★3★

124 11 4
                                    

Nie skończyło się to zbyt dobrze, ni dla niego ni dla mnie. No, ale welp, ZASŁUŻYŁ SOBIE I GUESS.
Miało być to tylko niewinne uderzenie w twarz. Problem zaczął się dopiero wtedy, gdy doszło do bitki. Dość poważnej bitki. I to ja wyszedłem z tego najbardziej pocharatany. Mamy szczęście, że nie było policji, i oboje wyszliśmy z tego bez ran zagrażających życiu.

-Dobra...- Zeron odchrząknął niezręcznie -czyli jeśli mam zrozumieć; pobiliście się pod sklepem TYLKO przez to, że Chucken powiedział żart a Mateusza rozbolała dupa?
Spojrzałem się na Weze który patrzył na mnie jak na poszkodowanego dzieciaka fundacji pomagamy.
-Próbowałem ich ogarnąć, ale Elek się na niego rzucił. Dość mocno jak widać, skoro kolega skończył z rozbitą głową- przewróciłem oczyma, obserwując siniaki na moich rękach, zwłaszcza na łokciu który ucierpiał najbardziej w starciu z betonową ziemią - cieszę się że właściciel lokalu był na tyle miły żeby puścić nas wolno.
Mateusz nie wychodził już dobre 20 minut z toalety, w zasadzie to zapomniałem wspomnieć, że dotarliśmy już do hotelu. Cóż, sądzę, że mógł się załamać, ponieważ jedyne obrażenie jakie uzyskał z bitwy to nieszczęśliwie podbite oko. Ostro zajebałem mu- zdziwicie się bo kolanem- kiedy oboje staraliśmy się podnieść z ziemi. Ja na twarzy jedyne co miałem to rozbity łuk brwiowy i czoło. Nic wielkiego, na szczęście zostałem szybko opatrzony.
Reszta to rany na ciele, których mam już o wiele więcej. Ale tak czy siak, nie żałowałem tego. W końcu zbezczeszciłem mu mordę na następne mniej więcej dwa tygodnie (a on mi na całe życie, logika Szymona)

Drzwi od toalety zaskrzypiały jakby ktoś je wyrywał, i z wielkim trzaskiem zamknęły się. Eleven miał na oku opaskę, przez co zaśmiałem się. Wyglądał kinda jak pirat.
Spojrzał na mnie pierw z czym innym niż obrzydzeniem, ale ta emocja szybko znikła.
-Nadal ci do śmiechu?- starał się brzmieć na złego, choć realnie był w chuj zmęczony. Usiadł na krześle, macając kostki w swoich dłoniach mokrym wacikiem.
Nie odpowiedziałem mu, żeby nie wywołać kolejnej dramy, co było możliwe znając tego idiotę.

Każdy na szczęście miał osobny pokój. Ja dostałem ten na samym końcu po prawo, obok kuchni, co cieszyło mnie as fuck.
W samym pomieszczeniu miejsca było mało, ale dało się żyć. Łóżko przy oknie, stolik z krzesłem, szafa oraz wejście do kibla. Not bad.
Wszedłem na mały balkonik i westchnąłem. Jeden dzień z konwentu stracony. Zeron i Weza co prawda poszli, no ale ja i Mateusz zostaliśmy. Mnie bolały nogi a Elevena głowa. Coś kosztem czegoś, right? Zastanawiałem się co chce teraz zrobić. W końcu mam cały dzień.
Może pójdę coś ugotować?

Wyjąłem plecak spod spania, wyciągając z niego bardzo zdrową zupkę chińską. Poszedłem szybko do kuchni (która btw była strasznie zajebana) i wstawiłem czajnik, odkładając moje przyszłe jedzenie chwilowo na blat, w między czasie puściłem telewizor żeby grał se w tle. Paradokumenty, wiadomości i bajki. To był mój cały wybór. Po prostu oglądałem co leci, siadając przy blacie na stołku. Miałem spojrzeć w telefon na sekundę, sekunda jednak, zmieniła się w minuty.
Ocknąłem się dopiero gdy usłyszałem szelest opakowania, a czajnik już dawno wyłączył się.
Spoiler: zupka chińska zniknęła.

[chuckelek]PyrkonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz