Mój telefon zadzwonił o trzeciej trzydzieści w nocy, zaraz po godzinach pełnych męki i stresu. Nawet nie wiecie ile ja przeżyłem przez ten o dziwo bardzo krótki czas.
Kitsu i Jula wróciły, bez Wezowskiego i kobiety Zerona. Weszły do domu, przystając na chwilę w progu, jakby wejście do środka oznaczało przekroczenie niewidzialnej granicy, za którą wszystko miało się zmienić. Światło w salonie było przytłumione, wypełniając pomieszczenie chłodnym, szarawym blaskiem, który nie pomagał rozwiać narastającego poczucia niepokoju. Drobinki kurzu unosiły się leniwie w powietrzu, a w tle cicho brzęczała nowo kupiona lodówka. Usiadły obok mnie na kanapie, jedna z nich stukała palcami o poszewkę w kolorze wyblakłego błękitu, a druga, Jula, wydawała się ze stresu wstrzymać oddech; strach po tym co się przed chwilą wydarzyło nadal widoczny w jej oczach. Początkowo żadna z nich się nie odezwala, nie chcąc przerywać ciszy która stała nad nami jak żeźba wykuta w metalu. Spoglądały na siebie co jakiś czas, nerwowo myśląc, co mi powiedzieć, a ja wiedziałem już że świeci się najgorsze. Pot zaczął znowu formować mi się na czole, i zacisnąłem oczy, wtulając moją głowę głęboko w wewnętrzną część mojej ręki.. Cholera jasna. Czułem jak zaczyna kręcić mi się w głowie, prawie jakbym miał się pożygać, ponieważ mój organizm stwierdził sobie że właśnie tak zareaguje na nadmiar niepotrzebnych emocji. Dodatkowo kac powoli zaczął we mnie uderzać.
—...Mamy dobrą i złą informacje. Którą chcesz usłyszeć najpierw? Ocknąłem się, machając głową w prawo i lewo, co podsyciło jedynie moje nudności. Ciuchy zaczęły przylepiać mi się do skóry jakby był na nich klej, lepik czy inne nieprzyjemne dla skóry gówno. Czemu ja się tak bałem? Czego ja się tak bałem? Że stracę Szymka? To dlaczego za nim wtedy nie ruszyłem, tylko siedziałem wygodnie na dupie w domu, zainteresowany wszystkim innym dookoła? —... wolę najpierw... Niech będzie ta dobra, Ig. —Znaleźliśmy auto— mówiła z spokojem Kitsu, bawiąc się swoimi własnymi rękoma. Moje oczy zaświeciły się z szczęścia, a mój wzrok od razu stał się promienisty. Uniosłem się lekko, na moją twarz wpływał powolny uśmiech, który mimo wszystkiego pozytywnego co czułem wyglądał jakby zaraz miał się załamać. —Zła jest taka że... No. Mamy auto, ale oni gdzieś wyparowali. Nie ma ich, nigdzie, mimo że przeszukaliśmy całe osiedle i kawałek osiedla obok. Spiąłem się, i zmarszczyłem niepewnie brwi. Co one kurwa mają znowu na myśli? —Ale like... Auto było całe? —Ta. Nie było tam nic, żadnego nowego zadrapania czy inne gówno. Daniel upiera się, że zaraz ich znajdzie i żebyśmy dały mu trochę czasu ale...— przerwała nagle, jej głos brzmiał nieznośnie delikatnie w stosunku do mojej osoby —... sądzę że to nie ma większego sensu. Jeśli nie wrócą do rana, trzeba będzie wezwać psy, nie ważne czy nam się to podoba czy nie.
Zasłony okien były lekko rozchylone, a za nimi widniała zimna, letnia noc. Po ulicach chodzili ludzie, którzy wybrali się na wieczorny spacer bądź wracali aktualnie z imprezy. Mimo to, aut było mało, a na dworze było ciszej niż zwykle. Zbyt cicho, niepokojąco, wręcz fucking uncanny. To niemożliwe żeby ktoś ich prował. To dorośli ludzie, nikt nie siedzi im na dupie, nikt nie chce zrobić im krzywdy. Bo przecież czemu by miał? To tylko banda nic nie znaczących youtuberów z tych dalszych stref youtube. Ludzi, którzy zamiast prawdziwej pracy wybrali bawienie się w debila w internecie. Podejrzewam że jeśli ktoś faktycznie miałby w obec nich złe zamiary, to był to maksymalnie ktoś kto miał do nich prywatne problemy. Więc czemu miałby zabierać całą trójkę?
Nie ważne, ważne jest w tym momencie coś innego. Telefon. Telefon który zadzwonił o tej jebanej trzeciej trzydzieści; telefon który sprawił że końcowo policja nie została zaangażowana w tą sprawę. Bo zadzwonił do mnie jebany Neskot.
—Halo? Odebrałem szybciej niż zamierzyłem, wyrwany z stanu pół snu. Serce waliło mi jak nienormalne. Czy to porywacz czy coś?! Czy mam już szykować pieniądze?! —Halo. Hej. Ah, nie ważne. To tylko rudy. —Kurwa człowieku, czy ciebie pojebało?! Spędziliśmy na dworze dwie godziny, próbując was znaleźć, DWIE! Gdzie wy kurwa jesteście, powiedz mi. Co było takie ważne, żeby zostawiać nas bez żadnego znaku życia, bez wiadomości, telefonu czy bez wyjaśnień, że... —Kurwa, stary... M... Musisz mi pomóc. Zmarszczyłem brwi, mrugając dwukrotnie na tą jakże zajebistą wiadomość. On sobie ze mnie żarty stroi, prawda? —Słucham? —Poszliśmy zapalić, wiesz kurwa... Trawę. Mieliśmy wypadek. Cholernie tragiczny kurwa... Zaśmiałem się, nadal myśląc że chłop ciśnie sobie bekę. Ale... sposób w jaki wypowiedział te słowa dał mi dużo do myślenia. Nagle moje ciało rozluźniło się, poczułem się jeszcze gorzej niż wcześniej a mój wzrok przekierował się na sypialnię w której spał aktualnie mój kolega. Wstałem na równe nogi szybciej niż tego chciałem, i założyłem na siebie buty. Czułem, że muszę się wyjątkowo streszczać. I jak się później okazało, te moje luźne odczucia niestety okazały się być prawidłowe. —Co się stało? —K-Kurwa, nie wiem... Chyba go... Japierdole... Jego głos był roztrzęsiony, i byłem pewien że płakał. Co on znowu odjebał? Podał nieletniemu nielegalne substancje? Czy doprowadził któregoś z swoich ziomków do stanu zjazdu? Jeśli mam być szczery, to z żadnego z nich nie byłbym zbytnio zadowolony. —Uspokój się, zaraz tam będę. Wyślij mi swoją lokalizację, okej? Jestem pewien że będzie dobrze, just... Hold on.