Rozdział 15

1.2K 82 10
                                    

Adrien

Przebudziłem się wyspany i zrelaksowany jak nigdy przedtem. Choć mój bagażnik trudno nazwać komfortowym, to porównując go do powykrzywianego przedniego siedzenia, teraz mógłbym określić go mianem królewskiego łoża. Przez jakiś czas bałem się poruszyć, czy choćby otworzyć oczy, mając świadomość, że gdzieś tu, na wyciągnięcie ręki leży Sara. Nie chciałem jej obudzić ani też bezczelnie wpatrywać się w jej spokojną twarz, by nie zostać na tym przypadkiem przyłapanym. Już przed zaśnięciem toczyłem ze sobą nieskończoną liczbę walk, by nie odwrócić się do niej i nie gapić się bez końca na jej opadające powieki i policzki otoczone plątaniną prostych włosów.

Korzystając z wolnej chwili moje myśli zupełnie naturalnie powędrowały do jej nadgarstka. Zastanawiałem się, jakiego motyla na nim dostrzegę. Czy sama wymyśli jego barwy, czy też odwzoruje jakiś gatunek, który szczególnie lubi? Poczułem dreszcz ekscytacji na myśl o tym, że będę mógł powieść po nim opuszką, jak miałem to w zwyczaju. Palce zaczęły mnie mrowić, jakby same dopraszały się kontaktu z jej skórą. Chyba powoli traciłem zmysły.

Nie wiem jak długo leżeliśmy w ciszy. Ile oddechów wymieniliśmy, ile uderzeń serca wybrzmiało w mojej piersi. Rozpamiętywałem wszystko to, co wydarzyło się na promie; Moje ciało przy jej ciele; Zmianę, która zaszła w niej po mojej rozmowie z Meg. I sam już nie wiedziałem czy byłem wściekły na przyjaciółkę, że zadzwoniła, czy byłem jej za to wdzięczny? Ale coś budziło też mój niepokój. Coś, co powoli rozrastało się pod moimi żebrami i wprawiało w drganie moje serce, gdy Sara Montgomery była blisko.

W końcu zdecydowałem się uchylić oczy, by sprawdzić godzinę. Słońce jeszcze nie zdążyło w pełni wychylić się zza horyzontu, jednak rzucało wystarczającą ilość światła, na pogrążone w półmroku wnętrze samochodu. Ostrożnie obróciłem zwróconą do góry twarz, by zerknąć na Sarę, tylko na krótką chwilę, i przekonać się, czy dziewczyna wciąż śpi. Ale wtedy moja krew przemieniła się w lód.

Bo Sary nie było obok. Zerwałem się z prowizorycznego posłania i rozejrzałem po aucie. Nie było jej na przednim siedzeniu. Nie dostrzegłem jej na parkingu, ani w pobliżu mojego samochodu. Zaspany umysł nie mógł pojąć, jak to możliwe, że nie usłyszałem, gdy wychodziła?! Powoli wpadałem w panikę. Wyskoczyłem na zewnątrz i dopadłem do jej rzeczy. Wypełniony ubraniami i osobistymi drobiazgami plecak leżał na podłodze. Nie mogłem jednak wykluczyć możliwości, że zabrała z niego najpotrzebniejsze rzeczy i uciekła. Brakowało lnianej torby, z którą praktycznie nigdy się nie rozstawała i szkicowników. Nie znalazłem też kredek, ołówków i portfela, który chowała w schowku. Czy to możliwe, by ruszyła w dalszą drogę beze mnie?

Wciągnąłem na nogi pierwsze lepsze szorty, a na koszulkę, w której spałem narzuciłem bluzę. Choć zapowiadał się wyjątkowo ciepły dzień, poranek był rześki i chłodny. Już miałem zacząć biegać po najbliższej okolicy, licząc na to, że dostrzegę ją w jednej z wąskich uliczek, kiedy przypomniałem sobie rządek dziesięciu cyfr, które wyryły się w mojej pamięci niczym rzeźba w marmurze.

Cztery

Dwa

Dwa

Osiem

Dziewięć

Jeden

Dwa

Dwa

Cztery

Jeden.

Nie czekałem ani chwili i czym prędzej wstukałem go w klawiaturę telefonu.

Odebrała po piątym sygnale.

– Tak? – Jej niepewny głos wypełnił moją czaszkę. Nie mam pojęcia czemu tak bardzo się bałem, że ruszyła do Plymouth sama. Że zdecydowała się kontynuować podróż beze mnie. Przecież to była jej misja. Jej decyzja.

Give me one reasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz