14

404 41 3
                                    

Reszta kolacji przebiegła w cudownej atmosferze. Jedli, rozmawiając na różne tematy, przekomarzając się i śmiejąc ze swoich żartów. Było dokładnie tak jak kiedyś, jakby te ostatnie tygodnie podczas których obaj wewnętrznie umierali wcale nie miały miejsca. I na ten moment to było w porządku. Zdawali sobie sprawę, że na rozmowę o tym wszystkim przyjdzie czas teraz chcąc po prostu spędzić miło czas, wrócić do tego, co było ich codziennością za nim Louisowi odwaliło.

- Mam coś dla Ciebie. - rzucił w pewnym momencie po skończeniu deseru i nalaniu chłopakowi kolejnej lampki wina. Zielone tęczówki znów błyszczały w ten piękny sposób i nawet jeśli było to w głównej mierze spowodowane alkoholem, miał to gdzieś. Wiedział, że powoli, krok po kroku odbuduje Harry'ego i to był drugi punkt na jego liście do osiągnięcia celu. Pod czujnym spojrzeniem zaciekawionego bruneta sięgnął do tylnej kieszeni spodni wyjmując z niej małe pudełeczko na którego widok Harry niemal zdołał się zapowietrzyć, co doskonale dało mu do zrozumienia o czym właśnie pomyślał. - Nie, Hazz, to nie jest to o czym myślisz. - z uśmiechem pokręcił głową, wybijając mu ten idiotyczny pomysł z głowy, bo przecież oni wciąż nawet nie byli razem. Nie zapomniał co prawda o rozmowie, którą mieli przeprowadzić, ale w tym momencie jego priorytetem było odbudowanie ich relacji, zaufania i całej reszty, którą Louis tak efektownie spieprzył. Choć może mniej niż sam myślał, że spieprzył.

- Cholera już myślałem, że coś mnie ominęło. - parsknął śmiechem, nie wydając się być ani trochę urażonym, co było dobre, bo zdecydowanie nie powinien. - Więc co to jest?

- Prezent. - podał mu pudełko z zagryzioną wargą obserwując jak ten powoli je otwiera, a kiedy zobaczył co jest w środku zielone tęczówki zaświeciły się i tym razem nie było to spowodowane wypitym alkoholem. Wyjął srebrny sygnet w kształcie kwiatu róży, przyglądając mu się z każdej możliwej strony.

- Jest przepiękny. - wymamrotał, spoglądając na niego spod rzęs. - Dziękuję, naprawdę nie musiałeś.

- Chciałem. - odparł od razu, wyciągając rękę. - Mogę? - wskazał na sygnet, który Harry przekazał mu bez żadnych obiekcji. - Chciałbym też, żeby miał jakieś głębsze znaczenie, więc.. - uciął dla większego napięcia po raz kolejny tego dnia ujmując dłoń chłopaka. - Czy Ty, Harry Styles, będziesz tkwił ze mną w przyjaźni do końca mojego życia?

- Tylko w przyjaźni? - wyłapał, a on wywrócił oczami, bo oczywiście, że Harry musiał zrujnować ten moment, ale Louis nigdy nie potrafił się na niego złościć. Zresztą to było dowodem, że brunet wciąż chciał go w ten sposób, więc może ten moment nie był tak kompletnie zrujnowany.

- To sygnet naszej przyjaźni. - wyjaśnił. - Wszystko w swoim czasie. - obiecał wywołując tym uroczy rumieniec, a zaraz potem szeroki uśmiech na jego twarzy.

- Więc tak, oczywiście, że tak. - pokiwał szybko głową, a Louis wreszcie wsunął sygnet na jeden z długich palców ciesząc się, że idealnie tam pasuje. Był prawdopodobnie geniuszem bądź dobrym słuchaczem skoro udało mu się trafić z rozmiarem.

Po zapłaceniu za kolację za którą Jake tak jak myślał nie wziął od niego wystarczająco dużo pieniędzy i podziękowaniu mu za uratowanie tyłka, opuścili restaurację.

Miał ogromną nadzieje, że w mieszkaniu nie spotkają Zayna i Liama, choć było to wielce prawdopodobne, a chcąc tego uniknąć wysłał krótką wiadomość do tego pierwszego informując, że jeśli znajdowali się w jego mieszkaniu to żeby w tej chwili wypieprzali z niego w podskokach. I pozostawiony samotnie na stoliku w salonie kubek, który nie należał ani do niego ani do Harry'ego podpowiadał mu, że oczywiście tam byli, ale na szczęście zdążyli się ewakuować.

Fine LineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz