Rozdział 18

1.2K 75 10
                                    


Sara

Czy niebo może mieć smak?

Czy można doświadczać jego niezwykłej potęgi, otulającego poczucia bezpieczeństwa, niepohamowanego szczęścia za sprawą zmysłu smaku?

A może dotyku? Tak zmysłowego, odurzającego, delikatnego.

Upragnionego, ale i nieznajomego.

Czy istnieje szansa by trafić do niego, będąc jednocześnie świadomym, że nie ruszyłeś się z miejsca? Wciąż tkwiłeś na ziemi, ze stopami zapadającymi się w grząskim piasku? Kiedy wiatr wdziera się pod koszulkę wraz z dłońmi kogoś, kogo kiedyś kochałeś, ale zrobiłeś wszystko, by o nim zapomnieć.

Wyrzucić z miejsca, w którym kumulowało się całe twoje jestestwo.

Z serca.

Serca, które nie mogło się zdecydować czy pompować krew, czy raz na zawsze zaprzestać wszelkich prób utrzymania mnie przy życiu, skupiając się tylko na tym, że czułam jego ciepło.

Smakowałam jego usta, choć nawet w najśmielszych snach nie marzyłam o tym, że kiedykolwiek tego doczekam.

Uczyłam się na pamięć ich miękkości, ciepła jego oddechu, nacisku języka.

Jak niewidoma, z zaciśniętymi z emocji powiekami zapamiętywałam wszystko, co składało się na tę chwilę: otaczające nas dźwięki, jego zapach wymieszany z zapachem morza. Szorstkość kilkudniowego zarostu. Gładkość opuszków.

Pozwalałam, by jego palce przesuwały się po moim odsłoniętym brzuchu. Po pokrytych gęsią skórką plecach. Po linii kręgosłupa. Policzku. Karku. Ramionach

Pozwalałam sobie przez tę nieskończenie długą, a mimo to zbyt krótką chwilę uwierzyć, że jest mój. Że on i ja możemy kiedykolwiek stanowić jedność. Wbrew wszystkiemu co nas dzieliło.

Pomimo tego, co nas łączyło.

Oszukiwałam samą siebie, że Adrien mógłby być mój.

Ale zaraz moje myśli i pragnienia zasnuła rzeczywistość. Zimna, bezwzględna i szczera do bólu. Zaczęła uderzać w mój rozsądek. Atakować rozchwiane serce. Walczyć z wirującą we mnie euforią.

I choć palący dotyk jego dłoni znaczył coraz większe obszary mojej skóry, a usta stawały się gorętsze, bardziej niecierpliwe, oddech płytszy, bardziej urywany... ja zatapiałam się w ruchomych piaskach. Oddalałam się. Uciekałam.

Czułam, że muszę to zrobić.

Inaczej sama wystawię się na cierpienie.

Dam mu przyzwolenie, by za kilka chwil roztrzaskał moje serce.

I zamiast w niebie, wyląduję w piekle.

Piekle, którego przerażającej potęgi miałam doświadczyć zaraz po tym, jak poznałam smak jego ust.

Po tym gdy poczułam jak to jest być z nim.

Ale ułamek sekundy później uzmysłowiłam sobie, że mogłabym za to spłonąć. Dać się pochłonąć gorącym płomieniom. Sparzyć. Jeszcze raz i jeszcze.

Żeby znów wylądować w niebie. Będąc jednocześnie na ziemi.

Give me one reasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz