Rozdział 23

1.5K 85 29
                                    


Pokój, który wynajęliśmy miał dwa pojedyncze, wąskie łóżka ustawione po przeciwległych ścianach niewielkiego pomieszczenia. Oddzielała je mierząca około dziesięć cali przestrzeń, którą wypełniono małym stolikiem ze staromodną lampką zdobioną haftowanym abażurem. Stojąc obok siebie, z przerzuconymi przez ramiona bagażami, trzymając się za dłonie wpatrywaliśmy się w przykryte cienkimi kocami materace oświetlane jedynie wiązkami światła wpadającymi z zewnątrz.

– W końcu porządnie się wyśpię – zażartowałem, choć w rzeczywistości byłem trochę rozczarowany. Liczyłem na to, że Sara zaśnie w moich objęciach, tak jak to miało miejsce wczorajszej nocy, a tymczasem czułem się tak, jak tydzień temu, gdy zakradła się do mojego akademika.

– Aż tak się rozpycham? – podjęła moją grę i zrobiła krok do przodu.

– Strasznie. Dobrze, że bagażnik miał ściany, bo inaczej bym z niego wypadł.

– W takim razie prawdziwy z ciebie szczęściarz – sarknęła i podeszła do łóżka stojącego po jej prawej stronie. Ja zaś cisnąłem swoją torbę na materac po lewej.

To tylko jedna noc, powtarzałem sobie w myślach, jednocześnie wyrzucając sobie, że zachciało mi się wygód. O sto procent wolałbym niespokojny sen w niewygodnym kufrze mojego auta, tyle że z Sarą ułożoną na mojej piersi, niż królewskie łoże bez niej.

Druga sprawa, że wynajętemu przez nas pokojowi brakowało całkiem sporo do królewskich komnat.

– Przebiorę się – oznajmiła Sara, po czym wyciągnęła z plecaka piżamę i skryła się w mikroskopijnej łazience.

W oczekiwaniu na nią, sam zrzuciłem spodnie i zmieniłem koszulkę, po czym ułożyłem się pod kocem, z rękoma podłożonymi pod głową. Nawet nie zapalaliśmy światła. Niebo, choć nieskończenie czarne, tej nocy było całkowicie bezchmurne, dzięki czemu jasny księżyc posyłał świetlną łunę przez nasze okno. Gdy Sara wyszła z łazienki ubrana w krótkie bawełniane spodenki i koszulkę na cienkich ramiączkach, zaparło mi dech w piersiach. Wyglądała cudownie, w półmroku, z rozpuszczonymi włosami i odrobinę zawstydzoną miną. Zazwyczaj sypiała w legginsach i za dużym T-shircie, ze względu na niskie temperatury, które dopadały nas po zmierzchu w samochodzie. Teraz jednak, kiedy w budynku tak dotkliwie odczuwaliśmy utrzymujący się przez cały dzień ukrop, nie było potrzeby ubierać się cieplej. Tym bardziej żałowałem, że nie będę mógł mieć Sary przy sobie.

Idąc na palcach dotarła do łóżka i wślizgnęła się pod koc, układając się twarzą do mnie. Też się do niej odwróciłem. Zamierzałem na nią patrzeć póki nie zaśnie. W końcu całkiem niedawno odkryłem, że podziwianie urody tej niezwykłej dziewczyny stało się moim ulubionym zajęciem.

– Dobranoc, Adrien – wyszeptała.

– Dobranoc, Saro.

Uśmiechaliśmy się do siebie nie spuszczając z siebie wzroku. Za oknem rozległ się pisk opon hamującego auta. Jakiś pies w oddali zaczął ujadać. Ktoś krzyknął. Ale żadne z nas ani drgnęło. Jakby wszystko to, co działo się wokół nas nie istniało. Jakbyśmy na tym świecie byli tylko my. Ja i ona. Dwa żywioły, ogień i woda, które zamiast wzajemnie się niszczyć, zaczęły ze sobą współpracować.

– Odwróć się – powiedziała w pewnym momencie, zakrywając się dłońmi. – Inaczej nie zmrużę oka.

– Dlaczego?

– Bo nie mogę spać, kiedy wciąż na mnie patrzysz.

– Ty też się gapisz.

– To co innego. Ja... zawsze na ciebie patrzyłam, ale ty? Mnie nikt nie zauważał.

Give me one reasonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz