14. Płakałem razem z nią

436 15 7
                                    

Jake

Jeśli kiedykolwiek powiedziałem, że jakiś konkretny dzień był paskudny nie miałem racji, bo to co powiedziała mi pielęgniarka przez telefon zwaliło mnie z nóg. To był jeden z gorszych a nawet najgorszych dni w moim życiu. Przez chwilę poczułem się jakbym spadał w dół nie wiedząc co spotka mnie na samym dnie, niczym spadanie w otchłań bez możliwości ratunku. Gdyby nie Scott w tamtym momencie nie wiem co bym zrobił. Nie byłem pewny czy byłbym w stanie dojechać do szpitala. Może nie wpadłabym w taki stan gdyby nie wiszące nad nami groźby stosowane w kierunku mojej dziewczyny. Poczułem się tak jakby ten kto je wysyła był bezkarny, a ja mu pozwoliłem je spełnić. Nie ochroniłem jej dobrze, nie ochroniłem kolejnej ważnej osoby w moim życiu. Jakby nagle świat stanął w miejscu, a ja nie mogłem znaleźć przycisku play. Nawet nie zdawałem sobie sprawy w którym momencie wjechaliśmy przez bramę prowadzącą do szpitala. Kiedy zostałem wepchnięty do samochodu przez przyjaciela jedyne o co się modliłem to o to, aby nic jej się nie stało. Nie przeżyłbym tego. Za wiele już straciłem, kolejne straty nie zniosę. Nie wiedziałem dlaczego myślę tak pesymistycznie skoro byłem realistą, ale wizja straty była uczuciem nie do opisania. Tak silna, że wolałem dopuszczać do siebie najgorsze i być przygotowanym na wszystko, niż zgubić się ponownie w szarej rzeczywistości.

Nie za każdym razem kiedy odbiera się nieznane telefony ktoś w nim mówi, że budynek w którym przebywa ktoś bliski nagle niespodziewanie staje w płomieniach z walącym się sufitem. Jak to było w ogóle możliwe, żeby w biały dzień w miejsce, które zapewne bezbłędnie przechodzi każdą inspekcję, miejsce które znajduje się w centrum samego miasta nagle płonie a w szczególności do miejsca do którego codziennie przychodzi cała masa ludzi powierzając im swoje zdrowie i bezpieczeństwo. To nie mógł być przypadek. Nie było dzisiaj zbytnio gorąco, nie mogło też dojść do żadnego spięcia instalacji czy przegrzania. W tym roku pogoda nie rozpieszczała mieszkańców Reedwood City. Już coś wtedy wisiało w powietrzu, jakby samo niebo przeczuwało nadejście czarnych chmur i wyciągnięcie wszystkich dział.

W czasie podróży, w której Scott złamał prawdopodobnie każdy przepis ruchu drogowego nie odezwaliśmy się ani słowem. Ja byłem pogrążony w swoich własnych myślach, zestresowany bojący się o swoją dziewczynę zaś u Scott oprócz współczucia widziałem również kolejną dawkę bólu. Doskonale wiedział jak to jest stracić kogoś kogo kochamy chociaż nigdy nie powiedział tego na głos. Wszyscy wiedzieliśmy, że pokochał jedną osobę w swoim życiu, którą prawdopodobnie stracił. Być może ze swojej winy, winy mojej ale też jej. W tym wszystkim tak naprawdę nie było osoby, która byłaby niewinna. Wszyscy kłamali, ja też. Byłem doskonałym kłamcą z doskonałym kamuflażem być może miałem to we krwi. Jednak różniło nas jedno niektórzy kłamali by kogoś chronić, a inni kłamali chcąc poczuć zemstę. Czy to naprawdę było tego wszystkiego warte? Z tym pytaniem pozostał mój umysł lecz ciało już nie. Samochód nawet dobrze nie zdążył zatrzymać się na szpitalnym parkingu, a ja już wyleciałem z niego jak z procy, aby dosłownie w mgnieniu oka stać już na recepcji. Nie mogłem tracić czasu.

- Przepraszam. – zwróciłem się do młodej dziewczyny, która aktualnie rozmawiała przez telefon i nie wyglądało to na służbową rozmowę. Spojrzała na mnie i krótko mówiąc zwyczajnie mnie zignorowała podnosząc mi ciśnienie jeszcze bardziej. – Przepraszam chciałbym o coś zapytać. – zwróciłem się ponownie do niej, ale bez rezultatu. Uderzyłem dłonią z całej siły w blat zwracając uwagę nie tylko dziewczyny przede mną ale i okolicznych gapiów i odwiedzających szpital. – Pracujesz tutaj czy urządzasz sobie pogawędki przez telefon? – warknąłem kpiąca, a jej spojrzenie przystało na mnie. – Bo jeśli jednak pracujesz to skończ pierdolić o tym jak facet kolejny raz Cię oszukał, tylko zajmij się tym co do Ciebie należy. – wysyczałem nawiązując do usłyszanej rozmowy i nie siląc się na jakąkolwiek kulturalność w kierunku do tej bezwstydnej dziewuchy.  Miałem w tej chwili ją tam gdzie ona mnie dosłownie chwila temu. Obstawiałem, że dopiero co skończyła szkołę, a praca na recepcji nie była spełnieniem jej marzeń albo i też nie miała wyższych priorytetów. Była znudzona sama sobą, to czemu dziwiła się, że Ci jej pożal się boże faceci ją oszukują. W zaledwie kilka sekund wyprowadziła mnie z równowagi. Nie miałem nic do tego jak obijanie się w robocie, sam to nieraz robiłem, ale to był szpital. Tutaj ludzie rodzą się, umierają w mgnieniu oka. Czasem na pożegnanie to pięć minut pieprzenia o głupotach tej małolaty mogłoby być na wagę złota. Tak samo jak w tej chwili kiedy jedyne co wiedziałem to to iż jest w szpitalu nie wiedząc nawet w jakim stanie.

Lost hope I Zakończone IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz