Rozdział 21

1K 74 8
                                    


Sara

Nie łatwo jest obdarzyć kogoś zaufaniem, skoro samemu się w siebie nie wierzy. Jeśli przez całe życie trwało się w przekonaniu, że jest się niewystarczającym. Niewidzialnym. Zbędnym.

I kiedy po twoim jedynym bezpiecznym miejscu został już tylko popiół, a jego lekkie drobiny na wszystkie strony świata rozwiewa bezlitosny wiatr.

Nauczyłam się, że niczego nie można być pewnym. Że żadne uczucie nie jest trwałe, a jeśli istnieje miłość, to tylko ta nieszczęśliwa.

Nieodwzajemniona.

Ta, z którą walczę od lat.

Dlatego nie ufałam Adrienowi.

Poddawałam się mu, ulegałam. Pozwalałam swojej egoistycznej cząstce na to, by nasyciła się moimi pragnieniami. By napawała się jego bliskością, pocałunkami, których wspomnienie już zawsze będzie wypełniało moje myśli. Ale nie ufałam.

W przeciwieństwie do tego głupiego, naiwnego mięśnia w mojej piersi, który w jego obecności zrywa się do galopu jak dzikie zwierzę zerwane z uwięzi.

Słowa Adriena choć piękne, wymarzone, wręcz nierealne, dotykające każdego zakamarka mojej duszy nie mogły być prawdziwe. Nie mogły oddawać jego rzeczywistych uczuć. Ale nie zamierzałam go za to winić. On sam jeszcze nie wiedział, że jest w błędzie. Bo mnie nie można kochać.

Nie można kochać kogoś, kto nigdy nie pokochał samego siebie.

Kogoś, kto całą energię wkładał w to, by przestać kochać jego.

I poległ.

Przez jedną krótką chwilę wyobrażałam sobie, że Adrien był szczery sam ze sobą i naprawdę dostrzegł we mnie coś, czego nie zauważył nikt inny. Że mogłabym udawać, że mu wierzę. Korzystałam wtedy z tej idyllicznej chwili i rozkoszowałam się jego dotykiem, pozwalałam by ciepło jego ust przenikało do mojego wnętrza, a jego ramię stanowiło barierę odgradzającą mnie od świata, który znam. Byłam bliska zignorowania wszystkich czerwonych flag, które pojawiały się w mojej głowie, kiedy splataliśmy palce. Kiedy jego wargi łączyły się z moimi, powoli i bezlitośnie pozbawiając mnie zmysłów.

Byłam bliska. Ale mimo to wciąż daleka.

Tylko raz straciłam czujność i przyznałam się do tego co czuję.

Tylko raz opuściłam gardę, którą trzymałam od tylu lat.

To Adrien mnie odsłaniał. Celował w najwrażliwsze punkty mojego serca i umysłu.

Wszystkie te punkty były bezpośrednio połączone właśnie z nim.

I może gdyby nie ta dziewczyna, z którą widywałam go na uniwersytecie, wciąż pozwalałabym, by rozkruszał mur, którym się otoczyłam.

Kiedy patrzyłam jak go przytula, przypomniałam sobie, że nie powinnam mu ufać.

Uświadomiłam sobie, że niemal powieliłam błędy mojego taty. Niemal dopuściłam do tego, by Adrien pomylił miłość z fascynacją.

Dobrą zabawą.

Przygodą.

Przygodą, która ze mną miała niewiele wspólnego. Ja byłam tylko jej cichym uczestnikiem. A nawet obserwatorem.

A kogoś takiego nie można pokochać.

Nie można pokochać kogoś, kto nigdy nie kochał samego siebie.

Tylko dlaczego, teraz przedzierając się przez tłum przechodniów mam wrażenie, że na moim przedramieniu zaciskają się jego palce?

Że pięć odcisków, które wtopiły się w moją skórę, gdy całował mnie po raz pierwszy znów płonie.

Czy mogę zaufać temu uczuciu?

Czy znów sobie wszystko wyobraziłam?

Czy byłam aż tak naiwna?

Bo niczego bardziej nie pragnęłam niż tego, by za mną pobiegł.

Ale on tego nie zrobi.

Nigdy w to nie uwierzę.

_______

Kochani, rozdział z perspektywy Adriena jeszcze w tym tygodniu <3

Do przeczytania! <3

Give me one reasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz