[23] Śliczności

14.3K 1.8K 442
                                    

co złego to nie ja

wiecie co robić, jeśli chcecie, aby świąteczny maraton trwał! #LoverSoe

...

Rhett

Wypełniałem niezbędne dokumenty rekrutacyjne, ponieważ zdarzył się cud i zatrudniły się u nas dwie nowe osoby. Graficzna z imponującym katalogiem i zajebiście wykształcony, z dużym doświadczeniem programista. Co więcej, wygraliśmy przetarg na duży projekt, który startuje w przyszłym tygodniu.

Więc w firmie wszystko zaczęło układać się w miarę dobrze. Zakładam, że równowaga wszechświata musiała zostać zachowana, dlatego inne kwestie się... pokomplikowały.

Ten weekend i tydzień po nim był istnym piekłem. Szmatławce i wszystkie te pseudoportale plotkarskie wychodziły z siebie, pisząc na potęgę bzdury o Leo i Blake. Czasami przeglądając to miałem ochotę pojechać tam i napluć na szanownego redaktora, który takie coś przepuszcza.

Leo wyjechał do rodziców. Oprócz sporadycznych zdjęć z Corrie, które mi wysyłał, praktycznie nie miałem od niego żadnej wiadomości. Czasami uciekałem się do pisania z jego mamą, czy aby na pewno wszystko z nim okej.

Z kolei Blake pisała do mnie codziennie i jej wiadomość zawsze brzmiała tak samo.

Czy wszystko z nim w porządku?

Odpisywałem jej, gdy tylko sam miałem jakieś informację.

Starałem się nie oceniać tego wszystkiego, bo nie miałem do tego prawa. Nie potrafiłem postawić się na miejscu żadnego z nich.

Mój telefon zabrzęczał na biurku. Sięgnąłem po niego, uśmiechając się szeroko jak jakiś wariat.

Grace: Mała szefowa chciała się przywitać z wujkiem :)

A na załączonym zdjęciu maleństwo, owinięte w śliczny, różowy kocyk, z rączką wyciągnięta przed siebie, jakby naprawdę się witała. Jej czarne włoski, z którymi się już urodziła, były przesłodkie i sterczały we wszystkie strony, a przymrużone mocno oczka sprawiały, że wyglądała na niezadowoloną.

Witamy na świecie.

Ja: Wieczór nadal aktualny?

Grace: Tak. Wpadaj, szefie!

Ja: Postaram się być o osiemnastej. Do zobaczenia!

Odłożyłem telefon, wracając do pracy i wypełniania dokumentów. Po jakiś piętnastu minutach, rozległo się pukanie do drzwi, po którym do środka weszła Lexy. Spojrzałem na nią ponad ekranem komputera, po raz kolejny dzisiaj podziwiając ją w tej sukience.

A może raczej powinienem nazwać to marynarką? W każdym razie miała na sobie tylko ją. Sięgała przed jej kolana, była cała czarna i zapinała się podwójnie złotymi guzikami, jak marynarka. Utrzymana w eleganckim klimacie.

I wyglądała w niej zajebiście seksownie, o czym nie powinienem myśleć w pracy. Jednak mój niewydarzony mózg właśnie postanowił odegrać przed moimi oczami to wszystko, co między nami zaszło na chwilę przed tragedią.

– Zrobiłam podsumowanie kosztów.

– Już? – zapytałem, gdy podeszła do biurka, a jej buty na obcasie zastukały głośno.

– Nie mogłam się skupić na innych dokumentach.

– Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać – przyznałem, podsuwając do siebie dokumenty. – Jeśli chcesz, to możesz już iść. Ogarnę resztę.

– Nie chcę wychodzić z pracy – zauważyła, opierając się o moje biurko.

Jej długie, lśniące włosy były pofalowane i wiedziałem, że układają się tak samoiście. Wiedziałem, bo dokładnie taką ją zapamiętałem, gdy obudziłem się obok niej, w domku rodziców. Piękną, z włosami rozrzuconymi na poduszce, gdzie skręcały się lekko.

Dating Lover [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz