AKT 3: ★6★

28 6 4
                                    

Przyjechałem tam z przekonaniem, że wypije jeden kieliszek i dam sobie święty spokój.
Minęło ledwo pół godziny, a ja już siedziałem na kanapie obok Wezowskiego, najebany w trzy chuje.
Ale jak to się w zasadzie stało?

Przyjechałem tam około godziny dwudziestej w środę. Chciałem przyjechać wcześniej, ale Kitsu też miała swoje plany i musiałem poczekać aż ruszy wreszcie dupę z domu. Wszyscy byli już na miejscu, łącznie z Neskotem, który nie wiedziałem że się pojawi. Lecz kim ja jestem by narzekać?
Wyglądało na to, że Daniel wystroił swój dom na to wielkie przyjęcie. Kanapa miała zmienione prześcieradło, które nazwałbym bardziej puchatym kocem dla pedałów. Ledy były wyłączone, a zamiast nich powieszone były lampki tekturowe w kształcie kuli, które zimnym blaskiem oświetlały moją twarz.
Od kiedy ja się zrobiłem taki poetycki?
I think im going crazy.

Anyway, początkowo zasiadłem obok Zerona, z którym od razu zaczęliśmy wymieniać zdania. Głównie cisnęliśmy sobie bekę z innych mężczyzn którzy znajdowali się w tym pokoju, no może oprócz Szymona, gdyż siedział on po prostu cicho i czasem się śmiał. Pił z jakiegoś powodu najmniej.
Pamiętam że kiedyś tłumaczył mi, dlaczego przestał się uchliwać już w liceum, ale nie pamiętam tej historii więc wam jej nie opowiem. Wiem tylko tyle że chłop nie przepada za alkoholem w dużych ilościach.
Ja za to nie umiałem się zatrzymać. Po jakiś czasie zacząłem czuć bardzo dużą ilość czystej euforii, mój mózg zdawał się wyparować a kieliszki zaczęły wpadać mi w ręce same. Byłem zbyt pewny siebie, że będę w stanie wypić dwie flaszki w godzinę bez odlecenia, co było DURNE z mojej strony. Lecz czy ja tego żałuję?
Nie. W zasadzie to bawiłem się zajebiście.
Kobiety w tym czasie siedziały w pokoju obok i z umiarem sączyły wino. Ja aktualnie stałem na środku razem z Danielem i śpiewałem karaoke świątecznych piosenek, pamiętam że zostaliśmy opierdoleni przynajmniej dwa razy za to że drzemy się na cały blok, ale nie zbyt mnie to w tamtym momencie obchodziło.
Nawet nie zauważyłem, kiedy Chucken i Neskot po prostu zniknęli. Nie martwiło mnie to, zwracając uwagę w jakim wielkim stanie podświadomości byłem, ale Weza wyglądał na trochę bardziej przerażonego tym faktem. W jednym momencie wszyscy siedzieli na kanapie, a w drugim gdzieś zniknęli.
Zeron został wysłany na zwiady, w czasie gdy my zostaliśmy w pokoju. Weza zaproponował papierosa.
Nie pale, ale w sumie? Czemu nie.

—Pogadałeś z nim już?— spytał się pół pijackim głosem, wciągając gluty nosem. Pomachałem przecząco głową.
—Nahh. Bałem się, wiesz, że zrobię tym sobie lub mu niepotrzebną krzywdę.
Daniel westchnął przeciągle, przecierając swoje zaczerwienione oczy dłonią. Dym rozprzestrzenił się po pokoju, a ja zaciągnąłem się świeżo odpalonym papierosem. Ciepło rozpaliło moje płuca, paliło i psuło je na kawałki.
To całkiem przyjemne uczucie.
—...Nie boisz się że wiesz, będzie za późno?
Zamrugałem kilka razy, zdziwiony tą nagłą głębokością tematu.
—Czemu miałoby być?

Ucichliśmy nagle. Dźwięk rozmów po za pokojem stał się odległy, zapomniany, a do mnie dotarł pewien fakt o którym nie chciałem wcześniej zbytnio rozmyślać. To oczywiste, że Weza ma rację.
Nie jestem już młody, nie mam już dwunastu lat i nie chodzę już do gimnazjum. Mimo że wiele lat życia mnie czeka, te lata są w tym momencie bardzo znaczące. Ludzie to dziwne istoty, które dorastają by zrozumieć pewne rzeczy. Nie rodzą się z tym samym instynktem, z jakim rodzą się wszystkie zwierzęta.
Potrzebowałem tyle czasu, by zrozumieć, że coś niespodziewanego może wydarzyć się dosłownie w każdym momencie. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale ta myśl była od mnie tak oddalona, że prawie niewidoczna.
Nie jestem już dzieckiem, które pobiegnie do mamy jak złamie sobie kostkę. Szymon nie odkrywa już siebie, może znaleźć sobie kogoś innego z kim spędzi resztę życia, albo któryś z nas może stracić życie. Czułbym wtedy żal do samego siebie, że nie zdążyłem wykorzystać swojego życia w inny sposób niż je wykorzystałem.
Nie chcę czuć tego żalu.
I czuję, że w cale nie mam aż tak dużo czasu ile myślałem że mam.

—Powtarzam sobie, że śmierć jest jak ruletka—mówił starszy mężczyzna monotonnie, bawiąc się niedopałkiem w swoich rękach— nie wiesz kiedy cię dopadnie. Zamartwiasz się całe życie, że decyzje które podejmujesz są zbyt znaczące i ważne. W rzeczywistości, nic co teraz robisz takie nie jest.
Spojrzałem pustym wzrokiem w ziemię, próbując ogarnąć, co Daniel ma w tym momencie na myśli.
—Życie masz jedno, Mateusz. Gdy je stracisz, to nie dostaniesz kolejnego, lepszego lub takiego samego. Nie ważne jak bardzo jest ciężkie lub nie do zniesienia, te znaczące, kluczowe decyzje nie będą miały znaczenia za parę lat. No... Przynajmniej większość z nich, co nie? Korzystaj z tego co ci dano jak możesz, i jak chcesz. Są ludzie którzy oddaliby za to co masz więcej niż sobie wyobrażasz.

Przęłknąłem ciężko ślinę, kuląc do siebie nogi. Ciężkość tych słów przytłoczyła mnie, mimo że wiem że Weza próbował przekazać mi je jako motywacyjne gówno. Zaczęła boleć mnie głowa.
—Wiem. Po prostu... nie mam wystarczającej odwagi, ya know.
Czułem, jak czyjaś ręka spokojnie klepie moje ramie w pocieszającym geście. Uśmiechnęłem się pod nosem.
—Podejrzewałem, że jej nie masz. Nikt z nas tak realnie by jej nie miał. Po prostu... Zrób co uważasz za słuszne, okej?

______________
A.N:
Z przekazem.
To co mówił Weza nie odnosi się tylko do Mateusza.
Życie ma się jedno.
Pamiętajcie mordy, będzie lepiej.

[CHUCKELEK]PyrkonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz