XXXI

1K 45 31
                                    

Pov: Adrien

- Hailie, odzywaj się. - powtórzyłem, ale nie usłyszałem odpowiedzi.

- Cholera jasna. - szepnąłem pod nosem.

Zaparkowałem samochód i jak najszybciej skierowałem się w stronę kawiarni.
Poszedłem do toalet, drzwi były zamknięte, co nie było problemem dla mojego ochroniarza, który otworzył je za pomocą wsówki.

Na ziemi leżała nieprzytomna szatynka.

Odrazu zadzwoniłem po pogotowie. Ułożyłem dziewczynę w bezpiecznej pozycji.

Chwilę później zjawiła się pomoc. Zawieźli Hailie do szpitala. Nie mogłem jechać z nimi, więc jechałem za karetką.

W drodze, przypomniałem sobie o jej braciach.
Nie miałem pojęcia co zaszło w ich domu, ale byłem prawie pewien, że było to z ich winy.

Wiedziałem jednak, że ich poinformować.
Wybrałem numer najstarszego z całej piątki.

- Słucham, Adrienie. Czy wiesz coś o Hailie? - głos Vincenta był taki jak zwykle.

- Owszem, to naprawdę ważne więc chciałbym abyś naprawdę się na tym skupił. Możecie jednak zakończyć poszukiwania. Hailie jest cała.. - zawahałem się - Jest w drodze do szpitala.

- Już jedziemy. Dziękuję, za informację.

Połączenie zostało zakończone.

***

Chwilę po mnie, pod salą zjawili się bracia szatynki.

- Czy wiesz może co dokładnie się stało? - William podszedł do mnie.

Westchnąłem.

- Przedawkowanie leku z fenanylem. - oznajmiłem po chwili.

- No chyba, kurwa żarty! Znowu bierze?! - Dylan wstał z miejsca.

- Uspokój się. To nie był sam narkotyk tylko lek z jego ilością. W małych ilościach jest stosowany jako środek przeciwbólowy. - Vincent stał obok młodszego od siebie, tamten wywrócił oczami.

Poczekałem aż bracia zamilkną.

- Z tego co zdołałem usłyszeć, Hailie nie zrobiła tego świadomie. Wzięła cztery tabletki. - dodałem.

- Ta, nieświadomie, tak samo jak się głodzi. - prychnął Dylan.

Miałem zamiar mu coś powiedzieć, ale wyprzedził mnie jeden z bliźniaków.

- Zamkniesz w końcu swój tępy ryj? - Tony stanął naprzeciwko brata - Chuja widziałeś, więc stul pysk. Chociaż ten jeden pieprzony raz zachowaj się mądrze.

- A ty to kurwa niby co?

- Ja? Ja przynajmniej jej pomagałem i robiłem to szczerze a nie knułem podstępy aby widzieć jak je! Nikt z was nie wie jak jest gdy chcesz umrzeć, gdy z każdą chwilą tracisz siebie i chęci życia. Hailie wam tego nie powie, ale tak jest. Nie wierzę, że nagle z tego wyszła. Bo tak nie jest. Jako jedyny z was mogę w jakikolwiek sposób wypowiadać się, jak ona w jakimś stopniu się czuje. - reszta zamilkła - Tylko ja, do cholery, wiem co musi przeżywać. A wy nadal, kurwa, żyjcie w tej swojej pierdolonej bańce i myślcie, że niechcący wyjebałem się na, pierdolonym, motocyklu na którym jeżdżę odkąd pamiętam. - syknął wściekły i usiadł na miejsce.

Rodzina Monet- historia Hailie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz