Czy mieliście kiedyś wrażenie, że umieracie? Ta noc była burzliwa; wiał wiatr który zrywał z sobą liście i gałęzie, piszczał, boleśnie, prawie emocjonalnie. Ból w moich uszach, oczach i ciele narastał; tak cholernie błagałem świat by ktoś wytrzasnął mnie z tego, powiedział że wszystko będzie dobrze. Widziałem za oknem jedynie poruszające się korony krzew, układające się w dziwne postury. Tańczyły, bawiły się, biły. A ja leżałem w łóżku, czując, jakby ktoś mnie dusił, choć nikogo tu nie było. Próbowałem wziąść oddech, lecz jak pod wodą, nic nie dostało się do moich ust. Serce waliło mi jak szalone, dzwięk pompowania krwi, tego jak płynęła przez żyły i wracała do serca sprawiał, że traciłem zmysły. Ile to jeszcze będzie trwać? Czy ja w ogóle z tego wyjdę? Czy zasnę, i czy się obudzę?
—Ale...— zmarszczył brwi, i oparł swój podbródek na wewnętrznej części dłoni. Nie byłem w stanie stwierdzić, czy mi wierzył, lecz był na tyle wyrozumiały, że zdecydowałem opowiadać mu dalej. Widział mój stres w oczach, zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo trudny jest to dla mnie temat, jednak nadal sprawiał że czułem obowiązek do wypowiadania tych słów których tak bardzo nie chciałem wypowiedzieć.
—Musimy tam jechać.Nie pamiętam wiele z momentu w którym otworzyłem oczy. Pamiętam jedynie czarną, gęstą mgłę przed moimi oczami i brzęk w moich uszach. Jakbym przełączył kanał w radiu zbyt wiele razy; jak zepsuty telewizor. Co się do cholery jasnej ze mną dzieje? Wziąłem łapczywy wdech, i uniosłem swoje ciało do siadu. Oddychaj, kurwa, Mateusz, oddychaj...
Paraliże senne. Miałem je ostatnio na tyle często, że Kitsu musiała rozstawić materac w moim pokoju żeby mnie pilnować. Brałem trzy typy tabletek na sen, lecz i tak miałem te same wizje przed oczami, i ciągle coś wybudzało mnie w nocy, uświadamiając mi, że coś jest nie tak. To uczucie stało się na tyle silne, że po prostu musiałem zadzwonić. Musiałem upewnić się że wszystko jest okej.Wsiadłem do auta zaraz obok Zerona i zamknąłem za sobą drzwi. Wzdrygnęło mną trochę, po prostu bez słowa patrzyłem za okno. Zastanawiałem się czy to co wtedy się stało nie było tylko durnym snem. Nigdy aż tak się nie bałem, w zasadzie nie wiem nawet o co, to było tak cholernie nagłe, że nie wiedziałem co się dzieje. Czułem się jak dziecko które jest pewne że ma pod łóżkiem potwora. W rzeczywisości- nic tam nie było.
—Halo?— mówiłem drżącym głosem, gdy stałem na korytarzu prowadzącym do mojego mieszkania. Schodziłem po schodach, byłem gotowy by wybiec z domu jeśli bym musiał. Nie chciałem budzić Kitsu. Miałem większe zmartwienia na głowie niż jej wkurwione słowa.
—Czego chcesz?
—...Nic ci nie jest?
Usłyszałem jedynie grzechot wstawania z łóżka, oraz kroki po drugiej stronie telefonu. Brzmialem wtedy jak zapłakane dziecko, po prostu chciałem usłyszeć że wszystko jest okej. Chcialem upewnić się że nic mu nie grozi.
—...Hmmm... Zastanówmy się. Leżę w szpitalu z rozjebaną twarzą bez możliwości ruszania rękami, dodatkowo większość czasu musze jeździć na wózku bo moje ścięgna w nogach są ROZJEBANE. Po za tym? Tak. Wszystko okej, a co?
Wziąłem wydech, i poczułem nagłą ulgę. Moje ciało rozluźniło się i poczułem się znowu senny, jakby moje wcześniejsze problemy z zaśnięciem nie istniały lub nie były ważne.
—Przepraszam.
—Masz za co.—Może go obudziłeś czy coś?— wjeżdżaliśmy do Poznania, miasta, którego zacząłem się bać. Nie chciałem go już męczyć widokiem mojej mordy, bo wiem że nie było to dla niego przyjemne. Nie będę jednak narzekał. Mam możliwość porozmawiania z nim twarzą w twarz, wyjaśnienia czemu taki jestem. I nie mogę tego spierdolić, tak jak zrobiłem to wcześniej.
—Nah... Brzmi inaczej jak jest zaspany.
—Jesteś pewien że był pod wpływem? On nie jest głupi. Przecież bierze leki, myślisz, że pił by alkohol? Zwłaszcza podczas takiego stanu?
Czułem stres. Po prostu chciałem by to wszystko skończyło się tak szybko jak się zaczęło.
—Po prostu z nim pogadajmy.
—...Fair enough.