Louis zdecydowanie był dużym dzieckiem i mimo, że czasem z powodzeniem choć wcale nie zamierzenie udawało mu się ukrywać ten fakt teraz, gdy spacerując z Harrym po jednym z jamajskich miasteczek dojrzał w oddali coś, co przypominało salon gier, nie potrafił przejść obok niego obojętnie. Wydając z siebie całkiem entuzjastyczny pisk, pociągnął Harry'ego na drugą stronę ulicy, uśmiechając szeroko na widok rozstawionych wokół automatów, które wręcz do niego krzyczały.
- Czy jestem w niebie? - z wciąż szerokim uśmiechem okręcił się wokół własnej osi, wreszcie zatrzymując spojrzenie na cymbergaju. Dopiero potem zerknął na rozbawionego jego zachowaniem bruneta, szczerząc się jeszcze bardziej, gdy ten pokręcił z politowaniem głową, wciskając ręce do wszystkich kieszeni, które posiadał w swoich spodenkach w - prawdopodobnie - poszukiwaniu monet. Louis naprawdę doceniał fakt, że rozumieli się bez słów.
Przez następną godzinę albo dwie - nie był pewien kompletnie tracąc poczucie czasu - lawirował między automatami wydając zdecydowanie zbyt dużo pieniędzy i będąc tak bardzo nieodpowiedzialnym jak tylko się da, ale w tym momencie miał to gdzieś, ciesząc się jak dziecko z każdej wygranej z Harrym. Co oczywiście nie było trudne, bo okazało się, że chłopak był kompletnie beznadziejny jeśli chodziło o trafianie do kosza, wszelkie strzelaniny czy wyścigi. Aczkolwiek była jedna rzecz w której dość mocno mu zaimponował, uderzając w worek treningowy na tyle mocno, że pobił aktualny rekord. Cóż, może nie mógł dziwić się aż tak bardzo, bo Harry był umięśniony i wysportowany w dodatku co jakiś czas chodził na bokserskie treningi, ale Louis i tak był pod wrażeniem w nagrodę całując go na tyle intensywnie, że niemal wylądowali na ziemi.
Nie mógł też odpuścić sobie automatów kulkowych, które jako dziecko uwielbiał chyba najbardziej. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że dzieckiem już nie był i umieszczone tam zabawki i inne pierdoły nie były mu do niczego potrzebne, ale i tak wrzucił monetę do pierwszego lepszego, nawet nie patrząc co tak właściwie mógł wylosować. I jakie było jego zdziwienie gdy po otwarciu plastikowej kulki dojrzał w środku pierścionek z małą figurką dinozaura. Początkowo zmarszczył nos, ale gdy tylko zdał sobie sprawę, że faktycznie jest to pierścionek z boleśnie szerokim uśmiechem odwrócił się do stojącego obok Harry'ego.
- Co? - brunet wyglądał na zdezorientowanego, a kiedy padł przed nim na kolana zielone tęczówki powiększyły się do granic możliwości. - Co Ty wyprawiasz? - parsknął gdy tylko ujął jego dłoń, składając pocałunek na jej wierzchu.
- Obiecałem Ci pierścionek, pamiętasz?
Harry powoli pokiwał głową wciąż jednak marszcząc brwi, więc otworzył wcześniej zaciśniętą w pięść dłoń ukazując tym samym pierścionek z zielonym dinozaurem na którego widok brunet roześmiał się głośno.
- I tak się składa, że mam tu jeden, więc.. przyjmiesz ten jakże gustowny pierścionek i zostaniesz moim mężem?
- Louis. - zaśmiał się choć sądził, że tym gestem chciał bardziej ukryć swoje wzruszenie, a przynajmniej tak podpowiadały mu lekko załzawione tęczówki. - Znasz już odpowiedź, zawsze będzie taka sama. Tak. Tak, zdecydowanie zostanę Twoim mężem.
Wyszczerzył się, próbując wsunąć zabawkowy pierścionek na jego palec, ale jako, że ten był przeznaczony dla dzieci, udało mu się go wcisnąć jedynie na najmniejszy palec chłopaka, który zmiażdżył go w uścisku od razu gdy tylko podniósł się z ziemi.
- Jesteś takim idiotą. - wymamrotał prosto do jego ucha. - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - odparł, odsuwając się nieznacznie, by móc na niego spojrzeć i zetrzeć te jedną łzę, która zdążyła spłynąć po policzku, bo nawet jeśli cała sytuacja była iście żenująca, Harry i tak to doceniał, ciesząc się z pierścionka z automatu. - Kocham Cię najbardziej na świecie.
CZYTASZ
Fine Line
RomanceHistoria dwóch zagubionych dusz, które odnalazły się w jednym z londyńskich pubów... ... w najlepszym a jednocześnie najgorszym momencie.