26.5. Wizytówka

552 22 1
                                    

Madeline

Całą drogę do domu przesiedzieliśmy w ciszy, Miles zaparkował samochód w podziemnym garażu i jeszcze przez chwile siedzieliśmy w środku samochodu pogrążeni we własnych myślach. Wpatrywałam się pustym wzrokiem w betonową szarą ścianę przed sobą, która stała się najbardziej ciekawą i godną rzeczą do podziwiania. Jej kolor był nad wyraz imponujący a odchodzący miejscami tynk godny zachwytu. Byłam tak zajęta wpatrywaniem się w ścianę, że dopiero kiedy drzwi od strony kierowcy zatrzasnęły się zwróciłam uwagę, że jestem w samochodzie sama. A kiedy drzwi od mojej strony powoli się otworzyły zobaczyłam mojego męża. Nachylił się nad drzwiami bez słowa wyciągając w moją stronę dłoń. Miałam chwilę zawahania, która uleciała bezpowrotnie kiedy spojrzałam się prosto w jego oczy. Jego spojrzenie było mroczne bez krzty emocji, po prostu puste i przerażające. To sprawiło, że od razu chwyciłam swoją dłonią jego wyciągniętą dłoń i z jego pomocą wysiadłam z samochodu stając na własnych nogach. Ku mojemu zaskoczeniu złapał mnie delikatnie za rękę i złączył nasze palce w jedność. Był jedną wielką chodząca zagadką.

W ciszy przemierzyliśmy cały podziemny parking, weszliśmy do małej przestrzeni, w której znajdywały się windy. Małe kwadratowe pomieszczenie składające się z dużych przezroczystych drzwi na całą ścianę i metalowej puszki zwanej windą. Oczywiście, że wolałabym wybrać schody, ale mój sprzeciw nie sprawiłby że ruszylibyśmy się w stronę klatki schodowej. Wolałam zacisnąć dłonie w pięści i z mocno bijącym sercem po prostu wjechać tą cholerną windą. Jednak nie ma rzeczy niemożliwych. Ściany pokryte biała farbą, a podłoga składała się z szklanych kwadratowych kafelek w jakąś beżową maziajkę, nie wiem kto to projektował ale nie miał za grosz gustu.

Zastanawiałam się czy w tym pomieszczeniu było tak zimno, czy jakieś nieznajome zimne prądy przechodziły przez moje ciało bo zaczynałam się lekko trząść. To nie było ani jedno ani drugie, nie wiedząc czemu, ale całe moje ciało nerwowo reagowało na obecność mojego męża w tym momencie, jakby przeczuwało co może w każdej chwili nadejść. Czułam jak przez cały czas sprawdza każdy mój najmniejszy ruch, każdy oddech czytając ze mnie jak z otwartej księgi. Stresowałam się naprawdę tym, że wiedział o moim spotkaniu z Amarą. Teraz chociaż już wiedziałam czemu tak bardzo upierał się przed tym żeby nie dawać mi do niej adresu ani numeru telefonu, on po prostu wiedział co ją łączy z moim bratem. Kolejna tajemnica. Byłam najgorsza w posiadaniu tajemnic. Udawanie, ze wszystko jest w porządku miałam we krwi, jednak skrywanie tajemnic i zatajanie prawdy było moją słabością, bo nie trzeb było na mnie spojrzeć aby wiedzieć że coś wiem.

Wcisnął przycisk windy, na moje nieszczęście winda jechała z najwyższego piętra budynku, wiec czas ciągnął mi się niemiłosiernie długo. Nadal trzymałam go za rękę w oczekiwaniu na windę, nie byłam pewna czy chce wykonywać tak gwałtowny ruch i go puszczać, ale zapewne musiał czuć moje spocone dłonie na swoich. A po chwili nawet utwierdził mnie w swoim przekonaniu.

- Czym się denerwujesz Madeline? – zwrócił się do mnie nadal patrząc przed siebie.

- Nie denerwuje się. – odpowiedziałam najbardziej obojętnie jak się dało. Piętro czwarte, zaraz wsiądziemy, ale czy w metalowej puszcze bez wyjścia będę bezpieczna?

- To dlaczego pocą Ci się dłonie? – zapytał z kpina.

- Jest tutaj strasznie duszno. – wymyśliłam na poczekaniu, co w sumie nie było kłamstwem.

To małe ciasne pomieszczenie, nie miało żadnych okien ani klimatyzacji, a na zewnątrz była duchota w końcu nadchodziła prawdopodobnie burza. Miles parsknął tylko pusto na moje słowa i zwrócił swoją głową w moją stronę. Piętro trzecie.

- Chcesz mi o czymś powiedzieć?

W jego wyrazie twarzy nie odczytywałam nic, wydawał się obojętny. To też nie była żadna nowość. Jedynie można było wywnioskować iż nasza krótka pogawędka nie była istotna przynajmmniej tak sobie skrycie wmawiałam. Dla osób z zewnątrz mogła wyglądać tak jakbyśmy rozmawiali o tym czy kupić nowy ekspres do kawy albo o spontanicznym wyjeździe w góry, ale tak naprawdę nikt nie wiedział do czego ta niepozorna rozmowa mogła doprowadzić. W tym sama ja.

Lost hope I Zakończone IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz