Rozdział 26

998 82 19
                                    

– Skończone. Naprawdę to zrobiłam!

Rozpromieniona Sara podsunęła mi pod nos brulion z niesamowitym obrazem latarni morskiej, którą przenosiła na papier przez ostatnie trzy godziny. Właściwie nie musiała mi jej pokazywać. W końcu przez cały proces nie mogłem oderwać wzroku od pracy jej dłoni, która za sprawą precyzyjnych pociągnięć najpierw szkicowała biało-czerwony budynek i otaczający go krajobraz, a później kolorowała go z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. Nie pominęła żadnego krzewu, czy płynącej po niebie chmury. Uchwyciła zdumiewającą grę światła i w tle umieściła kilku przechodniów.

Musiałem przyznać, że od zaglądania jej przez ramię rozbolał mnie kark i nie mogłem wyjść z podziwu, jak udawało jej się wytrwać w jednej pozycji bez słowa skargi, a przy okazji tworzyć coś tak niezwykłego. Zachwycającego. Smeaton's Tower wyglądała jak prawdziwa, jakby w jakiś magiczny sposób na kartce ze szkicownika znalazła się fotografia, a nie rysunek, który narysowała moja sąsiadka.

A może dziewczyna?

Czy my? Ja i Sara byliśmy razem? Czy powinienem ją o to zapytać?

– W drodze powrotnej dopracuję cienie i roślinność, teraz trochę się spieszyłam – dodała, zamykając arkusz. – Nie będzie ci przeszkadzało, gdy usiądę z tyłu? Tam będzie mi wygodniej.

– Jasne, że nie.

– Super. – Uśmiechnęła się. Kochałem to, że niektóre z jej uśmiechów były przeznaczone tylko dla mnie. – Myślałam też o tym, czy nie dorysować pływającego w tle żaglowca, u rodziców na zdjęciu był podobny, ale trochę brakowało mi czasu. To powinno wystarczyć. Mam nadzieję, że mama zrozumie mój przekaz. Że chociaż w niewielkim stopniu przypomni sobie o tym, co czuła kiedy tu była z tatą, nawet jeśli nie sprawi, że na nowo go pokocha. I może wtedy zmieni zdanie i dołoży się do moich studiów?

– Nadal nie chcesz z nią mieszkać?

– Nie. Za bardzo mnie zawiodła. Podjęła decyzję za moimi plecami. Sprzedała dom i nawet nie dała mi czasu, bym się z nim pożegnała, spakowała własne rzeczy... Nie jestem już na nią aż tak zła, ale mi przykro. I bardzo szkoda mi taty, dlatego chcę być przy nim.

Czyli wyjedzie. Do Glasgow. Czemu wcześniej mi nie powiedziała?

– Ale nie chcę rezygnować z Camberwell Uniwersity – kontynuowała, napełniając tym samym moją pierś nadzieją. Mogliśmy się widywać. I podczas wakacji i w trakcie roku akademickiego. – Martwię się tylko, że tak wiele rzeczy się zmieniło i wyglądało zupełnie inaczej, kiedy tu byli.

– Jak molo w Hastings?

Skinęła głową. Założyłem za jej ucho zbłąkany kosmyk i ucałowałem przecięte zmarszczką czoło.

– Zmiany są potrzebne. I dobre – oznajmiłem. – Może właśnie twoja mama dzięki temu zrozumie, że to czas nie zniszczył jej miłości, ale sprawił, że stała się inna. Też dobra, ale inna.

Sara zamyśliła się.

– Nie wiem. Nie mam pojęcia, co sobie pomyśli. Chyba gdyby nie była pewna swojej decyzji, nie sprzedałaby tak szybko domu. Obawiam się, że nie powiedzieli mi wszystkiego.

– A może zareagowała zbyt impulsywnie? A potem nie mogła się wycofać?

Zaprzeczyła.

– Mama może i bywała impulsywna, zwłaszcza w młodości. Tak twierdzili rodzice. Ale nie przekreśliłaby dwudziestu lat z kimś, dla jakiegoś kaprysu, czy nie do końca przemyślanej decyzji.

– W takim razie musimy wierzyć, że twoje prace coś zmienią. Jak nie wszystko.

Zerknęła na mnie, przygryzając końcówkę zielonej kredki.

Give me one reasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz