22.1 Young and beautiful

604 19 7
                                    

- Nie! - śmieję się i wołam o pomoc jednocześnie, gdy wielka ręka podąża w moim kierunku. Staram się zrobić unik, ale krem cytrynowy ląduje na mojej twarzy. - Uduszę cię!

- Poproszę, skarbie.

Jak widać moje krzyki niewiele dają, gdy on lubi sadomasochizm. Oczywiście żartuję, a bynajmniej mam taką nadzieję.

- Jesteście nie do zniesienia - mruczy Oliwia, mimo że jej wzrok wyraża czyste rozbawienie.

- To on jest nie do zniesienia! - nadal wbrew woli krzyczę, bo jego druga ręka przetrzymuje mnie w pasie.

- Nie hałasuj tak, bo jeszcze sąsiedzi pomyślą, że cię torturuję - mruczy Paweł, psując układ moich włosów. Jednak na jego szczęście w końcu mnie uwalnia.

- Bo mnie torturujesz - sapię, poprawiając swój wygląd do porządku i patrząc na niego złowrogo. W tle słyszę tylko westchnięcie blondynki, jednak nawet ona nie odwiedzie mnie od wygrania bitwy na wzrok.

- Nie chciałabym przerywać waszej małżeńskiej kłótni, lecz zostało nam dziesięć minut zanim przyjdą.

- Jeśli tak by wyglądała miłość to chyba jej nie chcę - patrzę z oburzeniem na Oliwię, a później orientuję się co zrobiłem.

Cholera.

- Wygrałem.

- Nie udław się tylko tym - mamroczę pod nosem, nawet na niego nie patrząc. Przegrana z nim boli mnie bardziej, niż byłbym zdolny do tego przyznać.

- Kochani - wyrywa nas przyjaciółka po raz drugi. - Tort. Natychmiast.

Faktycznie. Spoglądam na cytrynowo-malinowy tort, który zrobiliśmy sami. Jestem z tego dzieła piekielnie dumny, mimo że może jest trochę koślawy i lekko się już roztapia.

- Kiedy będą? - pyta Paweł, zostawiając mnie w końcu w świętym spokoju. Nasza znajomość głównie składa się z dokuczania sobie, do czego przyzwyczaili się już wszyscy. Chociaż niektórzy wyolbrzymiają sytuację, jak widać.

- Lora napisała mi, że za chwilę będą, więc można wszystko ustawić.

Karolina miała zabrać Daniela i Igę na kawę, a później przyprowadzić ich do mojego domu, który jest miejscem większości naszych spotkań. Dzisiejszym powodem świętowania są zaręczyny wspomnianej wcześniej pary. Jako znakomici przyjaciele musimy to jakoś uczcić.

- Dominik, gdzie masz świeczki?

- Nie mam.

I wtedy lądują na mnie dwa niedowierzające spojrzenia. No cóż. Być może zapomniałem o tym, co czyni mnie tylko lekko gównianym przyjacielem.

- Boże, daj mi odwieczny spokój...

- Nie wierzysz w Boga - zauważa Paweł, a Oliwia posyła tylko lodowate spojrzenie w jego stronę.

- Jak mi da siłę, żeby z wami przetrwać, to wtedy uwierzę. Próba wiary czy coś takiego.

- To chyba tak nie działa - mówię, ale w tej samej chwili słyszmy jak drzwi wejściowe się otwierają.

Nie zdążymy się ukryć, ale to i tak nic. Śpiewamy sto lat, chociaż ta pieśń nie ma nic wspólnego z zaręczynami. Składamy nieposkładane życzenia, ale i tak wszyscy się śmieją. Nawet jeśli nie jesteśmy idealnym przykładem przyjaciół to chociaż jesteśmy prawdziwi.

Tym bardziej, gdy Daniel staje na krześle by zabić pająka na suficie, a krzesło pęka.

Być może nie mam więcej krzeseł, ale nie przejmujemy się tym. Dopóki nie chcemy wszyscy usiąść.

One shots ~ dominikxpawelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz