Na mieście było tłoczno, pachniało tu potem, jedzeniem ulicznym oraz mieszanką rozmaitych perfum. Większość robiła w tych godzinach zakupy, jadła posiłki w knajpach bądź po prostu szlajała się z znajomymi. U tego konkretnego mężczyzny, było jednak inaczej.
Nie lubił przebywać w miejscach, w którym było wielu ludzi. Coś, co go cechowało, to to, że gdy już musiał, to wolał mniejsze towarzystwa. Z reguły jednak trzymał się kompletnie sam, nie wtrącał się w życie innych ludzi i zwyczajnie żył na własnych zasadach. Nie lubił więc gdy jego praca zmuszała go do kontaktów społecznych, zwłaszcza tych, gdzie oni wiedzą jak wyglądasz a ty nie wiesz jak wyglądają oni. Powodowało to wiele refleksji i paniki. Co jeśli ktoś go zaatakuje? Co jak ktoś go porwie?
Nie ważne. Ważne jest to, że to spotkanie było umówione na cito. Nie mógł pozwolić sobie na głupie niedociągnięcia, błędy lub spóźnienia. To było coś co robił, coś co musiał zrobić, nie ważne czy mu się to podobało czy nie. Póki szef mu płacił- nie miał nic do gadania.
Wszedł on do kawiarni, trzymając w rękach torbę z dokumentami. Wystrój w pomieszczeniu był raczej dystyngowany, nie dawał sobą klimatu takiego jakie dają takie miejsca zwykle. Było tu po prostu drogo: cenowo oraz wyglądowo.Mężczyzna usiadł przy zarezerwowanym przez jego szefa stoliku, i zapalił swoje złote cygaro. Nie, żeby to lubił, palił to, by zdawać pozory bogacza. Dym śmierdział, a liście tytoniu były tanie i dawały na języku ochydny posmak, było zwyczajnie nie dobre.
Uratowało go to, że zobaczył jak ktoś się zbliża. Nie był to kelner czy ktokolwiek z obsługi, bo ubierał się i chodził dość normalnie. Nie miał na sobie żadnego pseudo fancy garnituru, przylizanych włosów, i nie pachniał drogą kolonią. Zasiadł on przy stole, formalnie, jego twarz była poważna. Odchrząknął.
—A więc... W czym mogę pomóc?
Mija chwila ciszy, a nieznajomy sięga po coś do plecaka. Stawił przed sobą zdjęcie młodego mężczyzny, wyglądającego na plus-minus 25 lat. Twarz nie była mu znana, jednak było coś w tym mężczyźnie co wywołało u niego mocny efekt dejavu.
—Chcę, byście się go pozbyli.
Unosi brew, jakby wypowiedziane słowa były dla niego czymś niezwykłym. Słyszał je co najmniej dwa razy w tygodniu, a nadal, coś go w tym poruszyło. Nie mógł dokładnie stwierdzić co.
—Jak to mawiają, klient nasz pan— bierze zdjęcie do ręki, i chowa je do kieszeni swojej marynarki —jednak z ciekawości zapytam: co skłoniło cię do podjęcia tak pochopnej dezycji jaką jest morderstwo?
Nie opowiadał przez chwilę, obserwując ruch warg i oddechu mężczyzny w garniturze. Palce wystukiwały w stole jakiś rytm, szybką, chałaśliwą melodię, coś znanego, jednak żaden z nich nie kojarzył tytułu. Odgłos pomieszczenia, ruchy ludzi, oraz rozmowy wydawały się po prostu ucichnąć. Powietrze stało się wilgotne od potu, i gęste od uczuć które kłębił w sobie wtedy mężczyzna. Zdumienie, strach, może nawet obrzydzenie.
—A czy to nie oczywiste?— mówił, opierając ręce na stoliku przed sobą — Pragnę zemsty.
![](https://img.wattpad.com/cover/361525062-288-k717419.jpg)