31. Prawda bywa oczyszczająca

492 26 1
                                    


Madeline

Minął równy tydzień. Tydzień spokoju i jak to wszyscy mówili dochodzenia do siebie. Te słowo wywoływało we mnie nieznośne obrzydzenie, nie mogłam już go słuchać. Gdy chciałam coś zrobić każdy tylko powtarzał dojdź do siebie ja się tym zajmę i tak w kółko i w kółko. Doszłam do siebie, czułam się jak nowo narodzona. Ślady na moim ciele zaczynały powoli znikać. Nadal towarzyszył mi ból żeber przy gwałtowniejszych ruchach, ale był to już na tyle znośny ból iż nie przeszkadzał mi w czynnościach. Oczywiście Nate i mój brat zmusili mnie do zrobienia obdukcji, na która niechętnie przystałam. Zrobiłam to o co mnie prosili, ale na razie nie zamierzałam jej wykorzystywać, to był plan awaryjny chociaż nie miałam pojęcia czy jest jakiś główny plan. Oczywiście obaj mężczyźni byli niezadowoleni z tego co sobie postanowiłam, ale żaden z nich nie negował mojego zdania. Także po tygodniu spokoju i dochodzenia do siebie, nadszedł tydzień stawienia czoła rzeczywistości. W końcu musiałam stanąć twarzą w twarz ze swoim mężem, który ponoć zaciekle mnie szukał. Nikt nie powiedział mi tego wprost, ale ostatnio stałam się całkiem niezła w podsłuchiwaniu. Ponoć ciągle nawiedzał Scotta i jego dziewczynę odgrażając się im, był również u każdego z moich przyjaciół. Lecz żadne z nich nie nabrało się na jego groźby i trwale dążyli w postanowieniu iż nie mieli ze mną kontaktu. Znając go zapewne i tak im nie wierzył, przecież nie mogłam zniknąć tak nagle bez pozostawienia po sobie śladu. Odnalezienie mnie to była tylko kwestia czasu. Z tego co mówił Jake był nawet u moich rodziców, którzy za to zrobili aferę Jakowi, że nie potrzebnie miesza się w nie swoje sprawy. Coś tam mówili, że jeżeli pomagał mi w uciecze to srogo tego pożałuje, ale przecież co oni mogli mu zrobić. Był dorosły i z tego co zdążyłam się dowiedzieć całkowicie zależny tylko i wyłącznie od siebie. Wmawiali mu różne głupoty, które postanowił wyśmiać i nawet nie chciał mi o nich mówić, ale uprosiłam go. Po prostu potrzebowałam wiedzieć jakimi są potworami. Wmówili mu, że nie miałam prawa uciekać, a on nie ma prawa mnie ukrywać, że jeżeli ktoś to zgłosi na policje będzie miał srogie problemy. Niby jakie gdyby Miles zgłosił moje zaginięcie na policje wkopałby sam siebie. Nie był durniem, aby to  zrobić tego byłam pewna. Kiedy Jake wyznał im prawdę, że wie o wszystkim, wszystkiego się wyparli wmawiając mu, że to nie prawda. Zrobili ze mnie kłamczuchę, manipulantkę i osobę słabą psychicznie. Dosłownie tak powiedzieli: Nie wierz jej co mówi, ona jest słaba psychicznie. To małżeństwo pomogło jej nie trafić do wariatkowa. Śmiech na sali. Kiedy tego wszystkiego słuchałam, siedziałam z rozdziawioną buzia i tylko kręciłam głową, bo naprawdę nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Jak właśni rodzice mogą mówić takie rzeczy o własnym dziecku. Jeszcze byłam w stanie zrozumieć ojca, bo tak naprawdę nie byłam jego córką tylko dzieckiem jego żony na jego utrzymaniu, ale mama? Czy ona kiedykolwiek mnie kochała, jeżeli nie to po co w ogóle mnie urodziła. Mogła się mnie pozbyć, w końcu i tak traktuje mnie tak jakbym nigdy nie istniała i była tylko wiecznym utrapieniem. Próbowałam postawić się na jej miejscu, ale nie potrafiłam. Nie było żadnego racjonalnego wytłumaczenia na jej zachowanie. Aż tak mnie nienawidziła czy po prostu ojciec zrobił jej pranie mózgu, była tak zapatrzona w to co powie i robiła jak jej każe. Chociaż wątpiłam w to, żeby była nim zmanipulowana, robiła to co chciała, a nikt nie musiał dyktować jej warunków, sama je sobie wyznaczała. Przecież wcisnęła mnie w suknie ślubną, wmawiała bzdury o moim nowym lepszy życiu o tym jak dobrym człowiekiem jest mój mąż, jak bardzo jego rodzina nam pomoże, a przede wszystkim mi. Co za stek bzdur. Dobre życie? Już wtedy powinnam w to wątpić. Przez dwadzieścia lat takie nie było więc dlaczego po jej pustych obietnicach miałoby się coś zmienić. Nadzieja. To była jedyna trwała rzecz, bo choć ją traciłam bezustannie, to zawsze wracała. Czasem później, czasem szybciej, ale wracała bo nie była mi zupełnie obca.

Tym razem jednak wszystko było inaczej. Nie byłam sama. Miałam przyjaciół po swojej stronie. I naprawdę nie sądziłam, że tak będzie. Przez ten cały czas każde z nich odwiedzało mnie na przemian, nie było dnia w którym ktoś nie przyszedł do mnie chociaż na chwilę. Śmialiśmy się z Natem, że powinniśmy brać od każdego po dolcu za wstęp do mieszkania. Przez ten cały czas, żadne z nich nie zapytało o przeszłość. Zachowywaliśmy się tak jakby nie było złej przeszłości między nami. Byłam im za to wdzięczna, że nie pytają nie żądają natychmiastowych tłumaczeń. Wiedzieli, że potrzebowałam czasu, oni zresztą też. To nie była kolejna rozmowa na temat do którego klubu postanowimy dzisiaj iść. To była rozmowa, która mogła zmienić wszystko, a przede wszystkim mogła zmienić nas. Z Jakiem również się pogodziłam odbyliśmy krótką rozmowę na temat mojego wywodu, który zrobiłam na korytarzu.

Lost hope I Zakończone IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz