Reszta kolacji przebiegła w cudownej atmosferze. Jedli, rozmawiając na różne tematy, przekomarzając się i śmiejąc ze swoich żartów. Było dokładnie tak jak kiedyś, jakby te ostatnie tygodnie podczas których obaj wewnętrznie umierali wcale nie miały miejsca. I na ten moment to było w porządku. Zdawali sobie sprawę, że na rozmowę o tym wszystkim przyjdzie czas teraz chcąc po prostu spędzić miło czas, wrócić do tego, co było ich codziennością za nim Louisowi odwaliło.
- Mam coś dla Ciebie. - rzucił w pewnym momencie po skończeniu deseru i nalaniu chłopakowi kolejnej lampki wina. Zielone tęczówki znów błyszczały w ten piękny sposób i nawet jeśli było to w głównej mierze spowodowane alkoholem, miał to gdzieś. Wiedział, że powoli, krok po kroku odbuduje Harry'ego i to był drugi punkt na jego liście do osiągnięcia celu. Pod czujnym spojrzeniem zaciekawionego bruneta sięgnął do tylnej kieszeni spodni wyjmując z niej małe pudełeczko na którego widok Harry niemal zdołał się zapowietrzyć, co doskonale dało mu do zrozumienia o czym właśnie pomyślał. - Nie, Hazz, to nie jest to o czym myślisz. - z uśmiechem pokręcił głową, wybijając mu ten idiotyczny pomysł z głowy, bo przecież oni wciąż nawet nie byli razem. Nie zapomniał co prawda o rozmowie, którą mieli przeprowadzić, ale w tym momencie jego priorytetem było odbudowanie ich relacji, zaufania i całej reszty, którą Louis tak efektownie spieprzył. Choć może mniej niż sam myślał, że spieprzył.
- Cholera już myślałem, że coś mnie ominęło. - parsknął śmiechem, nie wydając się być ani trochę urażonym, co było dobre, bo zdecydowanie nie powinien. - Więc co to jest?
- Prezent. - podał mu pudełko z zagryzioną wargą obserwując jak ten powoli je otwiera, a kiedy zobaczył co jest w środku zielone tęczówki zaświeciły się i tym razem nie było to spowodowane wypitym alkoholem. Wyjął srebrny sygnet w kształcie kwiatu róży, przyglądając mu się z każdej możliwej strony.
- Jest przepiękny. - wymamrotał, spoglądając na niego spod rzęs. - Dziękuję, naprawdę nie musiałeś.
- Chciałem. - odparł od razu, wyciągając rękę. - Mogę? - wskazał na sygnet, który Harry przekazał mu bez żadnych obiekcji. - Chciałbym też, żeby miał jakieś głębsze znaczenie, więc.. - uciął dla większego napięcia po raz kolejny tego dnia ujmując dłoń chłopaka. - Czy Ty, Harry Styles, będziesz tkwił ze mną w przyjaźni do końca mojego życia?
- Tylko w przyjaźni? - wyłapał, a on wywrócił oczami, bo oczywiście, że Harry musiał zrujnować ten moment, ale Louis nigdy nie potrafił się na niego złościć. Zresztą to było dowodem, że brunet wciąż chciał go w ten sposób, więc może ten moment nie był tak kompletnie zrujnowany.
- To sygnet naszej przyjaźni. - wyjaśnił. - Wszystko w swoim czasie. - obiecał wywołując tym uroczy rumieniec, a zaraz potem szeroki uśmiech na jego twarzy.
- Więc tak, oczywiście, że tak. - pokiwał szybko głową, a Louis wreszcie wsunął sygnet na jeden z długich palców ciesząc się, że idealnie tam pasuje. Był prawdopodobnie geniuszem bądź dobrym słuchaczem skoro udało mu się trafić z rozmiarem.
Po zapłaceniu za kolację za którą Jake tak jak myślał nie wziął od niego wystarczająco dużo pieniędzy i podziękowaniu mu za uratowanie tyłka, opuścili restaurację.
Miał ogromną nadzieje, że w mieszkaniu nie spotkają Zayna i Liama, choć było to wielce prawdopodobne, a chcąc tego uniknąć wysłał krótką wiadomość do tego pierwszego informując, że jeśli znajdowali się w jego mieszkaniu to żeby w tej chwili wypieprzali z niego w podskokach. I pozostawiony samotnie na stoliku w salonie kubek, który nie należał ani do niego ani do Harry'ego podpowiadał mu, że oczywiście tam byli, ale na szczęście zdążyli się ewakuować.
CZYTASZ
Fine Line
RomanceHistoria dwóch zagubionych dusz, które odnalazły się w jednym z londyńskich pubów... ... w najlepszym a jednocześnie najgorszym momencie.