°Rozdział 18°

73 1 4
                                    

Mijały dni od tamtych czasów. Był już pietnasty października. Tak ten czas bardzo szybko minął. Ale przez te dwa tygodnie nie widziałam w ogóle Aidena. Chłopak ani nie pojawiał się w szkole, ani nigdzie. Totalnie. Dlatego ani jednego dnia od pierwszego października go nie widziałam. Nie dzwoniłam do niego. Nie pisałam. Miałam święty spokój i dlatego się uśmiechałam. W końcu nie musiałam na niego patrzeć i udawać, że go lubię jeśli nawet tak nie było. A kolacja z rodziną i tak została odwołana więc nie musiałam go wtedy widzieć.

Jason za to nie naskarżył dyrekcji ani żadnemu z nauczycieli co mnie cieszyło. Przez te dwa tygodnie się do mnie nie zbliżał, a ja nawet nie dostałam ochrzanu ani nic za go pobicie. Poza tym nic poważnego się nie stało.

Harry ciągle do nas przychodził i z nami spędzał czas co też mnie cieszyło. Nie było Aidena i był święty spokój. Dobra może nie taki święty bo oczywiście dopók ja jestem w tej szkole to nie będzie spokoju. Tak samo jak Smith i jego paczka. Noi moi znajomi. Oczywiście, że musiał być jakaś kłótnia i lekka bójka. A i do mojego dziennika oczywiście powędrowała uwaga i pała. Nie moja wina, że baba od matmy zrobiła nam niezapowiedziana sprawdzian.

Kolejnym plusem było to, że za niedługo. Dokładnie dwudziestego października czyli za pięć dni jedziemy na dwu tygodniową wycieczkę na Kanary. I to jeszcze do jakiegoś prywatnego hotelu czy coś! Jak nasza szkoła miała tyle pieniędzy? Nie mam zielonego pojęcia, ale byłam bardzo zadowolona i szczęśliwa.

Weszłam do szkoły od razu kierując się w stronę swojej szafki. Otworzyłam ją i  zaczęłam powoli brać potrzebne książki. Pierwsza była Historia. Dzis był poniedziałek, a najgorsze było to, że dziś moi rodzice postanowili mnie obudzić za pomocą patelni i metalowej łyżki. Przewróciłam w myślach oczami kiedy zostałam napadnięta przez blond włosa dziewczynę, która mocno mnie przytuliła.

-Ash, nie widziałyśmy się jeden dzień- powiedziałam spoglądając w jej bursztynowe oczy.

-Tak wiem, ale się za tobą stęskniłam- powiedziała z uśmiechem. Od piątku dziewczyna cieszy się jak wariatka bo była w sobotę z Zanem na randce. A i też z powodu tej wycieczki.

-To skoro wczoraj nie chciałaś mi powiedzieć jak było na randce to opowiadaj teraz- uśmiechnęłam się do niej szeroko i zamknęłam szafkę.

-Boże jaka ty jesteś uparta- mruknęła cicho i zaczęłyśmy się kierować w kierunku naszego parapetu gdzie był tylko Dylan i Harry.

-Niestety taka się urodziłam- powiedziałam i jeszcze bardziej się uśmiechnęłam.

-Oho, przyszedł nasz król szkoły- powiedziała dziewczyna kiedy po korytarzu rozniosły się piski i westchnięcie dziewczyn- albo raczej królowie bo jest ich aż trzech.

Po jej słowach od razu przeniosłam wzrok na wejście do drzwi i się zatrzymałam. Stałam już totalnie przy parapecie. Wszyscy trzej szli jak w zwolnionym tempie. Szczególną uwagę wzróciłam na bruneta, którego czekoladowe oczy błądziły po korytarzu. Jego wyraz twarzy był kamienny, a oczy pustę. Nie miał w ogóle na twarzy uśmiechu. Jego włosy wydawały się być jeszcze dłuższe. No i oczywiście były lekko mokre bo dziś padał deszcz. Przez jedno ramie miał zawieszony czarny plecak. Miał na sobie szare dresowe spodnie i białą obcisłą koszulkę. Do tego miał czarną zapinaną bluzę. Na jego szyi widniał srebrny naszyjnik. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że był to srebrny krzyż.

Nagle jego wzrok padł na mnie, a ja od razu wstrzymałam powietrze. Od dwóch tygodni nie widziałam jego tęczówek i w ogóle go nie widziałam. Jego zarysy twarzy wydawały się być jeszcze ostrzejsze, a oczy pustrze. Jego twarz była nie wzruszona do pewnego momentu. Po chwili jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. Chłopak wyszczerzył się do mnie pokazując przy tym swoje białe zęby i z rękami w kieszeni zaczął kierować się w moją stronę.

°•-From hate to love-•°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz