Rozdział dziesiąty

75 5 0
                                    

Amy 

Czułam smród kłopotów. Roznosił się on wokół mnie od początku roku szkolnego. Cóż miałam począć, skoro kłopoty mnie lubiły i goniły za mną nieprzerwanie? Zerknęłam na Trumana, bardzo mnie ciekawiło, dlaczego mój brat darzył Aarona taką nienawiścią. Co między nimi się wydarzyło? Czy kiedykolwiek się tego dowiem?

-No i jak podobał ci się nasz trening? – Zagadał Aaron, uśmiechając się do mnie.

Aaron był odważny, że odzywał się do mnie w obecności Trumana.

-Dobrze, że Pan T. zlitował się nade mną i nie musiałam robić pompek męskich. – Zakpiłam.

-Trener nie jest wcale taki zły. – Podsumował Truman. – Czasem go ponosi.

-Żeby tylko czasami. – Wymamrotał Aaron.

Naszą rozmowę przerwało wejście do gabinetu dyrektora. W tym momencie pragnęłam zapaść się pod ziemię i nie wyjść do momentu zakończenia tego cyrku. Dyrektor usiadł, popatrzył na nasza trójkę, za chwilę wstał i znowu usiadł. Dlaczego nic nie mówił? Niech powie, cokolwiek. Chcę mieć to już za sobą.

-Dlaczego jak dzieje się coś złego, to w środku zamieszania jesteś zawsze Ty. – Zwrócił się bezpośrednio do mnie.

-Kłopoty za bardzo mnie lubią. – Westchnęłam teatralnie i wzruszyłam bezradnie ramionami.

-Obiecałem wam zawieszenie. – Wskazał palcem na mnie i Aarona. – Ale to nie jest wasza prywatna potyczka. – Przeniósł wzrok na Trumana. – Posłuchajcie mnie, to jest szkoła. Tutaj się uczymy, gramy, rozwijamy przyjaźnie i zdobywany wykształcenie. Nie ma miejsca na bijatyki, zwłaszcza, że wy obaj. – Popatrzył znacząco na chłopaków. – Reprezentujecie szkołę.

-Obędzie się bez kary? – Zapytał z nadzieją Truman.

Dyrektor popatrzył na Trumana z politowaniem. Jak to mówią? Nadzieja matką głupich? Brat chyba zorientował się, jakie głupstwo palnął, bo jego szyja nagle zrobiła się czerwona. Działo się tak zawsze, gdy Truman był zażenowany lub zawstydzony.

-Panowie, wy dwaj. – Zrobił dłuższą pauzę. – Nie zagracie w pierwszym meczu roku szkolnego.

-Co? Jak to? – Oburzył się Truman.

-Ale Panie Dyrektorze, może można dać nam inną karę? To dla nas ważny mecz. – Powiedział spokojnie Aaron. – To pierwszy mecz w sezonie. – Uściślił.

-Wiem. – W spojrzeniu dyrektora można było zobaczyć wyższość. On to zrobił specjalnie. – To powinna być dla was nauczka. Bo jeśli jeszcze raz będę zmuszony przeprowadzić z wami rozmowę, to wylecicie z drużyny. I nic was wtedy nie uratuje. 

Potaknęliśmy ze zrozumieniem. Bo co innego wtedy mogliśmy zrobić?

-Dodatkowo. – Uśmiechnął się do nas a w jego oczach dostrzegłam iskierki rozbawienia. – Przygotujecie bal z okazji Halloween. Wasza trójka ma dowodzić przygotowaniem, a samorząd wam pomoże.

-Ale do Halloween zostały niecałe trzy tygodnie. – wymamrotałam zdezorientowana. – Nie mamy tyle czasu, nie zdążymy tego wszystkiego przygotować. – Spanikowałam.

-Skoro macie tak mało czasu to dlaczego jeszcze tutaj jesteście? – Powiedział rozbawiony dyrektor. 

Wstałam pierwsza i nie odwracając się za siebie wyszłam na korytarz. Za mną podarzyli chłopcy. Wiedziałam co dyrektor chce osiągnąć każąc nam ze sobą współpracować. Ale czy anioł z diabłem mogą się przyjaźnić?

-Mam propozycję. – Szepnął przy moim uchu Aaron. – Ty. Ja. I zachód słońca? Co ty na to?

-Czego się naćpałeś? Chyba Truman za mocno cię uderzył. – Zironizowałam. – Ty mówisz poważnie. – Rzuciłam z przerażeniem. – Nie mogę uciec z lekcji.

-A kto mówi o ucieczce? – Zapytał Harrington. – Musimy zacząć przygotowania do balu, a gdzie najlepiej myśli się, jak nie na plaży? ? – Aaron wyciągnął rękę w moją stronę. Przygryzłam dolną wargę. Zawahałam się, czy to dobry pomysł? Czy powinnam z nim iść? Czy to nie zapowiadało kłopotów? – Drobniutka? – Zachęcił mnie Aaron.

Dobra. Raz się żyję. Złapałam go za dłoń i pobiegliśmy w stronę wyjścia.  

''Between Us''Where stories live. Discover now