40. Piątek - Zamknięcie przeszłości

550 24 0
                                    

Hejka :)

Zostały trzy rozdziały do końca tej historii plus epilog. :) Najbliższe rozdziały będę trochę dłuższe, ale będzie się w nich dużo działo :)

Miłego czytania :*

*******************************************************************

Jake

Obudziło mnie głośne uderzanie grubych kropel deszczu o parapet na zewnątrz. Zerwałem się na równe nogi, bo dźwięk był na tyle głośny iż mógł obudzić nawet zmarłego. Otwierając oczy nie było słońca i żaru z nieba natomiast zastałem ponurą panoramę za oknem. Było niemal ciemno po wczorajszym upale śladu nie było, na zewnątrz szalał wiatr a jemu towarzyszyły ostre rozświetlające niebo błyskawice. Panował istny chaos, a ja miałem dzisiejszego dnia wiele spraw do załatwienia.

Zerknąłem w lewo gdzie smacznie spała Amara. Zmieniam zdanie ta wichura była w stanie obudzić wszystko i wszystkich, ale nie moją dziewczynę, która miała grobowy sen. Wyglądała tak niewinnie kiedy spała, zupełnie przeciwnie do tego kim stawała się w środku dnia. Była diabłem wcielonym, a o ciszy nie było mowy. Chociaż kiedy spała mogłem napawać się spokojem, który uwielbiałem. Cały czas otaczałem się wśród hałasów i wrzasków, zaczynają od rodzinnego domu gdzie awantury były codziennością, następnie liceum, imprezy i studia, a teraz boisko na którym trener darł ryja nie mając nawet konkretnych powodów. No właśnie trener spojrzałem na zegarek dochodziła dziewiąta, a ja o dziesiątej trzydzieści miałem stawić się na treningu. Mimo, że miałem pozornie dużo czasu to tak naprawdę go nie miałem. Pośpiesznie wstałem z łóżka nie szczędząc się nawet na zachowanie ciszy, bo Amary nie obudziłby nawet dźwięk trąbki wygrywanej przy jej uchu. Oczywiście przy głośnym szamotaniu się po pokoju, wszystkie przedmioty wypadały mi z rąk. Telefon poleciał na podłogę z komody, który strzepnąłem kiedy otwierałem szufladę w komodzie, przy okazji przytrzasnąłem sobie jednego palca, na szczęście nie mocno a ból był tylko chwilowy, ale i tak bolało jak skurczybyk. Naprawdę moje życie to istny chaos.

Wychodząc z sypialni powstrzymał mnie głos zachrypniętej Amary.

- Uciekasz? – zaśmiała się walcząc z głosem.

- Chyba ktoś tu mocno zabalował. – zachichotałem patrząc na prawie nieprzytomną dziewczynę.

Nie dało się ukryć, że Scott i Madeline opuścili nas abyśmy spędzili wieczór sam na sam lecz to raczej nie było nam pisane, bo kiedy otworzyliśmy butelkę wina wpadła do mieszkania Sara, która ponownie pokłóciła się z Nicholasem, Jordan się zmył więc to my a w sumie to Amara musiała leczyć jej poranione serce. Po godzinie od przybycia Sary przyjechał po nią Nicholas z przeprosinami, problem polegał na tym, że dziewczyny upoiły się naszą butelką winą, z którą mieliśmy spędzić wspólny wieczór. Także ani ja ani Nicholas nie byliśmy zadowoleni z tego stanu rzeczy. Zresztą był sam sobie winien tak jak i ja. Więc miałem nadzieję, że chociaż im udał się wieczór, a zresztą co ja gadam. To moja siostra nie zamierzam rozmyślać jak spędziła wieczór z moim najlepszym kumplem. Nie to za dużo na moją głowę.

- Przepraszałam Cię już milion razy za to. – odparła unosząc się do pozycji pół siedzącej i podpierając plecami o zagłówek łóżka. – Tak wyszło. – wzruszyła ramionami.

- Tak w szczególności kiedy mamrotałaś przeprosiny półprzytomna pod nosem, masz racje wiele razy. – parsknąłem. - Idź lepiej dalej spać. – poleciłem dziewczynie bo nie wyglądała zbyt dobrze. – Wyglądasz jak zombie.

- A ty jak dziadek.

- Dziadek? – zapytałem zaskoczony.

Czy ona właśnie zasugerowała mi, że jestem stary? Może już nie byłem najmłodszy i często skarżyłem się na ból pleców czy głowy, ale bez przesady żeby od razu nazywać mnie dziadkiem.

Lost hope I Zakończone IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz