Rozdział dwudziesty siódmy

49 5 0
                                    

Amy

W naszym życiu są takie chwile, których nie da się zaplanować. One przychodzą same i pozostają w naszej pamięci, jako najpiękniejsze wspomnienia. Dla mnie takimi momentami był czas z przyjaciółmi, dobrze wiedziałam, że po tym roku, nasze drogi się rozejdą. Każde z nas pójdzie w inną stronę, inną ścieżką, być może w przyszłości, one się skrzyżują, ale na ten moment tego nie wiedzieliśmy, jak potoczy się dalej nasze życie. Chciałam więc, zapamiętać każdy szczegół z tego roku, oczywiście z tych przyjemniejszych chwil. A czas, który nam pozostał, spędzić na świetnej zabawie. Plany Rebeki i Yun znałam bardzo dobrze, natomiast Aarona były pod znakiem zapytania. Ale co z Derekiem i Isaacem ? Nie miałam żadnej wiedzy na ten temat, a nie wiedziałam jak go poruszyć z przyjaciółkami. W końcu Derek był chłopakiem Yun, i może nie przegadali tego jeszcze między sobą, nie chciałam wyjść na wścibską. A Isaac? Kim on był dla naszej kochanej Yun? Nic nie mówiła na jego temat. A wręcz urywała rozmowę, gdy tylko padało jego imię. Więc nawet jeśli chciałabym się czegoś dowiedzieć, to nie wiedziałam jak się to tego zabrać.

- Czy wy, widzicie to co ja? – Rebeka posłała mi krótkie spojrzenie, a ja przeniosłam swój wzrok, w miejsce, w które patrzyła moja przyjaciółka. – Amanda, wygląda jakby mniej zdzirowato niż zwykle. A jej platynowy blond, jakby nie był już platynowy. Czy ja widzę, o mój boże... czy to odrosty? Czy jej mózg jeszcze walczy? – Zapytała z niedowierzeniem przyjaciółka, zsuwając z nosa przeciwsłoneczne okulary.

Yun słysząc komentarz naszej przyjaciółki, zaśmiała się głośno, czym zwróciła uwagę koszykarzy i cheerleaderek. Ci pierwsi były zadowoleni z naszej obecności, zwłaszcza pewien blondyn. Aaron gdy tylko mnie zobaczył, siedzącą na trybunach, chciał podbiec i się przywitać. Ale trener, widząc do czego się szykuje blondyn, od razu sprowadził go do parteru, mówiąc.

- Jeśli tylko do niej podejdziesz, choćby na minutę. – Ostrzegł. – Każdy z osobna, będzie musiał wykonać sto pompek i sto okrążeni boiska. – Wskazał palcem, na każdego członka drużyny. – Więc lepiej go pilnujcie. – Polecił chłopakom i odszedł w stronę trybun. Jakby nigdy nic się nie stało.

A ja, jeśli mam być szczera, to trener T. był jedynym z niewielu nauczycieli, przed którymi czułam respekt. Aaron z kolei, nie chciał żeby koledzy z drużyny cierpieli przez niego, i pohamował swoje zapędy przybiegnięcia do mnie . Ale ciężko się patrzyło, na niego, gdy posyłał w moją stronę tęskne spojrzenia.

- Amanda wygląda jakby miała zaraz zapłonąć z tej złości i zazdrości. – Mruknęła Rebeka, nasuwając z powrotem okulary na noc. – Kochaniutka. – Zwróciła się bezpośrednio do blondynki. – Oddychaj, bo się zapowietrzysz. A do szkolnego medyka, daleka droga.

Nie od dziś wiadome było, że Amanda miała chrapkę na ciasteczko w postaci Aarona. I jak przeważnie mnie olewała i nie zwracała na moją osobę uwagi, tak od pewnego czasu, odkąd między mną a Aaronem coś się zmieniło. To rzuca mi mordercze spojrzenia. Jestem wręcz pewna, że w domu ma laleczkę woodu z moją podobizną i odprawia jakieś afirmację abym spadła ze schodów.

- Myślicie, że ta utleniona akrobatka, ma w domu już ołtarzyk ze zdjęciami Aarona? – Powiedziała na głos Rebeka, z miną zażenowania. – Z resztą, co ja za głupie pytanie zadaje, to oczywiste, że ma. Pewnie w photo shopie przerobiła jakieś jego zdjęcie i dodała siebie. Takich ludzi, powinno trzymać się w zamknięciu. – Rebeka pokręciła głową z rezygnacją i wróciła do przeglądania czegoś na telefonie. Ta dziewczyna nie przelewała w słowach, mówiła to co jej ślina na język przyniesie. Właśnie za to, ja najbardziej ceniłam. Za szczerość. No i za teksty, które potrafiły doprowadzić mnie do napadów śmiechu.

- Gdzie, zabiera cię dzisiaj, twój chłopak? – Zapytała Yun, przenosząc spojrzenie z boiska, na moją osobę.

