Rozdział dwudziesty piąty

62 4 0
                                    

Amy

Czy kiedykolwiek pomyślałabym, że zaproszę Aarona Harringtona do siebie na kolację? Oczywiście, że nie. A czy myślałabym, że od razu pozna moich rodziców i Edgara? Tym bardziej moja odpowiedź brzmi, nie. A właśnie byłam świadkiem, gdzie stał w salonie z moim tatą i w najlepsze gawędzili sobie na temat koszykówki. Czy była dla mnie to abstrakcyjna sytuacja? Możliwe. Ale ogólnie ten tydzień był wręcz nierealnie dziwny, działy się rzeczy, o których nawet nie śniłam. O, których bym nawet nie pomyślała. Ale gdyby spojrzeć z góry, na to co dzieje się ostatnio w moim życiu to ten, kto układa moje ścieżki życiowe, niech pije mniej kawy bo fantazja go ewidentnie ponosi.

- Amy? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Edgara. Oderwałam wzrok od blondyna i przeniosłam go na swojego starszego brata. Gdybym miała opisać Edgara, to powiedziałabym, że był młodszą kopią naszego taty. Te same rysy twarzy, ten sam kolor oczu i ta sama surowość w spojrzeniu. – On?

- On? – Czyli co? – Musisz, być bardziej precyzyjny w swoich pytaniach, braciszku. – Powiedziałam, nie przerywając krojenia pomidora.

- No nie wiem. – Wzruszył ramionami, nie odrywając ode mnie spojrzenia. – Kiedy ostatnio się widzieliśmy, wyzywałaś go od najgorszych jadowitych węży. A teraz? Przyjaźnicie się?

- Pamiętaj, żmija żmij nie ugryzie. – Edgar zmrużył oczy, co nie było dobrym znakiem. Robił tak tylko gdy był poirytowany, albo zmęczony. Przyjrzałam mu się uważniej i zauważyłam wory pod oczami, których wcześniej nie widziałam. Dodatkowo ubrania na nim wisiały, zmazerniał i schudł. Jego policzki były zapadnięte a oczy przekrwione. Nie wyglądał za dobrze.

- Edgar? – Podeszłam do niego bliżej i położyłam rękę na jego ramieniu. Gdy go dotknęłam, drgnął nieznacznie. – Czy chcesz ze mną o czymś porozmawiać? – To z nim zawsze byłam bliżej, to on wiedział o wszystkich moich lękach i niepowodzeniach. On był moim pamiętnikiem, powiernikiem tajemnic, marzeń i lęków. Był moim aniołem stróżem, kochanym starszym bratem. Tym, który nigdy nie oceniał, tylko starał się zawsze racjonalnie odpowiedzieć na dręczące mnie pytania. Jeśli teraz on potrzebował powiernika, kogoś komu mógł się wygadać, to chciałam dać mu znać, że jestem tuż obok.

- Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku. – Na jego twarzy zagościł uśmiech, ten szczery, którym obdarzał mnie za każdym razem gdy zakradaliśmy się w środku nocy do zamrażalki po lody. Ale w tym momencie zdradziły go oczy, uśmiech ich nie dosięgnął. Okłamywał mnie, więc musiał mieć mocny ku temu powód.

- Sporo tak mówisz, to nie mam podstaw aby ci nie ufać. – Byłam wręcz pewna, że te słowa zrobiły na nim wrażenie i wywołam w nim wyrzuty sumienia. Użyłam jego własnej broni przeciwko niemu. To on powtarzał tak, gdy nie chciałam mu się do czegoś przyznać. Obserwowałam jego reakcję, ale jego twarz pozostała niewzruszona. Mistrz pokerowej twarzy.

- Dzieci?! Amy, Edgar! – Zawołała mama. – Chodźcie do stołu. Amy, zabierz tylko ze sobą sałatkę. – Dodała, zanim wróciła do salonu.

Wrzuciłam pokrojone pomidory do miski, gdzie spoczywała już sałata i ogórek. Dodałam jeszcze odrobinę majonezu, oczywiście dla smaku, nie dlatego, że go uwielbiam. Wymieszałam składniki i wzięłam szklane naczynie w dłonie, jeden wdech i ruszyłam. Postawiłam ją na stole i zajęłam miejsce obok Aarona. Gdy tylko usiadłam, poczułam jego dłoń na swojej nodze. Głaskał mnie uspokajająco, jakby wyczuwał jak bardzo jestem zestresowana dzisiejszym spotkaniem.

- Gdzie Truman? – Zapytałam, nakładając sobie na talerz jedzenie.

- Miał dzisiaj spotkać się z Chrisem. Mają coś do załatwienia. – Odpowiedziała mama, wzruszając ramionami i podając naczynie z ziemniakami Edgarowi.

''Between Us''Where stories live. Discover now