Rozdział 5

1.8K 82 9
                                    


Kiedy zadzwonił budzik, Sara już nie spała. Być może nawet nie zmrużyła oka w obawie, że okażę się jakimś psychopatą i przez całą noc rysowała, albo zastanawiała się czy wyskakując przez okno mojego pokoju, chcąc znaleźć się jak najdalej ode mnie nie połamie się lądując na trawniku. W każdym razie, kiedy otworzyłem oczy i sięgnąłem po telefon, by wyłączyć alarm, siedząca ze skrzyżowanymi nogami dziewczyna podskoczyła na materacu i zatrzasnęła szkicownik, tak jakby skrywała tam co najmniej hasła i loginy do banku światowego. Wciąż miała na sobie moją bluzę i spodnie, ale włosy, zamiast zwyczajowo zaplecione w warkocze, teraz pofalowane spływały miękko po jej ramionach. Musiałem przyznać, że jej widok w promieniach porannego słońca sprawił mi nawet przyjemność.

– Cześć – przywitałem się, tłumiąc ziewnięcie.

Sara przesunęła się na brzeg łóżka i postawiła odziane w skarpetki stopy na podłodze.

– Sprawdzałam rozkład w necie. Jeśli mam zdążyć na najbliższy pociąg, powinniśmy wyjechać najpóźniej za dwadzieścia minut – oznajmiła ignorując moje powitanie.

Sięgnęła po trampki, nawet na mnie nie patrząc.

Między nas wkradła się niezręczność. Podobna do tej, którą czułem za każdym razem, kiedy napotykałem jej wzrok w Heartland, gdy w tym samym momencie stawaliśmy na gankach naszych domów. Wtedy też żadne z nas nie wiedziało gdzie podziać oczy, a ja modliłem się o to, by nigdy nie szła w tym samym kierunku.

Teraz, z perspektywy czasu uważałem to za idiotyczne. Bo niby dlaczego robiłem wszystko, by trzymać się od niej z daleka? Przecież nie widziałem powodu, dla którego mógłbym cokolwiek jej zarzucić.

Może to dlatego, że w naszym domu od zawsze Montgomerych uważano, za kogoś gorszego? Może przez ciągłe krytyczne uwagi mamy spoglądałem na Sarę, jak na kogoś, kto nie zasługuje na moją uwagę. Przez całe dzieciństwo słyszałem tylko, że nasi sąsiedzi są dziwni. I chyba po prostu zaufałem dorosłym, wyrabiając sobie błędne zdanie na jej temat.

Nie mogłem też pojąć, co takiego się we mnie zmieniło, że nagle postanowiłem postrzegać ją inaczej. Czy to zasługa alkoholu i tego, że zaczepiłem ją po ostatniej imprezie? Albo świadomość, że już więcej nie będziemy widywać się na tym samym osiedlu?

Wyślizgnąłem się spod kołdry i uniosłem ręce do góry, by się przeciągnąć. T-shirt, który miałem na sobie odsłonił kawałek mojego brzucha. Przez ułamek sekundy odniosłem wrażenie, że spojrzenie Sary wylądowało na tym niewielkim fragmencie mojej skóry, jednak nie miałem co do tego całkowitej pewności.

– Potrzebuję dziesięciu minut, żeby się ogarnąć – oznajmiłem, wyciągając spod łóżka walizkę. – Potem zaniosę nasze rzeczy do auta i możemy ruszać.

– Poczekam na ciebie na parkingu. – Sara złapała za swój plecak i nim zdążyłem choćby rozpiąć zamek, ona już stała przy drzwiach z dłońmi wspartymi o biodra. – Tylko otwórz drzwi.

No tak, przecież schowałem przed nią klucz.

Uśmiechnąłem się pod nosem i zanurzyłem rękę w poszewce na poduszkę, po czym podszedłem do wyjścia i przekręciłem zamek.

– Mój samochód...

– Wiem, jak wygląda twój samochód – weszła mi w słowo.

Kilka sekund później patrzyłem jak jej rozwiane włosy znikają na klatce schodowej.

*

– Gotowa? – zawołałem, zbliżając się do mojej czarnej Hondy combi. Sara opierała się plecami o pokaźny bagażnik, palcem przesuwając po wyświetlaczu telefonu. Luźne loki spływające po jej plecach zastąpiły charakterystyczne dwa warkocze.

Give me one reasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz