21. Jeden cios

634 22 3
                                    

Madeline

Jasne promienie słoneczne wchodziły do środka przez niezasłonięte żaluzje wybudzając mnie ze snu. W momencie, którym potrzebowałam się wyspać, a moje życie było na całkowitym upadku pogoda postanowiła sobie ze mnie zakpić. Cudowna słoneczna pogoda zagościła po tej okropnej ulewie i burzy do Reedwood City. Na sam ten widok miałam ochotę zwymiotować, ale przecież po każdej burzy wychodzi słońce. Tyle obłudy jeszcze w jednym zdaniu nie istniało co teraz. Bo zamiast być coraz lepiej było tylko coraz gorzej.

Przeciągnęłam na łóżku swoje zmęczone wczorajszym dniem i kilkoma innymi ciało. Spojrzałam w lewo na leżącego obok mnie mężczyznę. I wydarzenia z wczorajszego wieczoru uderzyły ze zdwojoną mocą i nie okazały się okropnym koszmarem. To wszystko było prawdą. To była właśnie ta szara rzeczywistość o której chciałam za każdym razem zapomnieć. Wszystkie wspomnienia toczyły się po mojej głowie jak kula bilardowa. Miles zostawił mnie zupełnie samą w obcym miejscu, zadzwoniłam po Scotta aby po mnie przyjechał, przytulałam go i płakałam w jego ramionach, a później na niego nawrzeszczałam. Boże było mi tak wstyd za siebie i byłam na siebie tak cholernie zła, że pozwoliłam aby emocje przejęły moje ciało. To nie powinno się wydarzyć, żadna z wczorajszych sytuacji nie powinna mieć miejsca. To był jak strzelenie sobie w kolano, z serii jak skrupulatnie doprowadzić siebie na sam dół przepaści nie upadając. Bo wszystko co robiłam nie pozwalało mi upadać z wysokości, ja za każdym razem małymi krokami po prostu znajdywałam się coraz niżej,

- Musimy pogadać Madeline. – wyrwał mnie z zamyślenia głos męża, który leżał na prawym boku uważnie mi się przyglądając.

- Nie mamy o czym. – wyszeptałam zachrypniętym głosem z całej siły ściskają fragment kołdry, który chronił mnie przed rozpadnięciem się kolejny raz przed nim. 

Tak naprawdę mieliśmy o czym rozmawiać. Wiedziałam o tym ja i wiedział o tym on. Powinnam była mu wyrzucić co o nim myślę. Powiedzieć mu jak bardzo nim gardzę, jak bardzo go nienawidzę. Jak bez uczuciowym jest dupkiem. Ale czy było warto, mówić mu coś co zasugerowałam mu już milion razy? Czy było warto zaczynać ponownie ten sam temat, który i tak skończył by się moją winą, kłótnią i kolejnym nie potrzebnym stresem? Nikt jeszcze nigdy mnie tak nie upokorzył jak on. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zostawić swoją własną żonę na pewną śmierć. Bo tak naprawdę mogłam tam umrzeć, pozostawiana sama i zdana tylko i wyłącznie na los. Gdyby nie ten mężczyzna z baru umarłabym tam z zimna, przerażenia i samotności, a w najgorszym przypadku uderzyłby we mnie tylko piorun. Wiec odpowiadając na jego sugestie, tak musieliśmy porozmawiać, ale ja nie miałam na to absolutnie żadnej ochoty. Wolałam uznać, że nic się nie wydarzyło. Uciekałam za każdym razem, bo ucieczka nie pozwalała wracać do przeszłości, która tak bardzo boli. Stawienie czoła problemom i  mojemu mężowi nie wchodziło w grę. Uciekałam tak jak uciekał on przed chęcią zmiany.

Mężczyzna podniósł się z miejsca i podparł się dłońmi o miękki materac. Był jeszcze bliżej mnie. Nie chciałam aby na mnie patrzył, aby mnie dotykał ani oddychał obok mnie. Chciałam by zniknął i zostawił mnie w spokoju. Lecz nadaremne wtedy były moje prośby.

- Madeline spójrz na mnie. – powiedział twardym nie znoszącym sprzeciwu tonem. Ciągle tylko te rozkazy.

Nie spojrzałam, nie mogłam. Byłam zbyt dumna, spoglądniecie na niego było zbyt dużym czynem odwagi. Czułam się poniżona i upokorzona. Chociaż to on powinien mieć wyrzuty sumienia, to miałam je ja. Bo naraziłam nie tylko siebie, ale i innych na poniesienie konsekwencji. Podsunął się do pozycji siedzącej a następnie przełożył swoje nogi pomiędzy moim ciałem, że znalazł się w rozkroku. Uniósł biodra do góry nie chcąc przygniatać mnie ciężarem swojego ciała. Dłońmi podparł się obok mojej twarzy i nakierował ją w swoim kierunku. Spięłam się co nie uszło jego uwadze, ale też nie przeszkodziło w prawieniu umoralniających gadek.

Lost hope I Zakończone IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz