Rozdział 20

1.4K 80 33
                                    

– Mamo, przestań bo to nie ma sensu. Po prostu daruj sobie.

Obudził mnie stłumiony, a mimo to wyraźnie poddenerwowany głos Sary. Nie do końca świadomy, usiadłem raptownie, uderzając głową w sufit bagażnika. Wspomnienia z wczorajszego wieczora zaczęły napływać do mnie z taką mocą, że poczułem zawroty głowy. Smak ust Sary, moje dłonie trzymające ją w uścisku, jej wyznanie i te wszystkie słowa, które odważyłem się jej powiedzieć.

Chyba się w niej zakochałem. To jakieś szaleństwo.

Cudowne szaleństwo.

Czy przypadkiem przez te kilka dni sam nie stałem się aktorem w jakiejś produkcji filmowej? To było tak nierealne, a zarazem rzeczywiste, że każdą komórką ciała odczuwałem pustkę jaka powstała, gdy wyślizgnęła się nad ranem z moich ramion. Rozmasowując czubek głowy wyjrzałem przez okno. Stała tyłem do samochodu, z telefonem przyłożonym do ucha. Włosy miała rozpuszczone, zaczesane na bok, tak że odsłaniały jej kark i odkryte plecy. W blasku wschodzącego słońca wyglądała jak złudzenie. Jak coś, co tylko sobie wymyśliłem i w jednej chwili ogarnął mnie lęk, że pewnego dnia zniknie. Stracę ją, gdy dojedziemy do Plymouth.

Ale czy byłaby gotowa to zrobić, skoro wyznałem jej jak wiele dla mnie znaczy? Czy mi uwierzyła? Czy miało to dla niej jakiekolwiek znaczenie? A może nasze wczorajsze pocałunki niczego między nami nie zmieniły?

– To ty tak postanowiłaś. Mnie i taty w to nie mieszaj – zagrzmiała.

Miałem ochotę podejść do niej i ją przytulić. Wiedziałem jednak, że nie powinienem jej przeszkadzać. To chyba pierwsza rozmowa z jej matką, odkąd opuściliśmy Camberwell University. Uzmysłowiłem sobie, że ja też powinienem odezwać się do moich rodziców. Mimo to dalej trwałem w postanowieniu, by odwlec to najdłużej jak się da.

– Nie. Na pewno się nie przeniosę.

Wytężyłem słuch. Gdzie mogłaby się przenieść? Czy chodziło o przeprowadzkę? Nie zdążyłem zbyt długo zastanowić się nad tym, co przed chwilą udało mi się usłyszeć, bo Sara zakończyła połączenie i wróciła do auta.

Otworzyła tylne drzwi i wślizgnęła się tuż obok mnie, obejmując podkurczone kolana rękoma.

– Nie chciałam cię obudzić – powiedziała, krzywiąc się lekko. Jej chrapliwy głos, w połączeniu z kwaśną miną nie wróżył niczego dobrego.

– Nie obudziłaś – skłamałem, po czym przysunąłem się do niej i otuliłem ramieniem. Znów czułem się kompletny. Jakby brakująca klatka filmowa wskoczyła na swoje miejsce, wypełniając powstałą wcześniej lukę. – Wszystko w porządku?

Sara przytaknęła. Choć trzymałem ją w ramionach, miałem wrażenie, że powoli się ode mnie odsuwa. Oddala.

– Mama chciała, żebym wróciła do domu. Jej nowego domu.

Słyszałem przecież, że jej odmówiła, a mimo to obleciał mnie strach. Co jeśli jednak zmieni zdanie? Nie chciałem, żeby nasza podróż się zakończyła. Od Plymouth dzielił nas już tylko jeden postój. Tak naprawdę jeśli zależałoby to ode mnie, mógłbym tam jechać przez jeszcze co najmniej tydzień.

– I co ty na to? – zapytałem. Kiedy nie odpowiadała, ująłem palcami jej podbródek i obróciłem jej twarz, by w końcu na mnie spojrzała. Gdy zabierałem dłoń, ku mojej uldze chwyciła ją i delikatnie ścisnęła. Zauważyłem, że motyl z jej nadgarstka delikatnie wyblakł. Powiodłem po nim opuszką, wywołując na ustach Sary zachowawczy, a mimo to piękny uśmiech. Powoli odzyskiwałem grunt pod nogami.

– Nie chcę z nią mieszkać. Podobno wynajęła mieszkanie w sąsiednim miasteczku, ale po tym co zrobiła... – urwała.

– Co takiego zrobiła? – Wciąż nie wiedziałem kto tak naprawdę odpowiada za rozpad małżeństwa państwa Montgomery, wiele jednak wskazywało, że to właśnie mama Sary była wszystkiemu winna.

Give me one reasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz