- Nie! - śmieję się i wołam o pomoc jednocześnie, gdy wielka ręka podąża w moim kierunku. Staram się zrobić unik, ale krem cytrynowy ląduje na mojej twarzy. - Uduszę cię!
- Poproszę, skarbie.
Jak widać moje krzyki niewiele dają, gdy on lubi sadomasochizm. Oczywiście żartuję, a bynajmniej mam taką nadzieję.
- Jesteście nie do zniesienia - mruczy Oliwia, mimo że jej wzrok wyraża czyste rozbawienie.
- To on jest nie do zniesienia! - nadal wbrew woli krzyczę, bo jego druga ręka przetrzymuje mnie w pasie.
- Nie hałasuj tak, bo jeszcze sąsiedzi pomyślą, że cię torturuję - mruczy Paweł, psując układ moich włosów. Jednak na jego szczęście w końcu mnie uwalnia.
- Bo mnie torturujesz - sapię, poprawiając swój wygląd do porządku i patrząc na niego złowrogo. W tle słyszę tylko westchnięcie blondynki, jednak nawet ona nie odwiedzie mnie od wygrania bitwy na wzrok.
- Nie chciałabym przerywać waszej małżeńskiej kłótni, lecz zostało nam dziesięć minut zanim przyjdą.
- Jeśli tak by wyglądała miłość to chyba jej nie chcę - patrzę z oburzeniem na Oliwię, a później orientuję się co zrobiłem.
Cholera.
- Wygrałem.
- Nie udław się tylko tym - mamroczę pod nosem, nawet na niego nie patrząc. Przegrana z nim boli mnie bardziej, niż byłbym zdolny do tego przyznać.
- Kochani - wyrywa nas przyjaciółka po raz drugi. - Tort. Natychmiast.
Faktycznie. Spoglądam na cytrynowo-malinowy tort, który zrobiliśmy sami. Jestem z tego dzieła piekielnie dumny, mimo że może jest trochę koślawy i lekko się już roztapia.
- Kiedy będą? - pyta Paweł, zostawiając mnie w końcu w świętym spokoju. Nasza znajomość głównie składa się z dokuczania sobie, do czego przyzwyczaili się już wszyscy. Chociaż niektórzy wyolbrzymiają sytuację, jak widać.
- Lora napisała mi, że za chwilę będą, więc można wszystko ustawić.
Karolina miała zabrać Daniela i Igę na kawę, a później przyprowadzić ich do mojego domu, który jest miejscem większości naszych spotkań. Dzisiejszym powodem świętowania są zaręczyny wspomnianej wcześniej pary. Jako znakomici przyjaciele musimy to jakoś uczcić.
- Dominik, gdzie masz świeczki?
- Nie mam.
I wtedy lądują na mnie dwa niedowierzające spojrzenia. No cóż. Być może zapomniałem o tym, co czyni mnie tylko lekko gównianym przyjacielem.
- Boże, daj mi odwieczny spokój...
- Nie wierzysz w Boga - zauważa Paweł, a Oliwia posyła tylko lodowate spojrzenie w jego stronę.
- Jak mi da siłę, żeby z wami przetrwać, to wtedy uwierzę. Próba wiary czy coś takiego.
- To chyba tak nie działa - mówię, ale w tej samej chwili słyszmy jak drzwi wejściowe się otwierają.
Nie zdążymy się ukryć, ale to i tak nic. Śpiewamy sto lat, chociaż ta pieśń nie ma nic wspólnego z zaręczynami. Składamy nieposkładane życzenia, ale i tak wszyscy się śmieją. Nawet jeśli nie jesteśmy idealnym przykładem przyjaciół to chociaż jesteśmy prawdziwi.
Tym bardziej, gdy Daniel staje na krześle by zabić pająka na suficie, a krzesło pęka.
Być może nie mam więcej krzeseł, ale nie przejmujemy się tym. Dopóki nie chcemy wszyscy usiąść.
CZYTASZ
One shots ~ dominikxpawel
Fanfiction„Niebieskie oczy mieszały się z tą czystą zielenią. Ciężkie i drżące oddechy unosiły się w powietrzu. Lekki wiatr owiewał ich włosy, przez co niektóre pasma były już poplątane. Na ustach bruneta można było dostrzec delikatny uśmiech, za to u młodsze...