Rozdział dwudziesty drugi

59 5 0
                                    

Amy

Stoję na cmentarzu, i mocno trzymam mamę za rękę. Otaczają nas sami dorośli. Wokół mnie jest cicho, a powietrze wypełniają dźwięki cichych westchnień i delikatne szmerowanie liści poruszanych przez wiatr. Mam na sobie schludną, czarną sukienkę z długim rękawem. Rozglądam się dyskretnie i kilka kroków ode mnie dostrzegam Aarona. Wygląda bardzo smutno, nie uśmiecha się, a jego policzki pokryte są zaschniętymi łzami. Trzyma tatę za rękę. Ma na sobie czarny garniturek, który jest odrobinę na niego za duży.

Patrzę na trumny, które leżą przed nami, otoczone kwiatami. Jest to trudne do ogarnięcia - dopiero co kilka dni temu widziałam mamę i brata Aarona a teraz leżą w tych drewnianych skrzyniach. Moje serce jest ciężkie, nie mogę uwierzyć, że odeszli, że już nigdy nie pobawię się z Davidem. Że nie spotkam się na zakupach z Panią Harrington, i nie usłyszę od niej jaka to śliczna ze mnie dziewczynka. Ale czym jest mój smutek w porównaniu z rozpaczą i pustką jaką czuje Aaron. On stracił brata i mamę.

Gdy trumny zostaje opuszczone do grobu, czuję jakby kawałek mnie również spadał w dół. Przeraża mnie to, że wszystko się kończy, że nawet te bliskie nam osoby muszą odejść. Widzę jak tata Aarona rozmawia z innymi ludźmi, kiwa smutnie głową. Uderza mnie jednak widok Aarona, stoi sam i nie wie co ze sobą zrobić. Czy powinnam do niego podejść? Puszczam rękę mamy i podchodzę bliżej do blondyna.

- Bardzo mi przykro, z powodu Twojej mamy i brata. – Mówię cicho.

- Dziękuję. To chyba powinno się mówić, prawda? Tak mówił tata. Że mam dziękować za słowa otuchy. – Odpowiedział Aaron, patrząc gdzieś przed siebie.

- Chyba tak, nie wiem. – Będę musiała o to zapytać mamy.

- Będę strasznie za nią tęsknił. – Starał się być silny, ale kilka łez wyrwało się spod kontroli i spłynęło po jego policzkach. – Zostawiła mnie, a ja się z nią tamtego dnia nawet nie pożegnałem. Nie powiedziałem jej, że ją kocham.

- Myślę, że ona o tym dobrze wiedziała. Mamy, mają do siebie to, że czują takie rzeczy. Na pewno wiedziała, że ją kochasz nie mówiąc jej tego. – Odparłam pewnie. Niemal butnie.

- Myślisz? – Zapytał z nadzieją w głosie.

- Jestem tego wręcz pewna. – Dorośli dalej byli pogrążeni w rozmowie i nie zwracali na nas żadnej uwagi.

- Zawsze gdy byłem smutny. – Zaczął opowiadać. – Mama siadała obok mnie i łapała mnie za rękę, siedzieliśmy sobie tak w ciszy, aż mi robiło się lepiej. Nigdy nie pytała co mi dolega, ona rozumiała. I to wystarczało. A teraz? – Westchnął, i smutno pokręcił głową. – Teraz zostałem sam ze sobą. Tata, on nie zastąpi mi mamy. Nie ważne jak będzie się starał. Nie będzie nią.

Nie myślałam co robię, wyciągnęłam swoją rękę i złapałam dłoń Aarona. Spojrzał zaskoczony na nasze złączone dłonie.

- Ja też jej nie zastąpię, ale mogę być blisko ciebie.

Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że to był sen. Bardzo realistyczny sen. To był moment, gdy moja podświadomość, próbowała mi coś powiedzieć. Wstałam z łóżka z bardzo ambitnym celem, dzisiaj zacznę odkręcać sytuację z Aaronem. Zrobię wszystko aby między nami było tak jak wcześniej.

- Mamo! Jesteś w domu?? – Zbiegłam po schodach, zastając rodzicielkę w kuchni. – Dobrze, że cię jeszcze zastałam. – Wysapałam, stając w wejściu.

- Ja też się cieszę, że Ciebie widzę. – Mama uśmiechnęła się, podsuwając mi pod nos kubek z kawą. Zapach, jaki unosił się w kuchni, świadczył o tym, że ziarna kawy zostały niedawno zmielone. Nikt nie robił lepszej kawy niż Mona Smulders. – Coś się stało? Jesteś chora? – Mamy, maja do siebie to, że są strasznie spostrzegawcze.

''Between Us''Where stories live. Discover now