14.5. Płakałem razem z nią

444 15 0
                                    

Jake

Przetarłem zmęczoną twarz próbując zebrać myśli. Ciężko było mi się skupić kiedy w mojej głowie tliła się niepewność. Jedyną najrozsądniejszą opcją było to, żebym to ja poszedł do lekarzy i wypytał o własną siostrę, w końcu byłem jej bratem, muszą mi przekazać informacje o jej stanie zdrowia. Przecież to nie pieprzony dramat, żeby trzymać to w tajemnicy. Wszyscy się ze mna zgodzili, tylko tyle mogliśmy zrobić. Nim odszedłem w kierunku OIOMu, na który zabrano Madeline według Amary spojrzałem na każdego z osobna. Już wiedziałem czemu ta fenomenalna recepcjonistka pokierowała nas tam, zapewne myślała że chodziło nam właśnie o nią. W najgorszym przypadku pójdę do niej i poproszę ją choćby na kolanach, aby powiedziała mi cokolwiek, przecież ma dostęp do systemu, dla niej to zapewne kilka kliknięć a dla mnie to informacje na wagę złota. Nicholasa opuścił lekkoduch, którym był przez całe swoje życie, siedział na pobliskim krześle naprzeciwko sali, w której znajdywała się Amara. Pierwszy raz w życiu widziałem go tak poważnego. Sara opierała się o jego tors z lekko zeszklonym oczami, Jason próbował trzymać się w ryzach, ale nie szło mu najlepiej. Scott chyba nie muszę mówić jak wyglądał, bo tego co widziałem w nim nie mogły opisać żadne słowa. Stracił wiarę we wszystko, rozsypywał się na naszych oczach. On nigdy o niej nie zapomniał. Wiedziałem. Kiedy my zapomnieliśmy, żyliśmy własnym życiem on został w tyle, dla niego ciągle były dwa lata wstecz. Dla niego czas się zatrzymał właśnie wtedy kiedy ona opuszczała nasz rodzinny dom, zaś serce zatrzymało się w tym momencie i tylko wiedza, że żyje mogła je ponownie uruchomić. Nawet Jordan choć najmniej związany z Madeline stał przejęty z zawieszoną głową. Byliśmy tu wszyscy godnie walcząc o choćby najmniejszą informację.

Udałem się w stronę klatki schodowej aby zejść z pierwszego piętra na parter i udałem się z powrotem na oddział stając przed salą operacyjną  praktycznie na samym końcu korytarza. Bo to zapewne tu ją operowali. Musiałem wiedzieć co się z nią stało. Muszę wiedzieć, że ta operacja nie zagraża jej życiu. Nie mógłbym zasnąć gdybym nie wiedział, że jest cała i zdrowa. Nie wyobrażam sobie tego iż miałbym wrócić do domu, usiąść na kanapie z kubkiem ciepłej herbaty w dłoni z garścią popcornu oglądając program w telewizji. To byłaby jawna ironia.  Usiadłem na krześle czekając, aż ktokolwiek wyjdzie z sali operacyjnej albo będzie tu przechodziła jakakolwiek kompetentna osoba, mogąca udzielić mi jakiejkolwiek informacji. Tak się stało nawet chwilę po tym jak się tu zjawiłem. Lekarz w białym kitlu wyszedł z sali na chwilę się zatrzymując kiedy na mnie spojrzał był zdezorientowany ruszył ponownie przed siebie ignorując mnie. Wyglądał jakby się pomylił, zwątpiłem.

- Jestem bratem dziewczyny przywiezionej z pożaru. – zwróciłem się do mężczyzny gwałtownie wstając z krzesła kiedy mnie minął. nie zamierzałem przegapić nadarzającej się okazji. – Co z nią? To ją operowaliście, prawda?

- Przykro mi. – westchnął ciężko, nad czymś intensywnie się zastanawiając. Nie. Nie. Nie. Oglądałem wiele filmów, w których po tych słowach nie nastąpiły słowa pokrzepienia. Moje serce chwilowo stanęło w miejscu podobnie do serca Scotta i tylko oddech, jej oddech mógł je przywrócić do żywotu. Byłem przygotowany na wszystko, ale miałem mało czasu żeby się oswoić z najgorszym. To nie są rzeczy, które dzieją się codziennie i spotykają każdego przynajmniej raz w miesiącu. Pobyt w szpitalu był horrorem i nigdy nie kojarzył mi się z niczym dobrym. - Nie mogę udzielić Panu żadnych informacji. – sprecyzował dalej kończąc swoje zdanie tym samym dając mi pewnego rodzaju ulgę. Nie powiedział, że się nie udało. Też nie wyglądał na kogoś, kto nie mógł uratować życia drugiemu człowiekowi i zwyczajnie zawiódł.

- Jak to nie może Pan udzielić mi żadnych informacji? – wrzasnąłem zdezorientowany. – Madeline Torres to moja siostra. Jake Torres. – przedstawiłem się.

Lost hope I Zakończone IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz