Rozdział 11

1.7K 71 7
                                    

Adrien

Po nocy spędzonej w aucie ruszyliśmy w dalszą drogę. Sara spała na tylnej kanapie, okryta moją bluzą, ja zaś na fotelu kierowcy, z podkurczonymi kolanami i wygiętym nienaturalnie kręgosłupem ledwie się zdrzemnąłem. Gdy pierwsze promienie słoneczne zmusiły nas do otwarcia oczu, właściwie od razu wyskoczyłem na zewnątrz, by rozprostować obolałe kończyny i zaczerpnąć świeżego, nadmorskiego powietrza. Sara, w pierwszej kolejności zdecydowała się skorzystać z jednego z rozstawionych na plaży ogólnodostępnych pryszniców i się odświeżyć. Zaproponowałem więc, że skoczę po coś do jedzenia i kawę. Przed snem dostałem powiadomienie o wpływie na moje konto bankowe i z radością odkryłem, że pomimo mojej kłótni z mamą, rodzice postanowili wesprzeć mnie finansowo, dzięki czemu mogłem odrobinę zaszaleć.

Gdy wróciłem z ciepłymi croissantami i kubkami wypełnionymi czekoladowym cappuccino, moja sąsiadka siedziała ze skrzyżowanymi nogami w otwartym na całą szerokość bagażniku i rozczesywała właśnie mokre włosy. Miała na sobie krótkie, jeasnowe ogrodniczki i jasną, dopasowaną koszulkę. Było coś intymnego w tym, jak jej szczotka sunęła po gładkich, cienkich puklach, a wilgotne kropelki znaczyły nieregularnymi, ciemnymi plamkami jej cielisty top. Przyłapałem się na tym, że zatrzymałem na niej wzrok dłużej, niż powinienem. Skupiałem się na jej mimice, niewidocznych na pierwszy rzut oka szczegółach na jej twarzy i zapachu, który nie miał nic wspólnego z perfumami, a mimo to był przyjemniejszy, niż mógłbym kiedykolwiek pomyśleć.

Spoglądając nad jej ramieniem, chcąc jak najszybciej uciec przed mieniącymi się w porannym słońcu piegami Sary, podałem jej papierowy kubek i rogaliki. Zamierzałem wrócić na fotel kierowcy, by nie burzyć jej spokoju ale wtedy dziewczyna przesunęła się na bok, robiąc dla mnie miejsce.

- Dziękuję. - Przyłożyła kartonowe naczynie do nosa i uśmiechnęła się jak małe dziecko. - Jej, czy to czekolada?

- Cappucino z czekoladą - odparłem, siadając na samym brzegu bagażnika. Jej szczery uśmiech, był jak jakieś niezwykłe zjawisko. Rzadko spotykany okaz, którego poszukuje się latami. Ucieszyłem się, że udało mi się go wywołać. - Pomyślałem, że może ci smakować, a przy okazji trochę nas obudzi.

- Idealnie. - Ponownie zaciągnęła się aromatycznym zapachem kawy i upiła łyk.

Poszedłem w jej ślady. W ciszy pałaszowaliśmy wczesne śniadanie, przyglądając się budzącemu do życia Hastings. Pierwszym mieszkańcom wyłaniającym się z domów, otwartym sklepikom, zawziętym plażowiczom, którzy wylegiwali się na jeszcze chłodnym piasku od samego rana. Zacząłem się zastanawiać, czy Sara przypadkiem nie miałaby ochoty na kąpiel w morzu, ale po wczorajszym wieczornym sukcesie uznałem, że to zbyt mało prawdopodobne, by poszczęściło mi się aż dwukrotnie w nakłanianiu jej do przekroczenia granic. Dziewczyna szkicowała most niemal do północy. Całe szczęście, że wzdłuż jego konstrukcji ciągnęły się rzędy latarni, dzięki czemu mogła przyglądać się szczegółom mimo otaczającego nas mroku. Po powrocie do auta, umościła się na tylnej kanapie i zaczęła dopracowywać rysunek za pomocą koloru, a zanim zasnęła, wsunęła szkicownik pod fotel pasażera, jakby się bała, że spróbuję do niego zajrzeć.

- I jak ci wczoraj poszło? Z molo?

Sara przełknęła kęs rogalika i popiła go cappuccino.

- Chyba skończyłam. To znaczy muszę jeszcze dopracować cienie, trochę zblendować przejścia kolorów, ale zrobię to, jak już dotrzemy do Eastbourne. Wczoraj straciliśmy niepotrzebnie dużo czasu.

- Ważne, że się udało.

Dziewczyna odstawiła kubek na dno bagażnika i wbiła wzrok w znajdujące się przed nami morze.

Give me one reasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz