Rozdział dwudziesty

54 5 0
                                    


Amy 

Była ładna pogoda, idealnie skrojona na imprezę. Na której zamierzałam świetnie się bawić. Nie interesowało mnie, że był tutaj mój były, brat i Aaron. Dla mnie w tym momencie, ich porachunki nie miały żadnego znaczenia. Minęłam grupkę chłopaków, kilku znałam z widzenia. Byli to koledzy z drużyny mojego brata, więc uprzejmie im pomachałam, na co odpowiedzieli mi tym samym. Miłe.

- Gdzie oni są? – Usłyszałam pytanie, które przyjaciółka sama sobie zadała. Często to robiła.

- Może zadzwoń do Dereka? – Podsunęła Yun, rozglądając się po lokalu. Ewidentnie kogoś szukała.

-A ty za kim tak się rozglądasz? – Yun popatrzyła na mnie wzrokiem spłoszonego zwierzęcia.

- Isaac. Widzę jego głowę! – Wykrzyknęła uradowana Rebeka, ratując Yun od odpowiedzi na moje pytanie. Dlaczego ta dziewczyna była taka w sobie zamknięta? Milion myśli przelatywało mi przez głowę, co mogło być tego powodem. Ktoś ją skrzywdził? Musiałam się tego dowiedzieć. Za wszelką cenę.

Rebeka złapała Yun za rękę i pociągnęła w stronę grupki chłopaków, ruszyłam za nimi z ociągnięciem. Przełknęłam ślinę i nerwowo poprawiłam włosy. Od kiedy stresowałam się spotkaniem z chłopakiem? Jeszcze na dodatek nie moim?!

- Kogo moje śliczne oczy widzą! – Zawołał Derek, ściskając każdą z nas po kolei. – Najlepsze zostawiam na koniec. – Powiedział i pocałował Rebekę w czoło.

- Napijecie się czegoś? -Zaproponował Isaac, stojąc z telefonem w ręce i zapisując to na co każdy miał ochotę. Gdy miał już gotową listę, zawinął się do baru. – Ok. To ja zaraz wracam.

- Pójdę ci pomóc. – Zaoferowała się Yun i wzięła nogi za pas. Tyle ich widziałam. Para numer dwa, też za chwilę gdzieś się ulotniła. Zostałam sama z Aaronem. Żołądek ściskał mi się z nerwów.

- Ślicznie wyglądasz. – Odezwał się blondyn. – Lubię, gdy wiążesz włosy w kucyk. Wyglądasz wtedy tak uroczo. – Wyszeptał i pociągnął mnie za koński ogon. Jego dotyk prawił, że na chwilę przestałam oddychać.

- Ty też dobrze wyglądasz. – Odezwałam się nieco zachrypniętym głosem. – Zdecydowanie zielony to twój kolor.

Pieprzyłam nie od rzeczy. Ale to nie miało znaczenia, żadnego. Aaron zaśmiał się, jakbym opowiedziała jakiś dobry żart. Jego śmiech był czymś przyjemnym dla ucha.

- Możemy... - Zaczęłam, ale głos mi się załamał, gdy próbowałam zadać pytanie Aaronowi.

- Możemy słodka Amy. – Kątem oka zauważyłam, jak drgnęła mu ręka. On chciał mnie objąć, dotknąć, pocieszyć. Ale wymogłam na nim obietnice, że nie dotknie mnie publicznie, póki nie będę gotowa.

- Mamy pitne trunki. – Ocknęłam się na głos Isaaca. Wzięłam od niego swój napój i stanęłam ramię w ramię z Aaronem, chciałam poczuć jego ciepło. Poczułam jak jego palce ześlizgują się po mojej nodze.

Za chwilę pojawiła się Rebeka, która sięgnęła swój napój i zaczęła zachłannie go sączyć. Ta dziewczyna była wiecznie spragniona.

- Co ten jebany grajek tu robi? – Warknęła Rebeka, ściągając na mnie tym swoją uwagę. Podążyłam wzrokiem na spojrzeniem Reb, i zamarłam. Na scenie stał Chris z gitarą, wyglądało to tak jakby zamierzał zaraz wystąpić. Przecież on nigdy nie występował publicznie, co on wyprawiał? – Ja go zaraz ściągnę z tej sceny, będzie mi słuch kaleczył. Frajer jeden. Pozwę go za uszkodzenie mojego słuchu. Mogę tak zrobić? Aaron czy ja mogę go pozwać? – Zapytała Rebeka, przyglądając się Aaronowi z zainteresowaniem.

''Between Us''Where stories live. Discover now