°Rozdział 6°

89 2 1
                                    

Wyszłam od pielęgniarki od razu wychodząc powoli ze szkoły. Dzięki Bogu z moim kolanem nic się nie stało. Było tylko trochę stłuczone. Z racji, że godzinę przeszedziałam u tej pielęgniarki nie mogłam iść na mecz Smitha. W sumie cieszyłam się z tego powodu. Mimo tego, że zachowujemy się jak przyjaciele to tak naprawdę nie jest. Obojga kiedy siebie widzimy mamy ochotę siebie nawzajem zabić. Warknęłam cicho pod nosem uświadamiając sobie, że nie wzięłam ze sobą swojej torebki. Przewróciłam oczami i się obróciłam od razu wpadając na czyjś tors.

-Zapomniałaś- usłyszałam cichy głos Smitha. Przełknęłam cicho ślinę i podniosłam na niego wzrok. Brunet patrzył na mnie z góry, a w ręku trzymał moja torbę.

-Oddaj- syknęłam już nie co wkurzona tą całą sytuacją.

-I stara Reed powraca- westchnął cicho i się zaśmiał.

-Co mam teraz zrobić?- spytałam naprawdę wkurzona- poprosić? Może przytulić? Albo jeszcze się zaśmiać bądź uśmiechnąć?- mówiłam z ironią w głosie- czy może coś innego. Zaskocz mnie jaśnie panie.

-Z łaski oddam ci dziś tą torebkę bez żadnych kłótni bo nie mam już na ciebie sił- mruknął cicho rzeczywiście podając mi rzecz. Od razu po nią sięgnęłam.

Chłopak ostatni raz na mnie spojrzał i odszedł przez co ja mogłam normalnie oddychać. Kurwa jak ja go nienawidziłam. Wsiadłam do swojego samochodu głośno zatrzaskując drzwiami i z piskiem opon wyjechałam z pod budynku szkoły. Kiedy zaparkowałam pod swoim domem wyszłam z samochodu i weszłam jak najszybciej do domu zatrzaskując przy tym drzwiami. Od razu w korytarzu pojawiła się moja rodzicielka. Kobieta miała zmarszczone brwi i była lekko wściekła i smutna.

-Co się stało?- spytała, a ja tylko wyminęłam- skarbie co się stało- spytała. Westchnęłam cicho i się do niej uśmiechnęłam.

-Wszystko jest dobrze mamo- skłamałam z fałszywym uśmiechem na twarzy i szybko weszłam na górę, a potem do swojego pokoju.

-Veronica!- usłyszałam jeszcze krzyk mojej rodzicielki zanim zatrzasnęłam drzwi i je zamknęłam na klucz.

-Nie teraz mamo- mruknęłam cicho kiedy kobieta zaczęła dobijać się do drzwi.

-Dobrze, tylko przypomnę że dziś do Jacka przychodzą koledzy- powiedziała i odeszła.

Przewróciłam w myślach oczami i rzuciłam plecak w kąt. Dlaczego ja? To było pytanie, które krążyło mi po głowie. Czemu ja? Co ja takiego zrobiłam, że musiał wybrać akurat mnie? Co?

Szybko weszłam do łazienki i położyłam się na ziemi zaglądając pod zlew, z pod którego wyjęłam małe pudełeczko. Szybko poszłam do pokoju i wyjęłam z szuflady nocnej małe kluczyki. Otworzyłam pudełeczko i przełknęłam ślinę biorąc do rąk małą srebrną żyletkę. Za długo było dobrze. Za długo było idealnie. I jak zawsze musiało się spieprzyć. Odłożyłam pudełko na łóżko i poszłam do łazienki w jednej ręce trzymając żyletkę, a w drugiej papierosy i zapalniczkę. Weszłam do pomieszczenia i zacisnęłam mocno szczękę, aby nie krzyknąć jak coś. Spojrzałam ostatni raz na świecącą się rzecz w mojej dłoni i lekko zsunęłam spodnie z mojego biodra, a następnie podniosłam wzrok ku górze i zrobiłam pierwszą kreskę. Tak dawno tego nie robiłam, że zapomniałam jak to jest czuć takie pieczenie. Westchnęłam cicho i zdjęłam powoli spodnie aby się nie pobrudziły, a bluzkę podwinęłam do góry. Syknęłam cicho z bólu robiąc sobie kolejną kreskę. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Kurwa.

-Em, Ver chcesz ze mną, Zane'm, Aidenem i twoim bratem obejrzeć film!- krzyknął Matt. Kurwa on był w moim domu. Pociągnęłam cicho nosem i wytarłam łzy z policzka.

°•-From hate to love-•°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz