Rozdział 24

392 18 3
                                    

                              Oscar

- Dobra, uważaj, bo teraz kiedy mnie zobaczysz, to po prostu padniesz z wrażenia. - Usłyszałem głos brata dochodzący z pokoju.

- Wiesz, wydaję mi się, że to nie ja powinienem paść, a twoja przyszła, niedoszła. - mruknąłem, a następnie przyłożyłam szklankę wypełnioną whisky do ust.

Tak jak mu obiecałem pomagam mu w przygotowaniach na randkę z Kaylą. Stanęliśmy na wyborze stroju. Pierwszy był zbyt elegancki, a drugi zbyt nijaki. Teraz przyszedł czas na trzeci i mam szczerą nadzieję, że tym razem będzie właściwy. Czas powoli mu się kończył, a znając go jeszcze wpadnie w panikę.

Stanął przede mną, mając na sobie białą koszulkę z jakimś nadrukiem i czarne jeansy. Do tego dobrał moją kurtkę w czarno-białą szachownicę.

- Ta kurtka wymiata. - powiedział, patrząc na ubranie. - Ty to jednak znasz się na rzeczy.

Uśmiechnąłem się i oparłem szklankę o swoje kolano.

- Nie mogę się nie zgodzić, braciszku. W każdym razie myślę, że jesteś już gotowy.

Kiwnął głową w zgodzie, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

- Boże, chyba pierwszy raz tak się stresuję. - stwierdził i cicho się zaśmiał.

- To znaczy, że ci zależy.

Spojrzał na mnie poważniejszym wzrokiem, przełykając ślinę.

- Bez wątpienia.

John zaangażował się w związek tylko raz i to z kobietą, która później złamała mu serce. Po związku z Caroline wszystkie relacje romantyczne polegały tylko i wyłącznie na sprawach łóżkowych. Były to przelotne romanse kończące się szybciej niż się zaczynały. Dlatego widok mojego brata w takim stanie niezmiernie mnie cieszył, bo świadczyło to o tym, iż całkowicie pozbierał się po zawodzie miłosnym i ruszył do przodu tym razem znacznie silniejszy.

- Mam dość już samotności, a Kayla wydaje się inna niż te które spotykałem na swojej drodze. - rzekł ze szczerością. - Jest wyjątkowa.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaka to dla mnie ulga. Jeszcze niedawno mówiłeś, że nie masz na to czasu, a teraz z takim zapałem idziesz na randkę.

- Wtedy nie znałem jej. Naprawdę chcę spróbować i nie mogę w żaden sposób tego spieprzyć. Więc, drogi baracie myślisz, że jej się spodobam?

- Już jej się spodobałeś, John. I jeżeli nie chcesz się spóźnić, to chyba powinieneś wychodzić. - odpowiedziałem z uśmiechem.

Spojrzał na zegarek, oplatający jego nadgarstek ze zmarszczonymi brwiami.

- Kuźwa, masz rację. - jęknął. - Czemu nie mówiłeś wcześniej?

- Tylko mnie nie obwiniaj. - odparłem, cmokając. - To nie moja wina, że potrafisz gadać i gadać.

- W porządku. Muszę lecieć, a po rzeczy kiedyś przyjdę, nie? - Błysnął śnieżno-białymi zębami, by następnie dodać: - A co do kurtki to też kiedyś ci ją zwrócę. - powiedział z naciskiem na słowo ,,kiedyś''. - No i życz mi powodzenia.

- Właśnie to mam na myśli, mówiąc, że potrafisz gadać i gadać.

Wstałem z miejsca i oboje ruszyliśmy w kierunku drzwi. Otworzył je, ale za nim wyszedł dopowiedział jeszcze:

- Koniecznie pozdrów moją - mam nadzieję - przyszłą szwagierkę. - Mrugnął do mnie okiem, posyłając szeroki uśmiech, który odwzajemniłem.

- Jeźdź ostrożnie.

Na zawsze #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz