6. Idris

51 3 0
                                    

Wziąłem jeszcze jednego gryza, wycierając dłonie w koszulkę i wypiłem duszkiem szklankę wody, stawiając szkło na blacie. Wzdychnąłem ciężko, musiałem się ewakuować stamtąd.

To, w jaki sposób patrzyła na moje usta i delikatnie je przetarła. Jej twarz była szczera i radosna, nie widziałem jeszcze, by tak szeroko się uśmiechała, odkąd tu mieszka. Mój puls od razu podskoczył. Poczułem coś, czego w moim życiu od dawna nie było.

W dodatku to zdrobnienie, chyba tylko matka tak na mnie mówiła, gdy byłem mały. To przywróciło wspomnienia z najgłębszych zakamarków.

W jej ustach brzmiało to wyjątkowo i niepowtarzalnie. Jej głos był czuły, nie poważny i zimny, jak zwykle. Zrobiła to, bo zachowałem się trochę idiotyczne, ale byłem cholernie głodny. Mikstury dają mi potrzebną energię, ale głód nadal odczuwam. Muszę zjeść choć jeden posiłek dziennie, a nie miałen niczego w ustach od wczoraj.

Pokręciłem głową, patrząc na palniki i bulgoczące płyny. Nie wierzę, że mi stanął, drgnął od razu, gdy dotknęła moich ust. Te sprawy były w moim życiu na ostatnim miejscu, albo jeszcze dalej. Właściwie, to nie istniały. Nie sądziłem, że moje ciało obudzi się w takim momencie. Ostatni raz robiłem to z Ecin, kilka dekad temu.

Miałem po tym blokadę i przyrzekłem sobie, że nigdy nie pójdę do łóżka z kimś, do kogo nic nie poczuję. Może mi stawać, ale dopóki nie zrodzą się do drugiej osoby uczucia, nic się nie wydarzy. To i tak było bezcelowe w moim przypadku, zacisnąłem mocno szczękę.

***

Odwiązałem wiadomość z łapy mojego sokoła. Czytałem szybko, marszcząc brwi.

- Coś się stało? - podeszła.

- Sześć dni stąd, na zachód, pojawiła się jakaś nowa choroba. Nie radzą sobie, muszę jechać - spojrzałem na nią krótko, przygotowując buteleczki, które zabiorę ze sobą.

- Jadę z tobą - odpowiedziała od razu - Nie stracę takiej okazji.

- Okazji, by stracić życie? - zapytałem z ironią.

- Będziesz miał motywację - uśmiechnęła się - Zobaczę jak pracujesz, mogę pomóc i dużo się nauczyć.

- To nie są żarty, jeśli się zarazisz, a ja nie zdążę stworzyć antidotum, umrzesz - powiedziałem poważnie.

- Kiedyś i tak to się stanie - wzruszyła ramionami. Przyglądałem jej się przez chwilę, szukając wahania w jej oczach, ale go nie znalazłem.

- Dobrze, zbieraj się, wyruszymy od razu.

***

Szliśmy po ulicach miasteczka, szukając lecznicy. Zostawiliśmy konie w karczmie i od razu wzięliśmy się za pracę. Arya szła kawałek za mną, przyglądając się wszystkiemu. Dotarłem na główny plac szukając wzrokiem kogoś, kto mnie wezwał. Ktoś zmierzał w moim kierunku, więc cierpliwie czekałem.

- Trucicielka? Jakby mało śmierci nam tu było.

- Może przyjechała zarobić, sprzedając szybszą śmierć.

- Zakała.

Nie wytrzymałem i odwróciłem się stronę grupki osób.

- Obrażacie moją uczennicę - powiedziałem groźnie - Jeśli macie jakieś uwagi, kierujcie je do mnie. Słucham.

- Co się tu dzieje? - rozejrzał się starszy mężczyzna.

- Panie wybacz... - tłum się rozszedł.

- Mistrzu, dziękuję za przybycie - Arya zdążyła dojść do mnie - Pani - ukłonił się.

- Co tu się dzieje? - musiałem dowiedzieć się szczegółów - Powiedz wszystko.

UzdrowicielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz