Dzień pogrzebu nadszedł szybciej niżeli by tego chciał. Obudził się będąc całkowicie przerażonym, bo nienawidził pogrzebów. Zresztą kto lubił? Oprócz psychopatów do których on z pewnością nie należał. W jego głowie pojawiła się nawet myśl, żeby zrezygnować z tego pomysłu i wcale tam nie iść, ale zdawał sobie sprawę, że będzie tego mocno żałował. Więc zebrał się w sobie najpierw biorąc prysznic, później pijąc zrobioną przez Harry'ego kawę, kanapki zostawiając nietknięte. O ile to możliwe jego żołądek był nawet bardziej zaciśnięty niż przez poprzednie dni, ale nie czuł się winny, gdy zauważył, że nawet brunet nie tknął swojego śniadania. Choć z drugiej strony chłopak nie potrafił wyjść z domu bez śniadania, więc może jednak czuł się odrobinę winny.
Miał kolejne załamanie stając przed swoją szafą, rozglądając za czymś, co mógł ubrać. Właściwie miał tylko jeden czarny garnitur, ale z jakiegoś powodu i tak stał tam dobre dziesięć minut za nim wreszcie po niego sięgnął, powoli ubierając. Nienawidził krawatów i tym razem również nie miał zamiaru się w nim męczyć, bo jego samopoczucie było wystarczająco beznadziejne. Nie potrzebował gówna, które przez cały ten czas będzie go dusiło, bo ciężko oddychało mu się i bez niego. W efekcie końcowym zamiast garniturowych spodni wcisnął na siebie obcisłe, czarne rurki. Do tego czarną koszulę, marynarkę i płaszczyk, bo pogoda tego dnia nie rozpieszczała. Zgarnął jeszcze z szafki swoje ulubione i oczywiście równie czarne okulary, a kiedy po wzięciu przynajmniej dwunastu głębszych oddechów, wszedł do salonu zdał sobie sprawę, że Zayn, Liam i oczywiście Harry już tam byli. Brunet właściwie prezentował się podobnie jak on. Jedyną różnicą był płaszcz. Ten chłopaka sięgał za kolana, jego natomiast był krótki, ledwo zakrywający tyłek. W dodatku Harry miał na sobie czarny kapelusz. Wyglądał rewelacyjnie i nawet jeśli w tej sytuacji taka myśl była nieodpowiednia, miał to gdzieś i musiał w jakiś sposób go o tym poinformować, choć udało mu się jedynie posłać mu słaby uśmiech. Miał nadzieje, że to wystarczyło, by chłopak zrozumiał przesłanie. Coś, co brzmiało wyglądasz jak pieprzona gwiazda, którą właściwie jesteś.
- Gotowy?
Zbyt zajęty swoimi myślami nie do końca wiedział, kto dokładnie zadał to pytanie.
- Nie.
- Louis, nie musisz..
- Po prostu już chodźmy. - poprosił, wymijając całą trójkę.
W drodze do kaplicy wstąpili jeszcze do kwiaciarni, bo jak się okazało Harry zamówił tam bukiet różowych goździków i był mu za to wdzięczny, bo przez stan w którym znajdował się przez ostatnie dni nawet o tym nie pomyślał. To było trudniejsze niż mógł się tego spodziewać, bo to wszystko było cholernie niespodziewane, więc kiedy dojechali na miejsce, Louis potrzebował kilku kolejnych minut w samochodzie, by zmusić się i z niego wyjść. Starał się nie zwracać uwagi na znajdujące się przed kaplicą osoby, bojąc, że ktokolwiek mógłby go rozpoznać, a już na pewno nie potrzebował konfrontacji z rodzicami Xaviera. Ci nigdy nie pałali do niego sympatią i przez całą drogę do środka utrzymywał spojrzenie w swoich pantoflach będąc wdzięczny, że Harry cały czas był obok, trzymając dłoń w dole jego pleców.
Po wejściu do budynku nie zamierzał pchać się na przód, bo tam nie było dla niego miejsca, ale potem Harry podał mu bukiet kwiatów i nagle zdał sobie sprawę, że przecież i tak musiał tam iść. Nawet jeśli tylko na chwilę. Przełknął ślinę, wbijając w bruneta zupełnie przerażone spojrzenie. Ten w odpowiedzi posłał mu mający dodać otuchy uśmiech, szepcząc, że da radę. Nie sądził, że miał jakiekolwiek wyjście, więc mocno ściskając w dłoni goździki na chwiejnych nogach ruszył przez środek wciąż jednak wpatrując się w swoje stopy. Ułożył kwiaty tuż przy drewnianej trumnie zaraz obok całej reszty pięknych, świeżych bukietów i kiedy już myślał, że najgorsze za nim na ułamek sekundy postanowił unieść wzrok. I to był błąd, bo od razu zrównał go z przyglądającym mu się ojcem Xaviera. Starał się nie spanikować, kiwając do niego głową. W zamian otrzymał przeszywające, wręcz nienawistne spojrzenie mężczyzny nie chcąc, by siedząca tuż obok niego kobieta zdała sobie sprawę z jego obecności, bo to ona zawsze wyrażała do niego większą niechęć. Szybko więc oddalił się z tamtego miejsca, powracając do ostatniej ławki i wreszcie biorąc nieco głębszy oddech. Harry od razu ujął jego dłoń, pocierając kciukiem jej wierzch i dopiero wtedy, siedząc bezpiecznie między brunetem a Zaynem, odważył się rozejrzeć po wnętrzu. Mała kaplica powoli wypełniała się ludźmi, niektórych poznawał, innych nie, ale tym, co przykuło jego uwagę było zdjęcie. Duże zdjęcie, ustawione obok drewnianej trumny przedstawiające uśmiechającego się pogodnie Xaviera. Znał to zdjęcie doskonale, bo sam je zrobił podczas ich wycieczki do Szkocji. Po raz kolejny już nawet nie wiedział który, przełknął ciężko ślinę, nie próbując jednak powstrzymać łez. Te spłynęły w dół policzków i płynęły właściwie przez cały czas trwania uroczystości, gdy najbliżsi wspominali Xaviera.
CZYTASZ
Fine Line
RomanceHistoria dwóch zagubionych dusz, które odnalazły się w jednym z londyńskich pubów... ... w najlepszym a jednocześnie najgorszym momencie.