Następnego dnia to on obudził się jako pierwszy przez dobrą godzinę wpatrując w śpiącego obok bruneta. Jak straszne to mogło się wydawać dla niego było to po prostu ulubioną rzeczą na całym świecie. Mógłby całymi godzinami rozwodzić się, a nawet napisać powieść o tym jak pięknie, uroczo i niewinnie chłopak wyglądał podczas snu. Mógłby napisać o tym w jaki sposób ciemne, a teraz także potargane loczki układały się na poduszce. Jak piękny rumiany kolor przyjmowały jego policzki. W jaki sposób rozchylał wargi z pomiędzy których od czasu do czasu ulatywały ciche chrapnięcia. Lub w jaki sposób mlaskał i nieświadomie pomrukiwał gdy tylko drapał go za uchem. Więc nie, Louis naprawdę nie mógł się winić, że kochał go obserwować. Był w końcu najpiękniejszym arcydziełem na świecie. Nawet jeśli zdarzało mu się ślinić poduszkę, co tylko przypominało mu, że był też człowiekiem, bo czasem ten fakt mu umykał. A wszystko dlatego, że Louis nigdy wcześniej nie poznał nikogo o tak wielkim i dobrym sercu. To wszystko sprawiało, że nie miał żadnych wyrzutów sumienia, że go obserwował kiedy tylko nadarzała się taka okazja. Być może też dlatego, że Harry robił dokładnie to samo i wiedział o tym, bo już nie raz udało mu się go na tym przyłapać.
To były też momenty w których wciąż będąc zamroczony snem nie był zdolny do myślenia. Chociaż przez chwilę nie trapiło go to z czym musieli się ostatnio zmagać, że Harry znów zrobił sobie krzywdę, że tak naprawdę ich przyszłość wciąż była niepewna. Nie wiedzieli przecież co czeka ich po powrocie do Londynu, czy media wciąż nie będą próbowały utrudniać im życia, a jeśli tak czy tym razem sobie z tym poradzą. Ale to była tylko chwila, kilkadziesiąt minut po których wszystko wróciło do niego ze zdwojoną siłą, a chcąc pozwolić Harry'emu na odrobinę więcej snu, delikatnie wyplątał się z pościeli narzucając na siebie pierwsze lepsze dresy i udając prosto do łazienki. Dopiero tam opierając się o umywalkę pozwolił sobie na kilka łez i może to nie było najlepszym pomysłem biorąc pod uwagę, że nie zamknął drzwi, więc nie mógł być szczególnie zdziwiony gdy zobaczył zaglądającą do środka Gemme. I nie miał nawet sił na ukrywanie swojego faktycznego stanu, co i tak byłoby bez sensu, bo dziewczyna z pewnością widziała wystarczająco dużo, więc kiedy zgarnęła go w objęcia, płakał w jej ramię dobre kilka minut za nim zdołał się uspokoić, przemyć twarz i zejść na dół gdzie Anne powitała go matczynym uściskiem i gorącą kawą za którą podziękował słabym uśmiechem zaraz potem wraz z Gemmą wychodząc na taras za domem.
Zawsze gdy przebywał w Holmes Chapel ogród był jego ulubionym miejscem. Był duży i przepiękny, co oczywiście było zasługą Anne, bo to ona zajmowała się wszystkimi kwiatami, krzewami i drzewkami owocowymi mimo, że Harry nie raz ani nie dwa proponował jej zatrudnienie ogrodnika. Kobieta jednak za każdym razem odmawiała tłumacząc to tym, że praca w ogrodzie ją uspokaja, a mając sławnego syna spokój jest tym, czego potrzebuje. I uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie wyrazu twarzy chłopaka na ten mały przytyk, a także słowa jakie następowały zaraz potem. To Ty zgłosiłaś mnie do xFactora. I Anne, która oczywiście nie mogła się powstrzymać przed odbiciem piłeczki. To Ty kupiłeś mi dom z wielkim ogrodem, którym ktoś musi się zająć. Ten niewielki uśmiech jednak zniknął tak szybko jak usłyszał słowa Gemmy.
- Powiedział Ci.
I nie musiała nawet precyzować. Wystarczyło, że na nią spojrzał, by zrozumieć o czym dokładnie mówiła. W ramach odpowiedzi skinął głową, zaciskając palce wokół kubka.
- Nie próbuj się o to obwiniać, Louis.
- Jak? - parsknął bez humoru, bo dziewczyna doskonale odczytała jego myśli. - Gdybym nie wyjechał..
- Skończyłoby się jeszcze gorzej. - ucięła. - Potrzebowaliście tego czasu i dobrze o tym wiesz, więc nie rób tego. Nie obwiniaj się o coś na co nie miałeś wpływu.
CZYTASZ
Fine Line
RomanceHistoria dwóch zagubionych dusz, które odnalazły się w jednym z londyńskich pubów... ... w najlepszym a jednocześnie najgorszym momencie.