- W sumie, to nie jest mój chłopak. – Odparłam spokojnie.

- Że co, słucham? – Wtrąciła się do rozmowy Rebeka.

Wypuściłam powietrze z płuc i rozłożyłam bezradnie ręce.

- Żadne z nas, nie określiło się względem drugiej osoby... więc.. -Boże, jak to w ogóle brzmiało? – Nie jesteśmy razem? – Zapytałam bardziej siebie niż swoje przyjaciółki.

- Chyba nie odpowiada ci ten stan rzeczy. – Zauważyła ostrożnie Yun.

Wyprostowałam się i odchrząknęłam, nie patrząc na nie.

- Nie jestem gotowa. Nie teraz. Kiedyś, w przyszłości. – Wyznałam. – Wierzę, w nas. – Wyszeptałam, na tyle cicho, że sama siebie słyszałam. – Mogłabym skłamać, mówiąc, że chce z nim teraz być. Ale po co, oszukiwać? Zraniłabym tym tylko nas i nasze serca. Jest moim przyjacielem, i tak niech zostanie, aż czas sam zadecyduje.

- A czym on, już tego nie zrobił? – Zaznaczyła Rebeka.

- Mogłabym skłamać, mówiąc, że nie. Ale, czasami nie ma lepszego wyjścia.

- Wydaje mi się, że się boisz. – Czekałam, aż przyjaciółka dokończy swoją złotą myśl. – Masz miejsce w swoim sercu, wpuść tam Aarona. Już wystarczająco długo na to czekał. No chyba, że i jego chcesz stracić, to proszę bardzo. Ale nie mów wtedy, że ci ciężko, skoro odpychasz człowieka, na którego możesz liczyć teraz i na którym, będziesz mogła się wesprzeć w przyszłości. Zakochanie jest łatwe, nikt nie mówi jednak, jak ciężko jest utrzymać miłość. Bo z nią jest jak z kwiatkiem i wodą. Gdy dasz jej za mało, to kwiatek uschnie, a gdy za dużo, to go przelejesz i zgnije z jej nadmiaru. Potrzeba jest odpowiednia pielęgnacja. Z miłością jest tak samo. Ale ja nie będę cię umoralniać, ani pouczać. To jest twoje życie, twoje wybory i twoje błędy. Za wszystko odpowiadasz Ty. Pamiętaj o tym. Ale powiedź cokolwiek Aaronowi, niech chłopak wie, na czym stoi.

Rebeka była jak księga mądrości, zawsze znalazła w swojej główce złotą radę, która warto było się podzielić. W chwili zakończenia treningu, poderwałam się na równe nogi. Trener T. dał znać chłopakom, że mogą spocząć, a sam podszedł do nich z tabliczką. Coś im pokazywał, dziko przy tym gestykulując.

- A Ty, gdzie się wybierasz? Skoro nie masz randki z Aaronem. – Zapytała zaskoczona Yun.

- Truman zabiera mnie na obiad. Chce ze mną o czymś porozmawiać. – Odpowiedziałam lakonicznie, nie chciałam żeby dziewczyny dopytywały o szczegóły, bo sama tak naprawdę dużo nie wiedziałam. Przed wyjściem do szkoły, wbił do mojego pokoju i rozwalił się na łóżku jakbyśmy nie mieli spięcia od kilku tygodni i zapytał:

- Masz czas po szkole? Czy robisz coś ciekawego?

- Mam czas, nie jestem z nikim umówiona. – Odpowiedziałam, nawet na niego nie patrząc.

- Co, twój piesek Aaron, popuścił cię ze smyczy? – Zapytał lekceważąco, uśmiechając się przy tym złośliwie.

- Jeśli przyszedłeś się tu kłócić, to wyjdź. – Poczułam, jak żyłka na mojej szyi zaczyna pulsować niebezpiecznie. Niech jeszcze powie słowo, a nie będę hamować się w słowach.

- Nie no, luz. Tak tylko żartowałem. – Podrapał się po karku, i nastała między nami chwila niezręcznej ciszy. – Może pójdziemy po szkole na obiad? Ja stawiam. – Dodał szybko, żeby mieć argument przewagi, a wiedział, że nie lubię wydawać swojego kieszonkowego.

- Poczekam na ciebie i po treningu, będziemy mogli jechać.

- Skąd... aa no tak.. twój chłoptaś ci powiedział. – Burknął niezadowolony brat.

- Truman... - Warknęłam ostrzegawczo i zepchnęłam go z łóżka. – Spadaj, z mojego pokoju.

Wyszedł i zostawił mnie zamroczoną i pełna złych przeczuć.

- Dobra dziewczyny. – Ocknęłam się z zamyślenia. – Zmykam, napiszę do was wieczorem.

Pożegnałam się z przyjaciółkami i zbiegłam w dół boiska, gdzie czekał na mnie brat.

Matko, miej mnie w swojej opiece. 

''Between Us''Where stories live. Discover now