity w ekran telefonu. Momentalnie na mnie spojrzała i w tym spojrzeniu mogłem dostrzec złość, może nawet żal.

- Po co przyszłaś? - spytałem chłodno, na co w reakcji prychnęła.

- Ciebie również miło widzieć, kochanie. - Z wyczuwalnym sarkazmem zaakcentowała ostatnie słowo.

Ignorując to podszedłem do kanapy, po czym usiadłem, z ulgą opierając się o zagłówek.

Głowa mi pękała i zdecydowanie nie łaknąłem kłótni. Po pierwsze nie miałem na to siły, a po drugie ten dzień był zbyt piękny, aby skończył się tak pesymistycznie.

- Nie powinnaś tutaj wchodzi jak do siebie, Jasmine.

- To nie jest teraz najważniejsze. - stwierdziła z powagą. - Upiłeś się.

- I co? Nawrzeszczysz na mnie i dasz szlaban? - burknąłem, kręcąc głową. - Nie chcę być nie miły, dlatego proszę abyś po prostu wyszła, okej?

- Słucham? Chyba nie muszę ci przypominać, że tworzymy związek, do cholery. Nie możesz tak mnie traktować!

Przewróciłem oczami, mając serdecznie dość wysłuchiwania tego samego.

- Wydaję mi się, że przeprowadziliśmy już rozmowę na ten temat. Nie będę udawał szczęśliwego chłopaka, wybacz. - poinformowałem ją. - Może najlepiej byłoby gdybyś porozmawiała ze swoim ojcem i powiedziała mu, że mnie nie chcesz.

To była jedna ze znanych mi możliwości. Gdyby to zrobiła nie musiałbym się z nią żenić, a każde z nas poszłoby w swoją stronę. Tylko że ten scenariusz jest niestety mało prawdopodobny ze względu na jej uczucie.

- Ale ja nie pragnę niczego bardziej niż tego małżeństwa, Oscar. - powiedziała, czego w sumie się spodziewałem. - Kocham cię.

Złapała za moją dłoń.

Na zawsze #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz