12.5. Pistolet na mojej dłoni

434 17 4
                                    

Hejka :) W tym rozdziale trochę się dzieje. Jak sami możecie się domyślić z poprzedniej części rozdziału przyszedł czas na rozprawę sądową, żeby was nie zanudzić postanowiłam wrzucić do niej trochę humoru. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jest on jednym z moich ulubionych jak do tej pory i poświęciłam na niego trochę więcej czasu. Miłego czytania :)

************

Scott

Weszliśmy przez wielkie brązowe drzwi ze złotą kładką na środku, a kiedy zatrzasnęły się za nami i cała nasz piątka wraz z ochroniarzem, który będzie obecny na sali stanęliśmy w miejscu, rozchodząc się do odpowiednich ław. Przeszliśmy wzdłuż kilku rzędowych miejsc siedzących składających się z ciemno brązowych ław, przypominających trochę te, które możemy znaleźć w kościele. Tylko brakowało przed nimi miejsca do klękania albo kto jak woli do oparcia nóg. W ramach wątpliwości pierwszy raz byłem w sądzie, a tym bardziej pierwszy raz byłem oskarżony, więc oglądałem wszystko z zainteresowaniem. W końcu sąd to miejsce, które niechętnie odwiedzamy, a już na pewno rzadko, bo przecież nie codziennie ktoś wnosi przeciwko nam oskarżenie albo na odwrót. To miejsce ze mną na czele to jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Mój prawnik poprowadził mnie na prawą stronę sali tłumacząc mi, że tą stronę przyjmuję strona oskarżona zaś na lewo naprzeciwko nas swoje miejsca zajęli Spencer z Westonem. Choć robiliśmy to dyskretnie to nie dało się ukryć, że uważnie obserwujemy każdy swój ruch. Po zajęciu właściwego miejsca i oczekiwania aż proces dokładnie się rozpocznie miałem chwilę na głębsze rozejrzenie się. Sala sądowa była rozmiarów być może podobnych nawet do takiej sali kinowej. Spora z wysokim sufitem z którego zwisało kilka czarno białych żyrandoli na długim łańcuchu. Sufit miał również wbudowane w siebie lampy ścienne ponadto był wyłożony jakąś mozaiką, która nie do końca wyglądała dobrze. Głównym odcieniem jaki panował w tym miejscu był ciemny brąz, głównie drewno. Za osobami przez które tu się znaleźliśmy znajdywało się wielkie okno rozciągnięte niemalże po całej długości pomieszczenia. Przysłonięte zostało tak samo wielką białą firaną. Po mojej prawej czyli dokładnie naprzeciwko drzwi przez które tu weszliśmy, znajdywał się stół sędziowski. W tym samym momencie do stołu podeszła jakaś kobieta, która zajęła równoległe miejsce z nim po lewej stronie stołu sędziowskiego.

- To protokolant. – odparł zapewne widząc moje zmieszanie.

- Pro co? – zapytałem zdezorientowany, a on tylko ciężko westchnął.

- Protokolant to inaczej sekretarz sądowy. – odparł, podrapał się nerwowo po głowie i dodał przekładając sądowy język na zwykły w którym mówią zwykli obywatele cholernej Kalifornii. – Zajmuje się sporządzeniem protokołu z rozprawy, czyli spisuje między innymi to co powiesz.

Skinąłem głową na gest zgody, Nate wrócił do przeglądania papierków a ja nerwowo ruszałem noga pod stołem. Skłamałbym gdybym powiedział, że się nie stresuje. Byłem zestresowany, bo to miejsce było tak formalne, ciche iż czułem że absolutnie tu nie pasuje. Kurwa. Mogłem ubrać tej pieprzony krawat. Przyglądałem się kobiecie, która odpaliła komputer i zapewne przygotowywała się do swojej pracy. Dobrze że spisuje to komputerowo, bo ręcznie obawiałbym się, że nie zdąży kiedy zacznę ze szczegółami opowiadać jakimi krętaczami jest przeciwna strona. Przed wizytą w sądzie starałem się podszkolić, żeby nie wyjść na nowicjusza, ale krzyczał on ze mnie z każdej strony. To co pisali w internecie gówno się miało do rzeczywistości.

Mężczyzna, który nas wpuścił kazał nam wszystkim powstać wiec tak też uczyniliśmy a po chwili do sali weszła kobieta w średnim wieku z todze a za nią jakiś dwóch innych mężczyzn w równie podobnym stroju co ona. Od razu domyśliłem się, że ta kobieta na przodzie to ta, która poprowadzi rozprawę. Gorzej trafić nie mogłem, trafiła mi się baba. W moim przekonaniu utwierdził mnie tylko Nate.

Lost hope I Zakończone IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz