37. Znajomy zapach wanilii i jaśminu

576 28 2
                                    

Madeline

Kiedy rano się obudziłam po chłopaku w którego ramionach pozwoliłam sobie odpłynąć nie było śladu, a druga część łóżka była idealnie zaścielona. Być może wyszedł od razu po tym jak zasnęłam w jego ramionach, ciężko było mi się domyślać co zrobił kiedy ja byłam nieprzytomna we śnie. To nie było istotne. W szczególności iż była dopiero godzina dziewiąta, a z korytarza dobiegł mnie dzwonek do drzwi. Byłam pewna, że jestem sama w mieszkaniu, ale nic bardziej mylnego, ponieważ dzwonek ustał i usłyszałam odgłos przekręcania zamka w drzwiach. Ktoś był w domu, a ja właśnie usłyszałam głosy dochodzące z korytarza. Pośpiesznie wstałam z łóżka, będąc ciekawa kogo nosi o tej porze i z kim jestem w domu ogarnęłam się w mgnieniu oka. Zrobiłam swoją poranną rutynę, którą powtarzam od paru dni. Związałam włosy byle jak w kucyk, przebrałam się w dresy i bez spoglądania w lustro zwyczajnie opuściłam pokój. Czułam się tu tak komfortowe, że nie czułam potrzeby aby przed opuszczeniem sypialni stroić się i malować. Miałam ważniejsze zmartwienia niż to jak wyglądam. I również mój wygląd na nikim nie robił wrażenie, wiec może nie było aż tak źle. Zdążyłam już na tyle poznać tryb Nate'a iż byłam pewna, że powinien być o tej porze w kancelarii. Zdziwiłam się też, że nie było nigdzie Divy, zazwyczaj kiedy mężczyzna wychodził uchylał lekko drzwi od mojej sypialni aby mogła wejść do mnie, oczywiście za moją namową i po długich negocjacjach zgodził się przystać na takie warunki. Był cholernie dobrym prawnikiem, wiedziałam to już od czasu tej przeklętej rozprawy w sądzie, w której uczestniczyłam ale ponadto cholernie ciężko było go przegadać swoimi argumentami. Jak się uparł nie było bata, aby zmienił swoje zdanie. Prywatnie była to ciążącą cecha lecz zawodowo niezastąpiona.

Stanęłam w progu sypialni najciszej jak się dało zamykając drzwi i nasłuchując głosów. Były one stłumione także musiałam wyjść z ukrycia, bo dźwięk dochodzący zza ściany nie pozwalał mi rozpoznać właścicieli głosu. Przemierzyłam mały korytarz i weszłam do kuchni, gdzie przy blacie stał Nate, a na stołku barowym siedział nie kto inny jak mój brat. Zdziwiłam się podwójnie i nawet tego nie ukrywałam. Ostatnio miałam niezłe rozdwojenie jaźni. Wieczorem był tu Scott, a z rana pojawia się Jake, zaczęłam się zastanawiać czy oni w jakiś sposób aby na pewno się nie umawiają, kto ma pełnić nade mną wartę. Chciałabym się mylić, ale byłam tego bardziej pewna niż nie pewna. Mężczyźni byli tak zajęci swoją rozmową, że nawet nie zauważyli że mają towarzystwo. Oparłam się o ścianę, założyłam skrzyżowane ręce na piersi i głośno odchrząknęłam co spowodowało, że dwie głowy automatycznie odwróciły się w moją stronę.

- O śpiąca królewna wstała. – odezwał się nie kto inny jak mój brat i nie oszczędzając sobie na powitanie złośliwości.

- Jest po dziewiątej. – stwierdziłam. – Normalni ludzie o tej porze zwykle jeszcze śpią. – dodałam z wyrzutem.

- Och obudziliśmy Cię? – zakpił sobie Jake, czym podniósł mi ciśnienie.

Doskonale wiedziałam, że stroi sobie żarty ale mimo wszystko dzisiaj wyjątkowo nie miałam na nie ochoty.

- O dziewiątej godzinie zazwyczaj normalni ludzi są w pracy. – wtrącił się Nate odpowiadając na moje stwierdzenie z rozbawieniem w głosie.

- Dobrał się jeden z drugim. – parsknęłam. – A więc co tu jeszcze robisz? – dogryzłam mu.

- Goszczę twojego brata. – powiedział machając dzbankiem z zaparzoną kawą w powietrzu.

Nie skomentowałam nawet tego, z kim przystajesz takim się stajesz tyczyło się to mojego brata i jego prawnika, a teraz także mojego. Miałam tylko nadzieje, że ta ich głupota jednak nie jest wędrująca. Ruszyłam w ich kierunku, podeszła do blatu od strony Jake'a i wsunęłam się sprawnym ruchem na krzesło obok niego. Obydwoje uważnie mnie obserwowali, co nie było również żadną nowością. Jake'a i Nate'a jako jedyni nie obchodzili się ze mną jak z jajkiem. Nie krępowali się żartować czasem niestosownie i nieadekwatnie do sytuacji oraz nie raz stawali się nad wyraz złośliwi. Byłam wdzięczna, bo wystarczyło mi że druga połowa moich przyjaciół traktuje mnie jakby podmuch wiatru miał mnie unieść do góry i wrzucić w wir kręcącego się tornada. Więc ich złośliwość choć drażniąca sprawiała, że wszystko się wyrównywało, a ja mogłam w pewnym sensie zachować swoją wypracowaną przez te kilkanaście dni stałą.

Lost hope I Zakończone IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz