°Rozdział 34•

62 3 1
                                    

Po moich słowach dosłownie wszyscy rozchylili usta. Można powiedzieć, że zamienili się w kamienie. Takie żywe kamienie. Posągi. Przestali mrugać i chyba nawet oddychać. Nie dziwiłam im się. Od kąt Luke zmarł nie domuszczałam do siebie żadnego chłopak. Nie licząc rodziny. A teraz przyszedł on i tak się jakoś stało. Już kiedy przyprowadziłam go na kolację mojej rodzicielki posyłali mi pytające spojrzenia.

-SŁUCHAM?!- jako pierwszy odezwał się mój ojciec. Coś tak czułam, że tak zareaguje.

-No dlatego zaprowadziłam go tutaj abyście go lepiej poznali i aby wam to powiedzieć- powiedziałam i splotłam palce za plecami.

-Nie chcieliśmy wam tego mówić przez kamerkę tylko na żywo- dodał Smith. I dopiero teraz wszyscy zaczęli mrugać.

-No to gratulacje siora- powiedział mój brat. Uśmiechnęłam się do niego lekko.

-To dlatego u niego mieszkasz- szepnęła moja mama, a ja kiwnęłam głową.

-I to on wtedy kupił mi ten duży bukiet róż- powiedziałam- i to przez niego tak płakałam.

-Ale już wszystko jest wyjaśnione spokojnie- powiedział chłopak.

-Od kiedy?- spytała Sophie. Zmrużyłam lekko oczy.

-Em, od czternastego listopada- mruknęłam i spuściłam głowę.

-SŁUCHAM?!- warknął znów mój ojciec. Dupa nie słucham.

W sumie nie dziwie się mój ojciec zawsze powtarzał, że dopiero po dwudziestce będę mogła mieć kolejnego bo Luke już dosyć mi złamał serce.

-Dobrze, spokojnie zaprowadzę was do waszych pokoi i dopiero na kolacji porozmawiamy- powiedziała moja rodzicielka, a ja kiwnęłam głową.

-Nie możemy mieć razem pokoju?- spytałam. Kobieta znów zamarła i pomrugała szybko.

-Em...

-Mamo spokojnie i tak u Aidena w mieszkaniu też mamy jeden pokój- powiedziałam, a kobieta tylko kiwnęła głową

-No dobrze chodźcie.

_____________________________


Dziś była wigilia. Dwudziestego czwartego grudnia.

Już z samego rana kiedy wstałam i zjadłam śniadanie zaczęłam się szykować. Tak jak moja mam i ciocia i pewnie Bella. No bo jak to my baby potrzebowałyśmy godzinę na uszykowanie się przepraszam więcej niż godzinę nawet. Ale no to i tak nie ma znaczenia. Szczerze nie chciało mi się za bardzo szykować, ale dla mamy to zrobię.

O godzinie trzynastej czterdzieści byłam gotowa. Stanęłam przed lustrem i na siebie spojrzałam. Moje włosy była ładnie zafalowane. Makijaż zrobiłam sobie lekki. Czarna kredka, złoto na powiekę, tuż do rzęs, czerwona pomadka, roświetlacz, róż, korektor, bronzer.

Moja sukienka sięgała do ziemi. Była koloru czerwonego i lekko się błyszczała. Miała wielkie rozcięcie na prawej nodze. Od pasa w dół była luźna, a od pasa w górę była przylegająca. Wciągnęłam brzuch aby ciocia się znów nie czepiała przekręciłam lekko głowę w lewo. Na stopach miałam czerwone szpilki, a na rękach złote bransoletki. Na palcach też miałam złote pierścionki, a na szyi złote łańcuszki. Położyłam ręce na swoim brzuchu i cicho westchnęłam

-Pięknie wyglądasz- powiedział Aiden, który szedł w moją stronę powolnym krokiem.

Chłopak miał na sobie dopasowany garnitur, a jego włosy jak zawsze były roztrzepane. Na jego szyi widniał srebrny naszyjnik z krzyżykiem, a na palcach były srebrne sygnety.

°•-From hate to love-•°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz