Rozdział 7

1.3K 73 4
                                    


Sara


Adrien Walker na mnie patrzył.
Naprawdę patrzył.

Myślał, że tego nie widzę, ale byłam bardziej spostrzegawcza, niż mu się wydawało. Zresztą nietrudno to dostrzec, jeśli weźmie się pod uwagę, że przez całe życie byłam dla niego niewidzialna. Jego wzrok, do tej pory nawet skierowany prosto na mnie, jakby sięgał gdzieś daleko. Jakby przenikał przez moją skórę i wnętrzności, byle nie ujrzeć tego jaka jestem.

Ale kiedy on mnie nie widział, ja mogłam patrzeć na niego do woli. Nawet z oddali.

Z drugiego końca osiedla.

Z sąsiedniej szkolnej sali.

Z pomiędzy rosnących na uczelnianym kampusie drzew.

Mogłam patrzeć i przekonywać samą siebie, że on nigdy mnie nie dostrzeże. Że już zawsze pozostanę nikim. I że powinnam się do tego przyzwyczaić.

Nie wybrałam uniwersytetu ze względu na niego. Tak naprawdę znalazłam się tam zupełnym przypadkiem. Albo zrządzeniem losu, jak kto woli. Nawet nie wiedziałam, że tam studiuje i kiedy prawie wpadliśmy na siebie w pierwszym tygodniu zajęć długo zastanawiałam się nad tym, żeby zmienić uczelnię, albo wrócić do domu. W końcu całe lata zajęło mi wyleczenie się z niego. Wyrzucenie z głowy jego starganych, ciemnych włosów, w które tak często wplątywał swoje palce. Od jego oczu koloru płynnego bursztynu. Policzków, które kiedyś gładkie, teraz po jednym dniu porastał gęsty, ciemny meszek.

Nie pamiętam dokładnie, kiedy dotarło do mnie, że zakochuję się w Adrianie Walkerze. Moim sąsiedzie z naprzeciwka. Czy stało się to w szkole podstawowej? A może w gimnazjum? Właściwie nie miało to dla mnie znaczenia. Bo co za różnica, czy wpuściłam go do swojego serca jako ośmio, czy jako czternastolatka. Wiedziałam natomiast, że go kocham, a on nigdy nie odwzajemni tego uczucia.

Dlatego większą część życia spędziłam na oglądaniu jego uśmiechu. A uśmiechał się naprawdę często i wyglądał wtedy jak książę Eryk z Małej Syrenki.

Przez ten cały czas wydawało mi się, wiem o nim prawie wszystko, że znam jego charakterystyczne miny, albo brzmienie jego głosu. W końcu nie raz słyszałam jak nawoływał swoich kolegów, czy rozmawiał przy domu z rodzicami. Kiedy jednak odezwał się do mnie wracając z imprezy, przekonałam się o tym, że nigdy tak naprawdę nie miałam okazji go usłyszeć.

Do dziś nie rozumiem, czemu do mnie zagadał.

Do dziś nie rozumiem, czy powinnam się z tego powodu cieszyć, czy żałować, że do tego doszło.

Ale powoli, wbrew temu co sobie postanowiłam skłaniałam się ku tej pierwszej opcji. W końcu dzięki niemu miałam szansę coś zrobić. Zawalczyć o rodzinę. O jedynych ludzi, którzy zawsze mnie zauważali.

Wciąż jednak nie potrafię pojąć, jak udało mi się zmusić swoje nogi, by zaprowadziły mnie do pokoju chłopaka, którego prawdopodobnie kochałam całe swoje życie, i którego dopiero niedawno udało mi się zapomnieć. A teraz? Teraz miałam spędzić z nim najbliższe kilka dni.

Kiedyś, uznałabym to za spełnienie marzeń!

W chwili obecnej twierdzę, że to mała katastrofa.

Bo straciłam wiele lat, na wyrzucenie go ze swojego serca.

Bo cały ten rok, kiedy mijałam go na kampusie walczyłam, by go do niego nie wpuścić.

A teraz choć udaję, że przeglądam tiktoka, kątem oka widzę, że Adrien Walker na mnie patrzy.

I to patrzy naprawdę.


________


Tak jak mówiłam, rozdziały z perspektywy Sary będą krótkie, ale znaczące <3

Dlatego kolejny już jutro.


I co o tym myślicie? Zaskoczeni?

<3

Give me one reasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz