Rozdział 13

1.2K 76 10
                                    

Sarę znalazłem na tyłach Osbourne House. Siedziała z podkurczonymi nogami na trawie. Wpatrywałem się w plecy dziewczyny, idąc powolnym krokiem, by jej nie wystraszyć. Torbę ze szkicownikiem porzuciła kilka metrów wcześniej. Podniosłem ją i przycisnąłem do piersi. Jej warkoczyki rozwiewał wzbierający na sile wiatr, zaczynało się ściemniać.

– Nie lubię takich sytuacji – powiedziała, zanim zdążyłem się do niej zbliżyć.

– Przykro mi. Je też czułem się niezręcznie.

Problem polegał jednak na tym, że kiedy już zaczęliśmy tańczyć, wcale nie chciałem przestawać.

Sara nie zareagowała.

– Skąd wiedziałaś, że to ja? – Byłem ciekaw jej odpowiedzi. Przez głośny szum wiatru nie było szans, by mnie usłyszała.

– Nie wiem. Domyśliłam się? – brzmiała tak, jakby sama siebie o to pytała.

Usiadłem obok. Mimo to ani drgnęła. Nasze ramiona przywarły do siebie, lecz żadne z nas nie postanowiło się odsunąć.

– Nie powinnam tak nagle uciekać – odezwała się. Ręką sięgnęła do przebijającej się między źdźbłami trawy koniczyny. Wyrwała ją i zakręciła w palcach. Już myślałem, że pociągnie temat tańca, ale myliłem się. – Trzylistna. Widać szczęście nie jest mi pisane.

Słysząc to, poczułem smutek.

– Czemu tak uważasz?

– Bo to wiem. Nie mam pięciu lat, Adrien. Przestałam wierzyć w bajki ze szczęśliwym zakończeniem. Życie rzadko kończy się tak, jak tego oczekujemy. Wystarczy spojrzeć na moich rodziców.

– Przecież jeszcze nie wszystko stracone.

– Oczywiście, że stracone. – Wbiła we mnie zrezygnowany wzrok. W jej oczach szkliły się łzy. – Kiedy traciliśmy czas w środku, moja mama podpisywała właśnie dokumenty u notariusza, a mi przysłała tylko przeklętego smsa w tej sprawie. Mój dom został sprzedany. Z mojego dawnego życia nie zostało zupełnie nic.

I wtedy po raz drugi w ciągu tych kilku dni, które spędziliśmy razem zobaczyłem, jak po jej policzku spływa słona kropla. Nerwowym ruchem szybko otarła ją wierzchem dłoni i zerwała się z ziemi, by odejść. By jak zwykle ode mnie uciec. Ale tym razem to ja byłem szybszy. Nim udało jej się zrobić pierwszy krok, zastąpiłem jej drogę i zamknąłem w ciasnym uścisku. Jedną dłoń ułożyłem na jej talii, drugą na karku, jednocześnie wciskając usta i nos we włosy nad jej skronią. Choć w pierwszej chwili próbowała się uwolnić, dość szybko się poddała, a jej piersią wstrząsnął szloch.

– Wiem, że teraz żadne słowa cię nie pocieszą. Nawet nic nie przychodzi mi do głowy. Po prostu chciałbym, żebyś poczuła się lepiej – paplałem bez ładu, wargami muskając jej stargane kosmyki, byle tylko odciągnąć od niej ten przeklęty żal.

Sara łkała, kręcąc głową, mocząc łzami mój T-shirt. W pewnym momencie zwieszone wzdłuż jej drobnego ciała ręce powędrowały na moją talię i zacisnęły się na miękkim materiale koszulki. Gładziłem linię jej kręgosłupa, kciukiem drugiej ręki pocierając krótkie włoski na karku. Choć nie odzywała się nawet słowem, pozwoliłem, by smutek wypłynął z niej wraz z łzami i ją oczyścił. Dał choć ulotne wrażenie ulgi.

Gdy wsiadaliśmy do autobusu, którym zamierzaliśmy dojechać do portu, słońce niemal całkowicie skryło się za linią horyzontu.

– Czyli co, nie chcesz tego kontynuować? Mam cię odwieźć do... mamy? – zapytałem, będąc pewien, że Sara straciła zapał do odkrywania miejsc, które połączyły ze sobą jej rodziców.

Give me one reasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz